Rick Riordan jak żaden inny autor przyzwyczaił mnie do tego, że z książki na książkę poziom jego twórczości staje się coraz lepszy, a każda kolejna przeczytana przeze mnie jego powieść zachwyca mnie coraz bardziej. To wyjątkowy pisarz, po którego książki mogę sięgać w ciemno, nie czytając nawet ich opisów, bo wiem, że na pewno się na nich nie zawiodę. I uwierzcie mi, że dzień, w którym Rick Riordan przestanie pisać będzie dniem, w którym zatonę we łzach i pogrożę się w depresji, bowiem żegnanie się z jego twórczością będzie niczym żegnanie się z najbliższym członkiem rodziny. To coś, na co nigdy nie będę przygotowana.
Młot Thora znów zaginął. Bóg piorunów ma niepokojący zwyczaj gubienia swojej broni – najpotężniejszego oręża w dziewięciu światach. Tym razem jednak stało się coś poważniejszego: młot wpadł w ręce wroga. Jeśli Magnus Chase i jego przyjaciele nie odnajdą szybko młota, światy żywych pozostaną bez ochrony przed inwazją olbrzymów. Rozpocznie się Ragnarök i dziewięć światów stanie w płomieniach. Niestety jedyną osobą, która może wynegocjować zwrot broni, jest najstraszliwszy wróg bogów – Loki. A cena, jakiej za to żąda, jest bardzo wysoka.
„Młot Thora” świetnie rozwija poznane wcześniej przez czytelników postacie, o których w tym tomie dowiedzieć można się znacznie więcej. Ich charaktery pod wpływem toczących się wydarzeń zostają wystawione na próbę, autor nieustannie testuje poszczególnych bohaterów, przez co stają się oni nam coraz bliżsi. Nikt w tej książce tak naprawdę nie zostaje pominięty - co więcej - pojawiają się nowe osoby, które cudownie urozmaicają poznane przez nas wcześniej towarzystwo, osoby z charakterkiem, odwagą i stanowczością, których nie sposób jest nie pokochać. Postacie w tej książce są naprawdę pięknie zarysowane, barwne, rzeczywiste, takie, wobec których nie sposób jest nie poczuć chociażby odrobiny sympatii.
Podoba mi się to, że Rick Riordan nie boi się w swoich książkach poruszać tematów uznanych przez wielu za kontrowersyjne, jakimi są religia, rasa, orientacja seksualna czy tożsamość płciowa, a robi to w bardzo subtelny i zgrabny sposób. Dzięki temu książki tego autora w całkowicie nienachalny sposób potrafią uczyć i przekazywać bardzo ważne prawdy życiowe, którymi kierować się powinien każdy - jak chociażby to, że niezależnie od różnic między ludźmi każdemu należy się szacunek i każdy z nas może zostać bohaterem - nie ważne, jaki ma kolor skóry, jaką (o ile w ogóle) wyznaje wiarę czy jaką ma orientację seksualną. To w książkach Riordana kocham najbardziej.
Już po przeczytaniu „Młotu Thora” zapoznałam się z kilkoma recenzjami innych czytelników, którzy pisali, że zaskakująco zawiedli się na tej książce - z radością mogę stwierdzić, że mnie coś takiego absolutnie nie dotyczy. Może książka ta nie powaliła mnie na kolana aż tak bardzo jak pierwszy tom, niemniej jednak bardzo przypadła mi do gustu. Wartko toczące się wydarzenia sprawiły, że podczas jej czytania nie byłam w stanie złapać oddechu, każdą kolejną stronę dosłownie pożerałam, a spać kładłam się z myślą tylko i wyłącznie o tej powieści i o jak najszybszym powrocie do czytania. Nie raz śmiałam się na głos podczas tej lektury, Riordan po raz kolejny zachwycił mnie swoim powalającym humorem, który cudownie umilał mi czytanie tej powieści - do tej pory mam uśmiech na ustach, gdy pomyślę sobie o co zabawniejszych sytuacjach.
„Młot Thora” dla starych wyjadaczy Ricka Riordana jest absolutnym must read, natomiast dla osób dopiero poznających twórczość tego autora seria Magnus Chase i Bogowie Asgardu może stać się serią, dzięki której pokochacie książki tego pisarza, dlatego jak najbardziej zachęcam was do dania im szansy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.