17 lipca 2014

Legenda. Patriota, Marie Lu

Rozstawanie się z ulubionymi seriami czy trylogiami to coś, czego nie lubię chyba najbardziej, bo sam fakt, że dana historia dobiegła końca i nigdy nie dowiem się, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów jest niezwykle dobijający. Niestety przygody bohaterów nie mogą ciągnąć się w nieskończoność, co nie zmienia jednak faktu, iż rozstania te są bardziej bolesne, niż bym sobie tego życzyła. Jak zapewne już dobrze wiecie, poprzednie dwie części trylogii „Legenda” całkowicie i bezapelacyjnie pokochałam, dlatego też czytanie „Patrioty” starałam się przedłużać jak tylko to możliwe, żeby zbyt szybko nie opuszczać wykreowanego przez Marie Lu świata. 

Jeżeli Day i June myśleli, że w ich życiach zapanuje spokój, to niestety grubo się pomylili. Pokój, który zapanował w Republice szybko dobiega końca, kiedy w Koloniach wybucha epidemia, gorsza, niż kiedykolwiek wcześniej, a winą za to obarcza się właśnie Republikę, która jeżeli nie znajdzie antidotum na tę groźną plagę, wówczas zostanie wciągnięta w wojnę, potrafiącą całkowicie jej zniszczyć. Jedyną szansą na znalezienie antidotum jest Day, jednak czy po tym wszystkim, przez co przeszedł, zdecyduje się on poświęcić to, co jest dla niego najważniejsze, dla większego dobra?

Pomijając fakt, że ktoś okropnie zaspoilerował mi zakończenie tej książki, to jednak wydarzenia w niej były dla mnie sporym zaskoczeniem. Niektórych zwrotów akcji kompletnie bym się nie spodziewała, dlatego momentami czytałam tę powieść z otwartymi ustami, ledwo powstrzymywałam się nawet od przecierania oczu ze zdziwienia, ponieważ to, co zaserwowała mi autorka jest naprawdę świetne. Co najgorsze jednak - zakończenie tej historii kompletnie nie przypadło mi do gustu. Na samym końcu tej książki znajduje się rozdział a'la „10 lat później”, które naprawdę świetne zamknięcie wszystkich wątków, pozostawienie nieco otwartego zakończenia zniszczył kompletnie i pozostawił mnie z grymasem zawodu na ustach. Spodziewałabym się czegoś bardziej gorzkiego, nieszczęśliwego, większej ilości dramatu, która sprawiłaby, że zakończenie byłoby dla mnie wręcz idealne, dokładnie takie, jakie moim zdaniem powinno być w przypadku tej historii, biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia. Niestety jednak autorka zmarnowała tę szansę, czego chyba nigdy nie odżałuję. 

W gruncie rzeczy jednak uważam tę powieść za naprawdę świetną historię, która wciągnęła i zafascynowała mnie tak, że ledwo powstrzymywałam się przed dawkowaniem sobie tej lektury, co przecież tak zawzięcie chciałam robić. Niestety jednak przez ilość wydarzeń, które wywoływały natychmiastowy potok łez z moich oczu najzwyczajniej w świecie nie byłam w stanie czytać tej książki tak wolno, jakbym tego chciała, ponieważ po prostu musiałam jak najszybciej dowiedzieć się, co stanie się później, czy bohaterowie wyjdą jakoś z tarapatów, w które się wpakowali i czy jest to możliwe, żeby spotkało ich jeszcze więcej zła, niż do tej pory.

Oprócz łez nie obyło się także bez irytacji, której przyczyną była June i jej związek z Day'em. Denerwowała mnie jako indywidualna postać, jej ciągłe jęczenie, wspominanie przeszłości, użalanie się nad swoim własnym losem, a także jako dziewczyna, w której Day ulokował (na nieszczęście) swoje uczucia. W poprzednich częściach nie miałam aż tak negatywnych wrażeń w związku z relacją pomiędzy tymi bohaterami, jednak podczas czytania „Patrioty” nieustannie liczyłam na to, że autorka raz na zawsze zakończy ich związek. Czy tak się stało? Zachęcam Was gorąco do przeczytania tej trylogii, jeżeli tylko jesteście zaciekawieni oraz jeżeli szukacie naprawdę dobrej, porządnie napisanej dystopijnej historii. 

Ocena: 8/10
Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger