Kiedy czytelnik zbliża się do zakończenia przygody z jakąś serią, wówczas zawsze pozostaje pewna doza niepewności co do tego ostatniego tomu, obawa przed tym, że ostateczny rozrachunek z przygodami bohaterów będzie rozczarowujący i najzwyczajniej w świecie nie spełni pewnych, postawionych przez konkretną osobę wymagań. W takim właśnie miejscu znalazłam się i ja, gdy sięgałam po „Cień węża”, ponieważ w jakiś sposób zależało mi na tym, aby ten tom okazał się naprawdę interesujące i pomimo czytania 1/4 tej książki przez ok. 3 tygodnie z przyjemnością mogę uznać, że w niczym się nie zawiodłam podczas lektury tej powieści.
Ostateczna bitwa zbliża się wielkimi krokami. Apopis został uwolniony i grozi zniszczeniem całego świata, a Carter i Sadie nie za bardzo mogą liczyć na pomoc, ponieważ magowie są podzieleni, Walt staje się coraz słabszy, gdy jego dni dobiegają końca, a Ziya jest zbyt zajęta opiekowaniem się zgrzybiałym Ra - bogiem słońca. Istnieje tylko jedna szansa na pokonanie złowrogiego węża, ale będzie ona wymagała zaufania wrogowi, który zapewne spróbuje zdradzić ich w najbardziej odpowiednim ku temu momencie. Współpraca z nim wydaje się być szaleństwem, jednak Carter i Sadie zamierzają skorzystać z każdej szansy na pokonanie Apopisa.
Mam wrażenie, że Rick Riordan posiada niewyczerpalną kopalnię pomysłów, która niezmiennie mnie zachwyca. Tempo akcji w tej książce wcale nie spada wraz z końcem tej trylogii, a przygody, które przytrafiają się bohaterom, przeszkody, z którymi muszą się zmierzyć są równie zadowalające co w poprzednich częściach. „Cień węża” dostarczył mi bardzo wielu pozytywnych wrażeń i pomimo tego, że początek tej powieści czytałam bardzo długo i niezupełnie mogłam się w niego wgryźć (a to tylko dlatego, że dopadła mnie okropna niechęć do czytania), to jednak mogę uznać, że książka ta zachwyciła mnie i trzymała w napięciu od samego początku.
Kiedy wyjątkowo zbliżę się do jakichś bohaterów i gdy losy konkretnych postaci staną się dla mnie ważniejsze niż kogokolwiek innego w danej książce - wówczas naturalnie czytanie danej powieści staje się nie lada wyzwaniem. W tym momencie Rick Riordan wystawił moją cierpliwość na wielką próbę, nie szczędząc bohaterów, których pokochałam całym sercem. Czytanie o wszystkich negatywnych aspektach, które im się przytrafiały sprawiło, że przeżywałam tę powieść bardziej, niż normalnie przejęłabym się jakąkolwiek inną książką. Nie jest to oczywiście cierpienie równe agonii, aczkolwiek mogę Was zapewnić, że ani rodzeństwo Kane, ani pozostali bohaterowie nie będą mieli łatwo podczas tej ostatecznej rozgrywki z siłami zła.
Niełatwo jest rozstać się z tą trylogią, chociaż wiem, że z rodzeństwem Kane będę miała okazję spotkać się jeszcze w innej serii tego autora. Niemniej jednak cieszę się, że powieść ta okazała się tak dobrym zakończeniem całej tej historii, z równie świetną dawką humoru, dobrą narracją oraz ciekawymi, zapierającymi dech w piersiach wydarzeniami co w poprzednich dwóch tomach. Jestem pewna, że „Cień węża” całkowicie Was usatysfakcjonuje i pozostawi z uczuciem spełnienia, dzięki któremu będziecie miło wspominać tę trylogię.
Ocena: 9/10
Wyzwanie: Czytam fantastykę.
Ach, kocham wszystkie książki Riordana i muszę przyznać rację, iż ma on niesamowite pomysły i niebanalne zakończenia! Tu przede wszystkim staje mi przed oczami "Ostatni Olimpijczyk". A już w tym roku zakończenie Olimpijskich Herosów! Chyba się rozpadnę na kawałki z bólu :( W każdym razie, jeśli chodzi o Kroniki Rodu Kane, to pozostanę na zawsze Team Anubis, bo drugi pan... łagodnie mówiąc... nie zyskał mojej sympatii, ale odnośnie zakończenia - lepsze to niż nic! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Och, to już będzie koniec tej serii? Nie miałam pojęcia! Jeszcze nie zabrałam się za jej czytanie, muszę najpierw dokończyć bogów olimpijskich, więc wszystko przede mną. :) Co do zakończenia tej książki to Riordan wybrał opcję, która usatysfakcjonuje zapewne fanów obu bohaterów, co jest w sumie dobrym rozwiązaniem. Ja jednak nie pogniewałabym się o odrobinę więcej dramatu, w takim bardziej drastycznym wykonaniu - na pewno wiesz, co mam na myśli. :D
UsuńOj tak! Najlepiej by było, gdyby... nie będę rzucać nazwisk, ale... gdyby pewien KTOŚ umarł, tak jak mu było przeznaczone... No bo ludzie! :( On mnie po prostu doprowadzał do szału. Jeszcze chyba żaden bohater wymyślony przez Riordana, aż tak nie działał mi na nerwy! (Nie no dobra, w Olimpijskich Herosach, dołączają dwie postacie wkurzające, ale... dobra, dobra.)
UsuńStrasznie ci zazdroszczę, że cała przygoda z Olimpijskimi Herosami (i LEOOO <3) jeszcze przed tobą! :( I tak - "Krew Olimpijczyków" - to piąta i niestety już ostatnia książka z tej serii. :( Ale przed popadnięciem w depresję książkowokacową, ratuje mnie fakt, iż Riordan pisze już kolejną serię, tym razem z wykorzystaniem mitologii nordyckiej <3 Loki i te de, i te pe. :)
Ja akurat tego bohatera bardzo lubiłam, w sumie od samego początku, po prostu mam chrapkę na jakiś dramatyczny akcent, nie przepadam za całkowitymi happy endami, dlatego wolałabym trochę więcej tragedii jeżeli chodzi o zakończenie tej trylogii. :) Póki co w książkach Riordana nie ma bohatera, który w jakiś sposób by mnie denerwował, albo przynajmniej nie ma takiego, który doprowadzałby mnie do szału i mam nadzieję, że taka sytuacja się utrzyma na dłużej. :D
UsuńSłyszałam o tym, że Riordan pisze kolejną serię i bardzo się z tego cieszę, bo jak do tej pory chyba nie miałam okazji przeczytać niczego o mitologii nordyckiej - może być ciekawie. :)
Lenalee: U Riordana nigdy chyba nie będzie smutnych zakończeń, przynajmniej tak mi się wydaje. Nie ma również co liczyć na dramatyczną śmierć któregoś z głównych bohaterów, u niego się to po prostu nie zdarza. A co do denerwujących bohaterów to ja mam taką osobą, która stworzył ten autor, a jest nią Rachel. Ona mnie tak niemiłosiernie drażni, że za to powinni wsadzi ją do paki.
UsuńSeria o mitologii nordyckiej na pewno będzie ciekawa, kocham ten temat i nigdy mi się nie znudzi! Rick musi tylko uważać, bo zaraz mu się opcje do wykorzystania skończą! :D
Nie będę z tego powodu narzekać, niestety jednak jestem miłośniczką dramaturgii i drastycznych zakończeń, najbardziej plusują u mnie książki, które wyciskają łzy i wywołują ból, dlatego też liczyłabym na mniej szczęśliwe zakończenie. :)
UsuńDokładnie o tym samym sobie pomyślałam! Riordanowi chyba niedługo skończą się wszystkie opcje i ciekawe, co wtedy zrobi? :D Czym się zajmie?
Riordan to jeden z moich ulubionych bohaterów, ale w "Kronikach Rodu Kane" czegoś mi zabrakło. Moje serce jest chyba zarezerwowane tylko dla Percy'ego i jego fascynujących przygód, do których kocham wracać. Przy "Kronikach" nie mam tego uczucia, choć nie uważam tej serii za najgorszą na świecie i, o bogowie, wyrzućcie ją do śmieci.
OdpowiedzUsuńDla mnie szału nie było.
Ja jestem bardzo zadowolona z tej trylogii, ale zdecydowanie nie jest ona tak wystrzałowa jak przygody Percy'ego, które są po prostu niesamowite i "Kroniki Rodu Kane" zdecydowanie nie dorastają tej serii do pięt. :)
UsuńNie mam czasu, żeby zaczynać czytać kolejną serię. A szkoda, żałuję bardzo, gdyż Twoja recenzja skutecznie mnie do niej przekonała. Kurcze... mam dylemat ; )
OdpowiedzUsuńTe książki to akurat zaledwie trylogia, bardzo szybko można ją przeczytać, więc mam nadzieję, że kiedyś się skusisz. :)
UsuńNie czytałam jeszcze zbyt wielu książek tego autora (właśnie kończę serię "Percy Jackson i bogowie olimpijscy"), ale mogę podpisać się pod każdym Twoim słowem. Pan Riordan niejednokrotnie zaskoczył mnie już swoimi oryginalnymi pomysłami. Mam nadzieję, że wena go nie opuści i dalej będzie tworzył dla nas tak ciekawe i emocjonujące powieści :)
OdpowiedzUsuńOj, ja też mam taką nadzieję, liczę na to, że autorowi nigdy nie skończą się pomysły i dalej będzie podawał nam tak rewelacyjne książki. :) To jedne z niewielu powieści, które tak fantastycznie mnie relaksują i usuwają wszelkie napięcie, które się we mnie kumuluje z wielu przyczyn, dlatego też tym bardziej je uwielbiam. :)
UsuńJakoś nie sięgam po książki tego pana, nie wiem dlaczego, ale wcale nie czuję potrzeby ich czytania, mimo że według recenzji wypadają dobrze.
OdpowiedzUsuńMam jednak nadzieję, że kiedyś skusisz się na serię o Percym Jacksonie, bo jest po prostu niesamowita i choć przeczytałam dopiero dwie pierwsze części, to już kocham ją całym sercem. :) Ciekawa jestem czy przypadłaby Ci do gustu.
UsuńPróbowałam kiedyś przeczytać pierwszy tom tej serii mając nadzieję, że pokocham ją tak, jak tę o Percy'm. Stało się jednak tak, że nie dałam rady dokończyć tej książki. Powód - nieznany. W każdym bądź razie niedługo robię do tej serii drugie podejście.
OdpowiedzUsuńByć może powodem jest to, że ta trylogia jest po prostu dużo słabsza od serii o Jacksonie, nie ma co ukrywać. Ja zaczęłam ją znacznie wcześniej niż zanim zabrałam się za serię o bogach olimpijskich, dlatego niczego takiego nie odczułam, ale gdybym pierwszą część przeczytała teraz, już po "Złodzieju pioruna" i "Morzu potworów" to na pewno nie byłabym z niej aż tak zadowolona. :)
UsuńWłaśnie przeczytałam sobie ponownie drugi tom tej serii i trzeci zamierzam sobie przypomnieć, bo zatęskniłam za bohaterami, zwłaszcza Anubisem i Waltem ;) Uwielbiam Riordana i nie mogę się już doczekać jego kolejnych dzieł :)
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze ta trylogia, chociaż pierwszy tom już mam :D Niedługo zacznę czytać, bo naprawdę jestem ciekawa, zwłaszcza po Twoich recenzjach, jakie wrażenie wywrze na mnie :)
OdpowiedzUsuńulubię książki tego autora ale tej jeszcze nie czytałam:)
OdpowiedzUsuńNawet o tym tytule nie słyszałam, więc przede mną jest ta trylogia. Oj tak, bardzo nie lubię pożegnań z ulubionymi seriami.
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Mnie podobała się "Czerwona piramida" i "Ognisty Tron" też był nawet, nawet.. ale "Cień..." to już nie to:(
OdpowiedzUsuń