O „Outliersach” czytałam bardzo mieszane opinie, bo choć początkowo były one całkiem pozytywne (szczególnie w naszej polskiej blogosferze), to jednak coraz częściej zaczęłam spotykać opinie z dwiema lub nawet jedną gwiazką, mówiące o tym, jak zła i niedopracowana jest ta książka (zwłaszcza na Goodreads takich recenzji jest bardzo wiele, gdzie ogólna ocena tej książki wynosi zaledwie 3.26). Pomimo niezachęcających słów ze strony większości czytelników postanowiłam jednak dać tej powieści szansę i muszę przyznać, że choć ja sama mam jej wiele do zarzucenia, o czym przekonacie się niżej, to jednak w jakiś dziwny, pokręcony sposób jestem tą lekturą bardzo usatysfakcjonowana.
Kiedy spanikowana mama Cassie przybiega do domu Wylie, dziewczyna wie, że jej przyjaciółka ponownie znalazła się w tarapatach. Nie ma jednak pojęcia jak poważne są to tarapaty. Gdy ojciec Wylie postanawia pomóc Karen odnaleźć jej córkę i zostawia dziewczynę samą w domu, otrzymuje ona smsa o tajemniczej treści: „Wylie, proszę cię, pomóż mi”. Nastolatka, niewiele myśląc nad możliwymi konsekwencjami, bez głębszego zastanowienia rzuca się na pomoc najlepszej przyjaciółce, wraz z Jasperem – chłopakiem Cassie, wyruszając w pełną niebezpieczeństw podróż.
Co byście zrobili, gdybyście nagle otrzymali sms-a o tak zaskakującej treści, jakiego otrzymała Wylie? Gdyby okazało się, że wasza najlepsza przyjaciółka/przyjaciel jest w niebezpieczeństwie – rzucilibyście się na pomoc, nie zastanawiając się nawet w jakiej dokładnie sytuacji znajduje się ta osoba, czy jest gdzieś przetrzymywana, czy ktoś chce jej zrobić krzywdę, czy osoby te są uzbrojone i jak bardzo są niebezpieczne, czy może poinformowalibyście o całym zdarzeniu policję i przede wszystkim zamartwiającą się matkę, która odchodzi od zmysłów, bo nie może w żaden sposób skontaktować się ze swoją córką? Niestety, bohaterka tej książki wpada na „genialny” pomysł zakasania rękawów i poradzenia sobie z całą sytuacją jedynie za pomocą chłopaka swojej przyjaciółki, który równie jak ona nie ma zielonego pojęcia w co dokładnie się pakuje.
I, uwierzcie mi, jest to tylko jeden z wielu przykładów, które mogłabym podać na udowodnienie, że „Outliersi” są pełni absurdów. Kolejnym jest chociażby to, że dziewczynie cierpiącej na agorafobię (lęk przed otwartymi przestrzeniami, wychodzeniem z domu itp.) wystarczy wziąć głęboki wdech, aby wyjść z domu, którego nie opuszczała od tygodni. Nie za bardzo znam się na tym zaburzeniu, to przyznaję otwarcie, ale bardzo sceptycznie podchodzę do przedstawienia go w taki sposób, w jaki zrobiła to autorka (że wystarczy wziąć kilka głębokich wdechów, powiedzieć sobie w myślach kilka podnoszących na duchu słów i po prostu wyjść z domu, aby na zawsze pożegnać się z tym lękiem). Wiele razy, nie ukrywam, miałam ochotę popukać się w czoło na tak wyraźny brak logiki nie tylko w niektórych wydarzeniach opisanych przez autorkę, ale również w zachowaniach bohaterów, który naprawdę bardzo mocno raził mnie w oczy.
Nieszczególnie polubiłam główną bohaterkę tej książki, Wylie, która niestety zachowywała się przez całą powieść bardzo niedojrzale i nadzwyczaj okrutnie w stosunku do swojego ojca. Bardzo denerwowało mnie jej nieustannie pochopne osądzanie innych osób, pomimo tego, że nie znała ich wystarczająco dobrze, aby móc w jakikolwiek sposób ich ocenić, co jednak nie powstrzymywało ją przed irytującym nawykiem krytykowania niemalże każdej napotkanej osoby. Cassie również niestety nie przypadła mi do gustu, ponieważ w głównej mierze zachowywała się trochę jakby była całkowicie oderwana od rzeczywistości, a przy tym miała zadziwiające wahania nastrojów – chwilami miła, w następnej sekundzie zaś odwracała się plecami i była bardzo opryskliwa.
Na całe szczęście udało mi się polubić Jaspera, którego natomiast Wylie darzyła wyjątkowo mocną niechęcią. Ja za to szybko poczułam do niego sympatię, głównie z tego powodu, że wydał mi się być bardzo szczery i zdecydowanie mniej bezmyślny w porównaniu z główną postacią tej powieści. Jestem bardzo miło zaskoczona tym, w jakim kierunku rozwinęła się ich znajomość, ponieważ pomimo początkowej niecięci wobec siebie Wylie i Jasper z biegiem czasu zaczęli coraz bardziej sobie ufać i coraz bardziej na sobie polegać. Z wiadomych względów nie dochodzi pomiędzy nimi do niczego więcej poza koleżeństwem (bo o przyjaźni też jeszcze nie można tutaj mówić), co jest naprawdę miłą odmianą od wszechobecnych w literaturze młodzieżowej wątków romantycznych.
Moje zarzuty wobec tej książki nie są na tyle nieistotne, aby je całkowicie zignorować, jednak pomimo tych kilku wad „Outliersów” czytało mi się naprawdę znakomicie. Już od pierwszy stron niesamowicie wciągnęłam się w tę powieść, a fantastycznie budowane przez autorkę napięcie sprawiało, że dosłownie podskakiwałam na miejscu z ekscytacji na to, co jeszcze mogłoby się na kartach tej lektury wydarzyć. Spodobały mi się nieustanne zwroty akcji, szczególnie pod sam koniec tej książki, gdy nie wszystko było takie, jakie na początku wydawało się być. Nie ukrywam jednak, że rozwiązanie tych wszystkich wydarzeń było troszkę zbyt naciągane jak na mój gust.
Zazwyczaj nie jestem skłonna przymykać oko na takie niedociągnięcia, które popełniła Kimberly McCreight (nie chcę spoilerować, dlatego nie mogę dokładnie ich opisać), jednakże dla mnie zawsze najważniejsze było czerpanie przyjemności z czytanej lektury. „Outliersi” dostarczyli mi bardzo wielu przyjemnych wrażeń, dzięki którym czytałam tę powieść z prawdziwym zainteresowaniem, nie mogąc doczekać się tego, co jeszcze wydarzy się w tej książce i dzięki temu jestem nawet skłonna nieco zignorować wspomniany przeze mnie na początku absurd i chwilami brak logiki towarzyszący wydarzeniom. O ile tylko takie kwestie jak kiepsko wykreowani bohaterowie czy momentami bezsensowna fabuła nie przysłaniają mi przyjemności z czytania oraz nie sprawiają, że czytanie danej książki staje się koszmarem to ja jak najbardziej jestem w stanie ocenić taką powieść na plus. Tak też jest w przypadku „Outliersów”, których kontynuacji już nie mogę się doczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.