Jeszcze nawet nie było premiery tej książki, a „Bad Mommy” zbierała już – delikatnie to ujmując – tak pozytywne opinie, że obojętnie przejście obok niej wydawało się wręcz niemożliwe. Ja sama spojrzałam na tę powieść z naprawdę dużą dawką entuzjazmu, pomimo tego, że pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki w postaci książki „Never Never” wypadło u mnie bardzo słabo, drugie natomiast tak tragicznie (po przeczytaniu powieści „Mimo moich win”), że – nie ukrywam – zaczęłam się tej książki trochę obawiać. Pomyślałam jednak, że być może w thrillerach autorka ta spisuje się nieco lepiej, że trzecie podejście do twórczości Tarryn Fisher okaże się być nieco bardziej udane. Fakt faktem „Bad Mommy” wypada znacznie lepiej niż wspomniane wyżej powieści, ale zdecydowanie nie jest to coś, czego oczekiwałam po tak ogromnym wychwalaniu tej książki, jakie miało miejsce w okolicach jej premiery.
Książka opowiada o
losach Fig Coxbury, kobiety, która pragnie idealnego życia,
idealnego domu oraz idealnego dziecka. Tak się składa, że wszystko
to posiada rodzina mieszkająca w sądziedztwie, która nawet nie
przypuszcza, jak wiele zmian nastąpi w ich z pozoru perfekcyjnym
życiu po wpuszczeniu do niego Fig. Kobieta stanie się ich
przyjaciółką, powierniczką, opiekunką, aż posiądzie to, czego
pragnie najbardziej, a co posiadają jej nowi sąsiedzi.
Jako thriller „Bad Mommy” wypada niestety żałośnie słabo, nie posiada tych podstawowych elementów, które dobry (albo przynajmniej poprawny) thriller powinien posiadać, żeby utrzymać moje zainteresowanie. Nie czułam żadnego napięcia towarzyszącego tej historii, od samego początku do końca czytałam tę książkę bez żadnych większych emocji, a chwilami wręcz byłam tak zirytowana brakiem jakichś głębszych wrażeń, iż nie mogłam się doczekać, aż w końcu odłożę tę powieść na półkę. Zabrakło mi tutaj wydarzeń, które wywołałyby u mnie gęsią skórkę, nie towarzyszyła mi ani odrobina niepokoju wywołana tym, co na kartach tej książki wyprawiali jej bohaterowie – a przecież właśnie tego poszukiwałam, gdy zdecydowałam się na sięgnięcie po tę lekturę.
„Mój umysł jest jak komputer, na którym ktoś otworzył zbyt wiele programów. Jestem też po prostu bardzo inteligentna, a bardzo inteligentni ludzie mają dużo myśli, ale to są wszystko genialne myśli.”
Wyżej napisałam, że
chwilami nie mogłam się doczekać, aż odłożę tę książkę na
półkę – i faktycznie tak było, jednak nie z tego względu, że
losy Fig, Jolene i Dariusa zaczęły mnie nudzić. Bo o ile „Bad
Mommy” zbyt porywającą powieścią zdecydowanie nie jest, to
jednak nie ukrywam, że czytało mi się ją całkiem przyjemnie. Z
zaciekawieniem obserwowałam to, jak losy trójki głównych
bohaterów splatały się coraz bardziej, jak bardzo toksyczne i
szkodliwe stawały się łączące ich relacje, jednak było to
jedynie uprzejme zainteresowanie, nic, co mogłoby sprawić, aby krew
zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, a serce bić jak
szalone w beznadziejnej próbie pogoni za tym, co działo się na
kartach tej powieści.
Bo tempo akcji na dobrą
sprawę nie jest zbyt zabójcze, cały czas miałam wrażenie, jakby
autorka dążyła do jakiejś puenty, jakby wreszcie miało wydarzyć
się coś, co będzie gwoździem do trumny bohaterów tej książki,
a nic takiego ostatecznie nie miało miejsca. Koniec końców
zmuszona byłam odłożyć tę książkę z uczuciem dużego
rozczarowania nad brakiem porywających wydarzeń czy sytuacji, które
sprawiłyby, abym nie mogła się od tej książki oderwać czy nawet
przyklasnąć autorce i zachwycić się jej geniuszem, który
spowodował, że powieść ta wydałaby się mi tak cudownie
hipnotyzująca. Ani hipnotyzmu, ani porywającej akcji niestety tutaj
nie było.
Mam dosyć mieszane
uczucia jeżeli chodzi o bohaterów tej powieści, bo o ile aspekt
psychologiczny „Bad Mommy” bardzo przypadł mi do gustu, tak
ogólna kreacja postaci już nie bardzo. Mam na myśli to, że
naprawdę spodobało mi się przedstawienie Fig, Jolene oraz Dariusa
jako bohaterów negatywnych, pełnych wad, przeróżnych fiksacji czy
obsesji, co sprawiło, że absolutnie niemożliwym było nawet drobne
polubienie któregoś z tych bohaterów. Zwłaszcza w przypadku Fig,
w przypadku której manipulacje, notoryczne kłamstwa, a przede
wszystkim jawna homofobia sprawiły, że zaskakująco łatwo i szybko
znienawidziłam tę postać. Pomimo ogromnej niechęci do każdego z
nich naprawdę zachwyciło mnie to, że ich charaktery składały się
z tak wielu wad i niedoskonałości, różniąc się znacznie od
postaci najczęściej przeze mnie spotykanych w literaturze.
„Widzę, że dostajesz więcej, niż Ci się należy. Nie mogę na to patrzeć. Boli mnie to, bo zasługuję na więcej niż ty. Rzecz w tym, że mogłabym być lepszą tobą.”
Z drugiej jednak strony
podczas czytania tej książki odnosiłam wrażenie, jakby te obsesje
poszczególnych postaci były wszystkim, co na dobrą sprawę
składało się na ich charaktery, a to moim zdaniem było natomiast
bardzo ograniczające. Zdecydowanie zabrakło mi głębi w tych
bohaterach, czegoś niemalże namacalnego, powołującego ich do
życia, a jednocześnie sprawiającego, aby byli oni czymś więcej
niż tak boleśnie jednowymiarowymi charakterami, jak wykreowała ich
Tarryn Fisher.
Moje rozczarowanie tą
pozycją nie jest spowodowane wbrew pozorom tym, że ta powieść
okazała się być zła. Wywołane jest ono przede wszystkim tym, że
w moim przypadku wszystkie wychwalające „Bad Mommy” recenzje
okazały się być kompletnie nieprawdziwe, mijające się z prawdą.
A tego bardzo żałuję, ponieważ liczyłam na naprawdę porządny,
ciekawy thriller psychologiczny. Żałuję tego, że książka Tarryn
Fisher okazała się być bardziej obyczajówką z motywem
psychologicznym, aniżeli dobrym thrillerem, tego, że nie udało się
wykreować autorce bohaterów, którzy stwarzaliby realne zagrożenie
oraz wywoływali w czytelniku pewien niepokój, a także i tego, że
zignorowała ona kompletnie postacie poboczne i nie ukazała tego, w
jakim stopniu zachowania Fig, Jolene oraz Dariusa miały na nich
wpływ. Mogłoby to być naprawdę ciekawie ukazanym tłem, które
niestety zostało przez autorkę pominięte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.