1 listopada 2017

Żniwiarz. Pusta noc, Paulina Hendel


Moje podekscytowanie tą powieścią było dosyć spore – pomimo wielu negatywnych recenzji ja i tak nie mogłam się doczekać sięgnięcia po „Pustą noc”. Coś mi mówiło, że może to być bardzo ciekawa, lekka i odprężająca lektura, a moja zdająca się coraz bardziej rozkwitać miłość do mitologii słowiańskiej sprawiała, że obojętne przejście obok tej książki było rzeczą niemożliwą. Cóż, szkoda, bo dzięki temu oszczędziłabym sobie prawie dwóch tygodni męczarni, jaką było czytanie tej powieści.  

„Pusta noc” opowiada o Magdzie, z pozoru zwykłej dwudziestolatce, która pracuje w małej księgarni, a w wolnych chwilach... zamiast spotykać się ze znajomymi – poluje na potwory. Mając za wsparcie wujka Feliksa, wykwalifikowanego, ponad stuletniego żniwiarza, dzielnie rozprawia się z upiorami, których większość nie spotyka nawet w swoich najgorszych koszmarach. Względnie rutynowe życie dziewczyny zmienia się drastycznie wraz z pojawieniem się Mateusza, z którym zaczyna łączyć ją pewne powoli rodzące się uczucie oraz przybycie najpotężniejszej, niebezpiecznej istoty, z jaką Magda miała do tej pory do czynienia.  

Pisząc tę recenzję, myśląc o tej książce, o wszystkim, co wydarzyło się na jej kartach – czuję po prostu niesamowity niesmak. Pomimo tego, że moje oczekiwania względem niej naprawdę nie były duże, to i tak niesamowicie mnie ona zawiodła, a czytanie jej nie dostarczyło mi ani odrobiny przyjemności. Te dwa tygodnie, w trakcie których próbowałam rozprawić się z tą książką były dla mnie prawdziwym horrorem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu odkładałam sięganie po dany tytuł nie dlatego, iż był on tak dobry, że nie miałam ochoty go kończyć – wręcz przeciwnie, historia ta była tak nudna, tak bardzo zniechęcająca, że wielokrotnie miałam ochotę na odłożenie jej już w połowie i zapomnienie, że kiedykolwiek miałam ją w rękach.

Spośród szeregu rozczarowań, jakie podarowała mi „Pusta noc”, największe z nich wiąże się zdecydowanie z motywem mitologii słowiańskiej, z tym, w jaki sposób autorka potraktowała ten aspekt i jak go w swojej powieści przedstawiła. Fakt faktem – został on potraktowany do bólu po macoszemu, pojawiające się w „Pustej nocy” upiory traktowane były, takie mam wrażenie, jako coś oczywistego, co nie wymagało większego wytłumaczenia lub – co w sumie najważniejsze – zarysowania ich tła, dzięki czemu stawałyby się... bardziej rzeczywiste, jakkolwiek to brzmi. Niestety żadne z wierzeń, żadne z upiorów nie zostały zbyt dobrze zarysowane, co boli mnie chyba najbardziej. Nie dość, że tych słowiańskich elementów było moim zdaniem naprawdę mało (co jest samo w sobie absurdem, biorąc pod uwagę fakt, że historia ta ma na dobrą sprawę opierać się na tych wierzeniach), to jeszcze ich bardzo słabe przedstawienie sprawiło, że tego mitologicznego klimatu nie czuć tutaj ani przez chwilkę.

Mówienie, że książka jest nudna to naprawdę żaden argument przemawiający za tym, że „Pusta noc” nie jest warta przeczytania i ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, mimo wszystko jednak jej akcja prowadzona jest w sposób tak nużący, że za jednym posiedzeniem nie byłam w stanie przeczytać więcej niż kilkanaście stron, gdyż większa ich ilość sprawiała, że dosłownie zasypiałam. Wydarzenia rozgrywające się na kartach tej powieści nie robiły na mnie żadnego wrażenia, bardzo często czułam, że jej tempo chwilowo toczy się coraz wolniej, aż dochodziło do sytuacji, w których, dłużyła się ona do tego stopnia, że czytanie tej powieści stawało się prawdziwą udręką. Zdecydowanie zabrakło mi tutaj nieco bardziej ekscytujących wrażeń, dużo szybszego tempa, sytuacji, które napędzałyby akcję, większej ilości scen, które sprawiałyby wrażenie punktów kulminacyjnych, ale nimi nie były, a jedynie rozbudzały we mnie apetyt na poznanie dalszego ciągu tej historii. W „Pustej nocy” nie dzieje się nic, absolutnie nic ciekawego i właśnie z tego powodu jej czytanie było dla mnie tak trudne.

Bardzo nie spodobał mi się styl, w jakim napisana jest ta książka, język autorki, ponieważ o tzw. „lekkim piórze” zdecydowanie nie może być tutaj mowy. Wiele zdań niesamowicie zgrzytało mi podczas czytania głównie ze względów stylistycznych, ale również z powodu braku pewnego realizmu. W wypowiedziach bohaterów brakowało mi autentyczności, nie były to zdania, które mogłyby zostać wypowiedziane przez prawdziwych ludzi, przez osoby z krwi i kości. Jakby tego było mało – także i humor prezentowany na kartach tej powieści był humorem na raczej niskim poziomie, dosyć drętwy, wywołujący u mnie jedynie uśmiech politowania.

„Pusta noc” jest w gruncie rzeczy również powieścią bardzo przewidywalną, ten wielki „twist”, który przedstawia autorka na końcu historii jest czymś tak bardzo oczywistym, że domyśliłam się go już na długo przed połową książki. Bohaterowie nie zachwycają swoimi charakterami, to raczej puste, papierowe postacie, których losy w żaden sposób nie dostarczały mi większych emocji, a relacje między nimi powstawały na zasadzie opisowej – więcej było mówienia o tym, że coś ich łączy, niż faktycznego ukazania tych relacji, jak chociażby w przypadku Magdy i Mateusza – gdzie to wspomniane uczucie? Książka Pauliny Hendel zdecydowanie nie jest powieścią, którą mogłabym komukolwiek polecić, bardzo żałuję straconego na nią czasu, a jeżeli szukacie lekkich i odprężających powieści (choć również nie bez wad) w słowiańskich klimatach, wówczas proponuję sięgnąć po serię „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk, w niej przynajmniej dzieje się coś, co absorbuje uwagę czytelnika.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger