Od mojego spotkania z pierwszym tomem Kronik Rodu Kane minęło naprawdę sporo czasu, dlatego też zabierając się za kontynuację tej serii byłam przygotowana na to, że nie za bardzo będę potrafiła skojarzyć pewne fakty i przypomnieć sobie to, co miało miejsce w części poprzedniej. Pomimo tego, że „Czerwona piramida” naprawdę mi się spodobała, to najwyraźniej nie urzekła mnie na tyle, żebym mogła bez przeszkód po długim czasie przypomnieć sobie to, co miało w niej miejsce. Nie było to jednak żadną przeszkodą w tym, żebym mogła szczerze cieszyć się przygodą z „Ognistym tronem”, chociaż gdyby moja pamięć nie była aż tak wątła, książka ta wywarłaby na mnie większe wrażenie.
Przed Sadie i Carterem stoi ogromne wyzwanie, ponieważ to od nich zależą przyszłe losy całego świata. Wielki wąż Apopis próbuje się uwolnić ze swojej klatki i tak naprawdę spustoszenie, które spowoduje jest tylko kwestią czasu. Chyba, że rodzeństwu uda się obudzić Ra, który jako jedyny może równać się z potęgą Apopisa. Problem jednak polega na tym, że nikt nie ma pojęcia, gdzie znajduje się starożytne bóstwo, czasu jest coraz mniej, a wrogowie starają się ze wszystkich sił uniemożliwić Sadie i Carterowi wypełnienia ich misji.
Tęskniłam za powrotem do świata stworzonego przez Riordana, do magii i mitów starożytnego Egiptu, bardziej, niż mi się wydawało. Od zawsze to właśnie Egipt ze wszystkich starożytnych cywilizacji fascynował mnie najbardziej. Wszystko zaczęło się od oglądania w dzieciństwie bajki „Papirus”, która leciała wcześnie rano, jednak nie powstrzymywało mnie to od wygrzebania się z łóżka i wpatrywania się w ekran telewizora z szeroko otwartymi oczami. Historia stworzona przez Ricka Riordana zafascynowała mnie równie mocno i pomimo tego, że nie wszystkie wydarzenia dzieją się bezpośrednio w Egipcie (ciężko tym bardziej mówić o starożytnym), to pod wieloma względami „Ognisty tron”, tak samo jak „Czerwona piramida” przypomina mi te lepsze chwile z dzieciństwa, kiedy królowała beztroska, a oglądanie „Papirusa” było moim ulubionym aspektem każdego dnia.
Sadie i Carter mają bardzo ważne zadanie do wykonania, co, jak można się domyślać, skutkuje w mnóstwie wydarzeń, wzlotów i upadków, a przede wszystkim w bardzo ciekawych akcjach, kiedy to chęć doświadczenia przygody jest tak silna, że ma się ochotę wejść pomiędzy kartki tej powieści i przeżywać to wszystko, co w niej zawarte, wraz z bohaterami. W „Czerwonej piramidzie” akcja również parła do przodu niemalże od samego początku, jednak potrzebowała tak naprawdę trochę czasu, żeby się prawdziwie rozpędzić - tutaj historia porywa już od pierwszych stron i dobrze radzę wziąć głęboki oddech przed otwarciem tej książki, ponieważ przygoda porwie was tak szybko, że nawet tego nie zauważycie.
Bohaterowie, może nie znacznie, jednak niewątpliwie dorastają w tej części, rozumieją, że na ich barkach ciąży ogromne zadanie, od którego powodzenia zależą przyszłe losy świata, starają się także sprostać wymaganiom stawianym przez innych oraz walczyć z przeciwnościami losu. Jest to w pewien sposób tragiczne, ponieważ są to zwykłe dzieci, które - gdyby mogły - spędzałyby czas na graniu w gry komputerowe, robieniu zakupów i spotkaniu się z przyjaciółmi bez obawy, że kilka kroków za nimi znajdują się ludzie, którzy starają się, aby nie było dla nich szczęśliwego zakończenia. Autor poświęca również trochę miejsca na prywatne rozterki bohaterów, a dokładniej rzecz ujmując - na ich miłostki, pierwsze zauroczenia odpowiednie do ich wieku.
Połączenie dwóch światów w literaturze jest trudne i nie wszystkim się to udaje, jednak Rick Riordan poradził sobie z tym w mistrzowski sposób. Jakakolwiek blizna, która mogłaby powstać po złączeniu tych dwóch elementów, tutaj jest w zasadzie niewidoczna, dzięki czemu z łatwością można się pomiędzy nimi poruszać, a aspekty jednego ze światów pojawiające się czy naruszające ten drugi są w całkowitym stopniu naturalne i - co najlepsze - nie wydają się być w żaden sposób kiczowate.
Pomimo mnóstwa przygody, „Ognisty tron” pełen jest również wzruszeń, autor nie oszczędza czytelnika, ofiarując mu wydarzenia, które sprawiają, że łza zakręci się w oku lub wywoła chwilę melancholii. Wątki, które stworzył w tej książce, a które nie doczekały się swojego rozwikłania sprawiają, że mam jeszcze większą ochotę na sięgnięcie po kolejną część, aby przekonać się, jakie losy w następnej kolejności czekają na bohaterów. Tym bardziej, że większość postaci szczerze polubiłam, a nie dla wszystkich niestety życie było łaskawe. Po kontynuację sięgnę na pewno, a wszystkich pozostałych zachęcam do zapoznania się z tymi książkami, rozpoczynając od fantastycznej i wciągającej „Czerwonej piramidy”.
Ocena: 8/10
Wyzwania: Czytam fantastykę oraz Z półki 2013.