Zdawałam sobie sprawę z tego, że „Magonia” może mi się nie spodobać, biorąc pod uwagę ilość negatywnych lub średnio-pozytywnych recenzji, w których wymieniano wady tej książki zazwyczaj powodujące to, że dana lektura nie przypada mi do gustu. Staram się nie podchodzić negatywnie do czytanych lektur, zawsze myślę sobie, że pomimo negatywnych recenzji mogę przecież znaleźć się w tym procencie osób, którym powieść się spodoba. Jednakże, w przypadku „Magonii” moje uczucia są bardzo mieszane, dlatego też ciężko jest mi jednoznacznie stwierdzić czy jestem z tej lektury zadowolona, czy może jednak nie.
Aza Ray Boyle topi się w powietrzu. Od dzieciństwa cierpi na tajemniczą chorobę płuc, z którą ciężko jest oddychać, mówić – w ogóle żyć. Kiedy więc Aza zauważa statek na niebie, jej rodzina przypisuje to skutkom ubocznym zażywania leków. Aza jednak nie wierzy, by była to halucynacja. Słyszy ze statku głos wzywający ją po imieniu. Tylko jej przyjaciel, Jason, słucha. Jason, na którego zawsze może liczyć. Jason, do którego chyba czuje coś więcej niż przyjaźń. Ale zanim Aza ma okazję poważniej się nad tym zastanowić, dzieje się coś strasznego. Aza odchodzi z naszego świata, by znaleźć się w innym.
Moim największym problemem w przypadku tej książki była główna bohaterka, z którą kompletnie nie potrafiłam się utożsamić. Po części może z tego względu na wiek (Aza ma zaledwie 15 lat), a po części również z tego powodu, że jej narracja kompletnie do mnie nie przemawiała. Próbuję zrozumieć jej zmagania z ciężką chorobą, z którą nikt nie potrafił sobie poradzić oraz to, że z tego właśnie względu autorka starała się wykreować tę bohaterkę na twardą postać, która pomimo słabości ciała będzie cechowała się hardością ducha, niestety jednak sarkazm Azy i jej „cięte odzywki” bardzo szybko zaczęły mnie męczyć i irytować – jak sama bohaterka.
Bardzo fajnym elementem tej powieści jest relacja między Azą i Jasonem, a ich rodzinami, oparta na przyjaźni i trosce, jednak nie na kompletnym pobłażaniu czy przesadnej opiekuńczości. Naprawdę podobały mi się te momenty, w których pojawiali się rodzice Azy i Jasona i to, że ich rola nie została marginalizowana, ponieważ zbyt często w książkach dla młodzieży rola rodzicielstwa zostaje spychana na dalszy plan, chowana gdzieś w dalekim kącie, gdzie paradoksalnie powinna mieć ona zdecydowanie większe znaczenie biorąc pod uwagę target tego typu powieści.
„Magonia” przepełniona jest magią i cudacznością, a to, że część akcji tej powieści rozgrywa się w przestworzach na latającym statku naprawdę mnie zachwyciło. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z postaciami w literaturze, które byłyby ptako-podobnymi ludźmi, dlatego też autorka za oryginalność otrzymuje ode mnie naprawdę duży plus. Niemniej jednak, chwilami miałam wrażenie, że troszkę za bardzo dawała się ponieść wyobraźni, przez co niektóre opisane przez nią elementy były po prostu... dziwne. Dziwne, niestety już nie w tym pozytywnym sensie – dziwne na tyle, że ich wyobrażenie sprawiało mi mały problem, a gdy już się udało, nie mogłam się wówczas nadziwić, jak autorce coś takiego przyszło w ogóle do głowy.
Pomimo kilku minusów czuję się w jakimś stopniu zauroczona tą powieścią. Nie jest ona znakomita, ode mnie dostaje solidną tróję, niemniej jednak znalazłam w niej coś, co mnie do niej przyciągnęło. Na pewno stało się to za sprawą fajnie wplecionego wątku rodzicielstwa, który nie został pominięty ani zmarginalizowany oraz ciekawego romansu, całkiem uroczego i totalnie nienachalnego, za co autorce bardzo dziękuję, ponieważ nie przepadam za wątkami romantycznymi w książkach i naprawdę niewiele trzeba, aby mnie do nich szczerze zniechęcić. „Magonia” to ciekawa i baśniowa powieść, z kilkoma minusami, jednakże nie na tyle poważnymi, żeby zniechęcić mnie do sięgnięcia po kontynuację, jeżeli zostanie ona w Polsce wydana.
Korzystając z okazji publikacji tego posta chciałabym się zapytać jak czytelniczo prezentuje się u was początek tego roku? Ile książek przeczytaliście w styczniu? Spotkaliście jakieś wybitnie dobre lektury? Piszcie śmiało jeżeli macie coś do polecenia, chętnie pozapisuję kilka tytułów. Zastanawiam się, czy nie stworzyć jakiegoś podsumowania stycznia, które opublikowałabym w najbliższych dniach, ale nie wiem, czy jest sens, skoro takie regularne miesięczne podsumowania pojawiałyby się tylko do listopada :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.