Kolejnym - według mnie dosyć istotnym i ciekawym - tematem, który chciałabym poruszyć są ekranizacje naszych lubianych i mniej lubianych powieści. Z łatwością można zauważyć, że na ekranach kin coraz częściej pojawiają się filmowe pierwowzory niektórych książek (a także przecież komiksów), które jednocześnie sprawiają, że dane książki stają się bardziej... na topie. Doskonałym tego typu przykładem jest „Gra o tron”, której serial znacznie wpłynął na zainteresowanie ludzi całą serią, a także „Igrzyska Śmierci”, kiedy to po wejściu do kin ekranizacji dużo więcej osób sięgnęło po tę trylogię, wcześniej niezbyt się nią interesując lub w ogóle nawet o niej nie słysząc. Prawda o ekranizacjach bywa jednak różna.
Problem z ekranizacjami bywa taki, że czasami nie można im się oprzeć i ciekawość jak przedstawiono konkretną książkę jest silniejsza od strachu przed tym, że spłycono i uproszczono naszą nie raz ukochaną historię. Czasami widząc trailery, zwiastuny i filmiki promujące dany film z góry nastawiamy się negatywnie lub pozytywnie do danej produkcji, a nasze przeczucia okazują się być zgoła różne od tego, w jaki sposób ta ekranizacja została faktycznie zrealizowana. Te pozytywne zaskoczenia są oczywiście najlepsze, ale czasami ciężko jest nie ulec uprzedzeniom i już po zobaczeniu pierwszego filmiku nawiązującego do ekranizacji niektórzy są w stanie stwierdzić, czy zdecydują się na jej obejrzenie, czy też nie.
Nie raz zapewne mieliście tak, że nogami i rękami zapieraliście się przed obejrzeniem jakiejś ekranizacji (byłam w takiej sytuacji nie raz, nie dwa), a jednak jakimś sposobem daliście się skusić na obejrzenie filmu i... rozczarowanie było ogromne. W takiej sytuacji powinny w ekipie filmowej znajdować się osoby, które dokładnie przeczytały konkretną książkę i za każdym razem, gdy reżyser czy scenarzysta wyskoczy z jakimś szalonym pomysłem to właśnie one powinny doprowadzić ich do porządku. Jak jednak wiemy - nie da się zmieścić czasami 400-stronicowej książki w 2 godzinach filmu, przez co cięcia są elementem niezbędnym przy tworzeniu ekranizacji. Są jednak ekranizacje fantastyczne („Władca Pierścieni”), nie raz nawet lepsze od samej książki („Zielona mila”), które można oglądać raz za razem i zachwycać się nimi na nowo. Da się? A pewnie, że się da!
Pisząc tego posta chciałabym się między innymi dowiedzieć co najbardziej Was denerwuje w przypadku ekranizacji? Jakich elementów nie znosicie? Spłycenia fabuły, pominięcia najważniejszych momentów w książce czy jeszcze jakichś innych aspektów? Na pewno znacie ekranizacje, które okazały się być całkowitą klapą, albo też takie, które ogromnie Was zachwyciły. Podzielcie się tytułami i swoimi przemyśleniami na ich temat oraz przede wszystkim odpowiedźcie mi na pytanie - lubicie oglądać ekranizacje czy raczej rzadko się ku nim skłaniacie? Co Was przed tym broni? Strach przed zepsuciem wizji o danej książce czy jeszcze coś innego?
Nie raz zapewne mieliście tak, że nogami i rękami zapieraliście się przed obejrzeniem jakiejś ekranizacji (byłam w takiej sytuacji nie raz, nie dwa), a jednak jakimś sposobem daliście się skusić na obejrzenie filmu i... rozczarowanie było ogromne. W takiej sytuacji powinny w ekipie filmowej znajdować się osoby, które dokładnie przeczytały konkretną książkę i za każdym razem, gdy reżyser czy scenarzysta wyskoczy z jakimś szalonym pomysłem to właśnie one powinny doprowadzić ich do porządku. Jak jednak wiemy - nie da się zmieścić czasami 400-stronicowej książki w 2 godzinach filmu, przez co cięcia są elementem niezbędnym przy tworzeniu ekranizacji. Są jednak ekranizacje fantastyczne („Władca Pierścieni”), nie raz nawet lepsze od samej książki („Zielona mila”), które można oglądać raz za razem i zachwycać się nimi na nowo. Da się? A pewnie, że się da!
Pisząc tego posta chciałabym się między innymi dowiedzieć co najbardziej Was denerwuje w przypadku ekranizacji? Jakich elementów nie znosicie? Spłycenia fabuły, pominięcia najważniejszych momentów w książce czy jeszcze jakichś innych aspektów? Na pewno znacie ekranizacje, które okazały się być całkowitą klapą, albo też takie, które ogromnie Was zachwyciły. Podzielcie się tytułami i swoimi przemyśleniami na ich temat oraz przede wszystkim odpowiedźcie mi na pytanie - lubicie oglądać ekranizacje czy raczej rzadko się ku nim skłaniacie? Co Was przed tym broni? Strach przed zepsuciem wizji o danej książce czy jeszcze coś innego?
Niby nic nie mam do ekranizacji, wręcz cieszę się, że niektóre książki znajdują swe odwzorowanie na ekranie, ale kiedy przychodzi co do czego, różnie reaguję. Zaczęłam oglądać Intruza, przeczytawszy książkę, i po jakichś dwudziestuparu minutach wyłączyłam, bo rozbieżności zbyt rzucały mi się w oczy. Na pewno wrócę do tego filmu, ponieważ wiem, że nie powinnam go z tego tytułu dyskwalifikować, ale widać, iż jednak często machinalnie porównujemy ekranizację do jej książkowego pierwowzoru. Przede wszystkim nie znoszę takiego znacznego uginania treści, szczególnie w sferze emocji. Mówiąc obrazowo: ksiazka zawiera głębsze przesłanie, którego nie biorą pod uwagę scenarzyści, tym samym czyniąc z ekranizacji pustą opowiastkę. Myślę, że tak jest w przypadku obecnie występującej na ekranach kin "Zimowej opowieści", która zbiera nie najlepsze opinie. I szczerze powiedziawszy, życzylabym sobie, by te negatywne wrażenia byly skutkiem niezbyt rzetelnego zobrazowania fabuły książki Helprina, bo jeśli film nie różni się zanadto od powieści, to wychodzi na to, że bedzie ona słaba. Cóż, na dniach zacznę ją czytać i mam nadzieję, że okaże się ciekawa, a film to po prostu pomyłka kompletnie niepodobna do powieści.
OdpowiedzUsuńCo do zepsucia wizji o książce przez obejrzenie filmu na jej podstawie - mnie to chyba (i oby) nie spotka, literatura to jedno, kino to drugie i potrafię to od siebie oddzielić. Ogólnie rzecz biorąc: przed samymi ekranizacjami się nie wzbraniam, natomiast całkiem możliwe, że po obejrzeniu oceniam je bardziej krytycznie z uwagi na wspaniałość powieści. :)
Temat ekranizacji to temat rzeka. :) "Grę o tron" akurat rzeczywiście zaczęłam czytać dzięki serialowi, ale wciąż trzymam się reguły - najpierw książka, a potem serial. Leci powoli, ale stałam się fanką zarówno serii książek, jak i serialu. Kolejną ekranizacją, którą uwielbiam są właśnie "Igrzyska śmierci". Z początku co prawda inaczej wyobrażałam sobie bohaterów i gdy ujrzałam obsadę zaczęłam niesamowicie narzekać, bo głowie Peeta pasował mi tam jak pięść do nosa. A co mi się nie podoba? Szczególnie zmienianie fabuły, które ma dość duże znaczenie. Ostatnio czytałam "Czarownice z Salem Falls" i następnie oglądałam film, gdzie zakończenie było diametralnie inne i zmieniło sens całości, który widoczny był dla mnie w książce. :)
OdpowiedzUsuńNiektóre ekranizacje są nawet warte uwagi (Igrzyska Śmierci), lecz nadal nie będą dokładnie odwzorowywać powieści. Nie można zrobić 7 godzinnego filmu, bo zanudzi to widza, więc muszą wyciąć niektóre momenty, rozumiem to. Ale bez przesady, wszystko zmieniać i w ogóle? To wtedy robi się dla mnie niesmaczne. Jednak nie odmawiam sobie zobaczenia ekranizacji. Ciekawość zwycięża :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
weronine-library.blogspot.com
Mam różne odczucia co do ekranizacji, ale najgorzej jest, kiedy zwiastun zapowiada świetny film, grę aktorską, scenerię i scenariusz, a w efekcie mamy jakieś takie coś. Nawet nie wiem jak to nazwać...
OdpowiedzUsuńOczywiście są też wyjątki. Najbardziej z ekranizacji zadowalają mnie melodramaty, romanse i w ogóle obyczajówki, chociaż gra aktorska też jest ważna, bo ktoś, kto gra jak drewno psuje często charakter postaci... Filmy s-f czy fantasy i inne też lubię, chociaż często jest tak, że efekty są beznadziejne, lub aktor, który ogólnie dobrze gra, w scenach akcji jest do kitu.
Ale pomimo wszystko oglądam z ciekawości, chociaż później mam ochotę pójść i wygarnąć reżyserowi... :D
Pozdrawiam!
Według mnie, ogólnie rzecz biorąc są filmy gorsze i lepsze, to samo tyczy się ekranizacji książek, samych książek i chyba... każdej dziedziny życia + każdy ma inne oczekiwania. Pierwsze, co trzeba wziąć pod uwagę to budżet, bo to, że film tworzony jest w Hollywood to jeszcze nic nie znaczy. Jeśli twórcy filmu nie mają kasy, to efekty będą słabe, a aktorzy...tani.
OdpowiedzUsuńOczywiście mam swoje ulubione ekranizacje, głównie takie, które wymieniłaś (Władca Pierścieni, Zielona Mila, Misery, Fight Club, co do komiksowych, to na pewno Watchmen, X-men).
A co do tego, czy ekipa filmowa przeczytała daną książkę... To też zależy od wyobraźni. Każdy z nas inaczej wyobraża sobie bohaterów, miejsca, itd. Często czytam komentarze typu: w książce miała brązowe włosy, a w filmie ma blond. Co z tego? Może reżyser właśnie tak wyobraził sobie tę postać, tę aktorkę? Każdemu nie dogodzimy ;) Poza tym, uważam, że jeśli ekranizacja miałaby być kropka w kropkę jak książka, to bez sensu byłoby kręcić takie filmy :D + niektórych treści książkowych nie da się "zmieścić" w filmie. Tak ogólnie to takie jest moje zdanie na ten temat :D
Jak się czegoś nie da zekranizować bez spłycania i okrawania do półtorej godziny seansu, to zawsze wszak mamy format serialu.
OdpowiedzUsuńCzytałam, że King świadomie pisze pod ekranizacje. Martin ewidentnie też się wiele nauczył, gdy przyznawał się do wyrzutów sumienia z powodu utraty pracy aktorów "Gry o Tron", których postaci zaszlachtował na łamach książki ;)
Myślę, że największy problem z ekranizacjami jest taki, że ciężko nam oddzielić film od książki, co powoduje często duże rozczarowania. Dawno nauczyłam się nie denerwować zbytnio na zmienianie czegoś w fabule, chyba, że nie ma to sensu/rujnuje cały przekaz. Moja naczelna zasada to: najpierw książka, potem ekranizacja, choć zdarza mi się tę zasadę łamać.Cieszę się, że ekranizacje powstają, bo sporo osób, które wcześniej nie czytały, nagle dzięki nim sięga po książki (chociaż jak słyszę, że "książka jest jakaś dziwna, bo w filmie było inaczej" to krew mnie zalewa...), zawsze jestem tych filmów ciekawa, ale z reguły książka wypada lepiej. Są oczywiście wyjątki. Na przykład mój ukochany film, "Zaklinacz koni" podobał mi się o wiele bardziej niż literacki pierwowzór, ale nie wiem, może to dlatego, że najpierw go oglądałam? Z kolei jak widzę takiego "Wiedźmina" i to co z nim zrobili filmowcy...
OdpowiedzUsuńNa temat ekranizacji to można się rozwodzić bardzo długo. I w sumie to dość interesujący temat (hah, w końcu właśnie o ekranizacjach filmowych pisałam moją prezentację maturalną ^^). Ja generalnie zawsze jestem ciekawa filmu na podstawię książki. Byleby tylko najpierw było czytanie, a potem oglądanie. Nie znoszę robić tego na odwrót, bo potem bezwiednie zostają mi w głowie pewne obrazy. Choć nie mówię, że obejrzenie jakiejś ekranizacji nie zachęci mnie potem do książki... chociażby serię z Robertem Langdonem, Browna przeczytałam zachęcona obejrzanym filmem (akurat "Anioły i Demony"). Z ekranizacjami to bywa równie. W przeważającej większości to ksiązka jest lepsza od filmu. Często film jest po prostu słaby i ledwo da się go obejrzeć, bywa też tak że sam film może i jest dobry... ale jest kiepskim odzwierciedleniem książki (chodzi mi że dobry film, ale kiepska ekranizacja powieści ^^), ale film lepszy od książki? Szczerze to nic nie przychodzi mi do głowy. No chyba, że liczyć "Pretty Little Liars" i "Plotkarę", ale to seriale... co nie zmienia faktu, że ksiązki moim zdaniem są fatalne, koszmarne wręcz, za to seriale bardzo lubię :) Najbardziej nie znoszę kiedy zepsują filmem moje ulubione książki. Taki "Intruz" chociażby, książkę uwielbiam, za to film... ledwie da się obejrzeć. Poucinali wiele ważnych scen, dodali jakieś inne dziwne, wszystko za szybko się toczy, a i aktorzy zero podobieństwa do opisanych w książce. Koszmar! Nie podoba mi się też co zrobiono z "Poradnikiem Pozytywnego Myślenia". Mieszane uczucia mam co do filmów z "Harrym Potterem", głównie przez wycięcie albo totalne okrojenie moich ulubionych wątków (Remusa Lupina! -_-) i dodanie kilku totalnie absurdalnych... choć same filmy bardzo lubię i oglądałam wiele razy. A jakie ekranizacje lubię? Zdecydowanie "Zieloną Milę", "X-menów", "Igrzyska Śmierci" też są całkiem niezłe ;)
OdpowiedzUsuńLubię oglądać ekranizację, choć to w sumie taka gra w rosyjską ruletkę jest. Z jednej strony przyjemnie jest zobaczyć na dużym ekranie ulubioną historię, ale z drugiej... Trzeba liczyć się z tym, że może ona wyglądać zupełnie inaczej. Najgorzej jest ze spłycaniem wątków, tudzież skupianiu się na tylko jednym z nich i olewaniu pozostałych (tak, jak w przypadku ,,Pięknych Istot" - sam film jest nawet fajny, ale jako ekranizacja... Okrojony tylko do wątku romansowego i do tego wycięto bardzo ważne wydarzenia, praktycznie zamykając sobie drogę do kontynuacji). Z tym też łączy się pomijanie ważnych, bądź nawet kluczowych momentów dla fabuły. Z ekranizacji lubię Zieloną milę, Fight club, Harry'ego Pottera (choć nie jest bez wad), Władcę pierścieni, Poradnik pozytywnego myślenia też mi się podobał...
OdpowiedzUsuńIrytowanie się wyborem aktorów/wyglądem postaci to dla mnie najmniejszy pikuś przy ekranizacji.
Szczerze, to ja czasami nawet nie wiem, że dana czytana już przeze mnie książka miała swoją ekranizację... Tak było na przykładzie "Jutra"- dowiedziałam się przypadkiem, od przyjaciółki. Sama nie mam na tyle czasu ( a wręcz nie lubię długo siedzieć w necie ), aby sprawdzać, czy jakaś ekranizacja powstała. Ostatnio skusiłam się do obejrzenia najnowszego ujęcia "Wichrowych wzgórz", ale po 15 minutach filmu skapitulowałam ! Może spróbuję jeszcze na starszych wersjach :) ogólnie na bieżąco oglądam również serial- 'Pretty Little Liars' mimo tego, że książek nie zdążyłam jeszcze przeczytać... Ale może jakoś sama sobie to wybaczę :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń