Zapomnij patrząc na słońce, Katarzyna Mlek
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 255
Mieliście kiedyś tak realistyczne sny, że nie byliście w stanie dostrzec granicy między nimi a jawą? Kiedy przypominaliście sobie jedno z tych sennych marzeń i zadawaliście sobie pytanie: „A może to nie było tak? Może to jednak wydarzyło się naprawdę?”. Sny lubią czarować, widzimy w nich to, co chcielibyśmy, żeby się spełniło, to, czego się boimy oraz czasami sytuacje kompletnie nieprawdopodobne, które nie mają żadnego związku z naszymi oczekiwaniami oraz lękami. Jednak czy aby na pewno? Może nie są one tak całkowicie bez znaczenia?
Hanka to dziewczynka uczęszczająca do szkoły podstawowej, która wychowuje się w biednej śląskiej rodzinie. Życie jej nie rozpieszcza, gdyż musi zmagać się z niechęcią matki, która po urodzeniu dziewczynki porzuciła swoje obowiązki i całymi dniami potrafi pić, palić i nie zajmować się domem. Dziewczynka za swojego sprzymierzeńca ma jedynie ojca, Janusza, który jednak nie jest w stanie przeciwstawić się nieraz okrutnie znęcającej się nad Hanką żonie. Jakby tego było mało, bohaterkę we snach odwiedza kruk, który pokazuje jej rzeczy straszne, od których nie sposób uciec. Z każdą chwilą sny te przybierają bardziej przerażającą formę, a życie Hanki zaczynają nawiedzać coraz to gorsze katastrofy.
Gdy zabierałam się za tę książkę absolutnie nie wiedziałam, czego powinnam się po niej spodziewać, ponieważ nie czytałam ani jednej recenzji, a i wybór tej lektury był decyzją spontaniczną, którą podjęłam w momencie, gdy tylko zobaczyłam okładkę i zerknęłam na opis. Pomyślałam sobie jednak, że motyw dręczących snów nie może być groźny, bo cóż strasznego może się przez nie wydarzyć? Muszę przyznać, że autorka całkowicie zaskoczyła mnie tym, co otrzymałam w napisanej przez nią książce i jest to zdecydowanie pierwszy jej atut.
„Zapomnij patrząc na słońce” raczej nie jest książką dla osób bardzo wrażliwych, ponieważ nie raz pojawiają się w niej brutalne sceny, okrucieństwo wobec innych ludzi, a tym bardziej wobec dzieci. Brak tutaj wyczerpujących opisów, ale wystarczy sam fakt, że momenty te przedstawiane są z dosadnością, wywołaną krótkimi aczkolwiek treściwymi sformułowaniami. Autorka nie owija w bawełnę, nie stara się „ułagodzić” tych konkretnych momentów i myślę, że dzięki temu są one tym bardziej wstrząsające. W zasadzie ciężko przewidzieć, w którym momencie i co się wydarzy, dlatego też czasami nie byłam przygotowana na niektóre z podanych scen, przez co tym bardziej wbijały mnie one w fotel.
Akcja, co prawda nie pędzi na łeb i na szyję, jednak fakt faktem, że kolejne wydarzenia pojawiają się po sobie w naprawdę szybkim tempie, mimo wszystko nie odczuwałam tego w sposób negatywny. Być może w przypadku innej książki uznałabym to za dużą wadę, jednak powieść Katarzyny Mlek to specyficzna książka, w której nie ma również konkretnych opisów, a i o osobowościach bohaterów nie za wiele można napisać, gdyż nie są oni zbyt przybliżeni czytelnikowi, jednak - i to właśnie jest zaskakujące - nie jest to minusem tej powieści. Cóż, jak już wcześniej wspomniałam – „Zapomnij patrząc na słońce” to książka specyficzna, której nie da się wrzucić w żadne spotykane dotychczas ramy i przypisać do konkretnego gatunku, gdyż jest ona tak naprawdę mieszanką odrobiny fantastyki, thrillera i obyczajowości, a to wszystko zdecydowanie działa na jej korzyść, ponieważ przedstawione jest w sposób wystarczający i nieprzesadzony.
Książka ta posiada dosyć ciężki klimat, przygnębiający, przez który niebezpiecznie szybko zostałam pochłonięta. Nie nadaję się do czytania takich książek, ponieważ niemalże natychmiastowo tracę humor i czuję się, jakby ogromny ciężar znalazł się na moich barkach, który zniknie dopiero wtedy, gdy po danej lekturze przeczytam przynajmniej dwie bardzo pozytywne, lekkie i wywołujące uśmiech na twarzy powieści. Z łatwością przejmuję emocje bohaterów i przesiąkam klimatem danej książki, dlatego też po takie smutne lektury sięgam rzadko.
Autorka potrafi zaskakiwać i robi to nie raz. Tak naprawdę książka ta pozbawiona jest przewidywalności, nie sposób domyśleć się, co wydarzy się w następnej kolejności, a samo zakończenie zaskakuje chyba najbardziej. Krótkie, niemal ucięte zdania przypominają te, które spotkać można na telegramach, dlatego ciężko było mi się do nich przyzwyczaić. Najciekawszą jednak rzeczą, czy może raczej postacią w tej książce jest sam kruk. Bo kim on tak naprawdę jest? Wytworem wyobraźni bohaterki? Nie raz ma się wrażenie, że istnieje on naprawdę. Alegorią lęków? Czy może czymś znacznie gorszym? Aby nad tym pogłówkować zapraszam do przeczytania książki, bo niewątpliwie jest to powieść godna uwagi.
Ocena: 8/10
Wyzwania: Pierwsze słyszę!