Jeżeli jest się fanem
młodzieżowej fantastyki to naprawdę ciężko jest nie usłyszeć o
Marissie Meyer, autorce „Sagi Księżycowej”, która
zachwyciła naprawdę wielu czytelników. Ja sama niestety nie
miałam okazji jeszcze jej poznać (co na pewno nadrobię!), jednak
pozytywne recenzje książki „Bez serca” sprawiły, że nie byłam
w stanie przejść obok tej powieści obojętnie i to właśnie ją
wybrałam jako swoją pierwszą lekturę, rozpoczynającą przygodę
z twórczością tej autorki. Przygodę, która swoją drogą na tę
chwilę zapowiada się fenomenalnie, gdyż „Bez serca” totalnie
zawróciło mi w głowie.
W powieści tej poznajemy przeszłość Królowej Kier, postaci, która budziła postrach w praktycznie każdym mieszkańcu tej zaczarowanej krainy. Zanim jednak stała się zimna i bezwzględna, była ona najzwyklejszą nastolatką z głową pełną marzeń, pragnącą szczęścia, otwarcia uroczej cukierni wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką oraz śniącą o prawdziwej miłości. Niestety jednak jej rodzice mają zupełnie inne plany wobec swojej jedynej córki. Jak zakończy się próba wydania Catherine za mąż za Króla Kier, kiedy dosyć niepokorna dziewczyna nie przestaje marzyć o spełnieniu swojego największego pragnienia, a na jej drodze staje Figiel – tajemniczy błazen, z każdą chwilą coraz bardziej skradający jej serce? Czym okaże się prawdziwe uczucie w obliczu rodziców Catherine, zdających się doskonale wiedzieć, jak powinna wyglądać przyszłość ich dziecka?
Niech nie zmyli Was opis
tej książki - „Bez serca” nie jest klasyczną opowieścią o
niespełnionej miłości czy złamanych sercach. W powieści tej
miłość oczywiście odgrywa bardzo dużą rolę, w końcu to jej
tropem podąża czytelnik, krok po kroku odkrywając, dlaczego i jak
właściwie Królowa Kier stała się tym, kim była w powieści
Lewisa Carolla. Niemniej jednak drugie dno tej powieści zdecydowanie
wysuwa się tutaj na pierwszy plan, już po odłożeniu książki
brutalnie pozostawiając mnie w stanie dziwnego zawieszenia, przez co
potrzebowałam dłuższej chwili, aby pozbierać myśli, zanim mogłam
sięgnąć po następną książkę. „Bez serca” jest bowiem
powieścią, którą przeżywa się naprawdę mocno, bo chociaż nie
jest to powieść wysokich lotów, to jednak odciska ona na czytelniku
bardzo silne piętno.
Bo tak naprawdę dla mnie
jest to przede wszystkim opowieść o podążaniu za marzeniami, o
próbie spełnienia ich za wszelką cenę, pomimo tego, iż często
im bardziej zaciskamy na nich dłonie, tym bardziej wymykają nam się
one przez palce. To historia o tym, aby być tym, kim naprawdę
chcemy być i kim się czujemy, a nie tym, kim inne osobą chcą,
byśmy się stali. To powieść o podążaniu wybraną przez siebie
ścieżką ku bardzo niepewnej przyszłości, pełnej zakrętów i
ślepych uliczek. „Bez serca” to powieść dosyć brutalna pod
tym względem, iż bez skrępowania pokazuje czytelnikowi
rzeczywistość, z jaką boryka się bardzo wiele osób –
rzeczywistość bez happy endu, w której prawdopodobne dojście do
celu to nieustanna droga pod górę. Szczerze mówiąc po odłożeniu
tej książki na półkę czułam dziwną pustkę w sercu, z jaką
jeszcze dawno się nie spotkałam.
Przez bardzo długi czas
myślałam, że „Bez serca” niczym mnie nie zaskoczy, że
doskonale potrafię przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się
akcja, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, bo na dobrą sprawę
jeżeli znacie „Alicję w Krainie Czarów” Lewisa Carolla to
także i Wy nie powinniście być tą historią zbyt mocno
zaskoczeni. Autorce jednak mimo wszystko wielokrotnie udało się
sprawić mi bardzo miłą niespodziankę w postaci dosyć
nieprzewidywalnych wydarzeń, po których jedyne co mogłam robić to
głośno krzyknąć, że „to przecież nie tak miało wyglądać!”.
Jestem pod dużym wrażeniem tego, jaki obrót w pewnym momencie
przybiera akcja i naprawdę cieszy mnie to, że „Bez serca”
okazało się być dalekie od tak typowej, przewidywalnej powieści z
gatunku fantastyki młodzieżowej.
Bardzo polubiłam
bohaterów tej książki, niemalże wszyscy są naprawdę cudownymi
postaciami, do których bardzo szybko zapałałam sympatią, jednak
do główna bohaterka najbardziej zapadła mi w pamięć.
Niesamowicie spodobało mi się to, że różni się ona od tak wielu
w ostatnim czasie spotykanych przeze mnie postaci literackich (jeżeli
chodzi o młodzieżówki oczywiście). Catherine to postać bardzo
pewna siebie, pewna tego, co chce osiągnąć w życiu i do czego
chce dążyć, co szczerze mówiąc bardzo mocno mi zaimponowało.
Zachwyciła mnie jej gotowość do działania, do niesienia pomocy,
do walki o swoją odrobinę lepszą przyszłość, niż ta, którą
proponują jej rodzice, choć z drugiej strony zdecydowanie nie jest
to postać pozbawiona wad. Catherine często bywała ślepa na
uczucia innych osób, kilkakrotnie bezlitośnie krytykowała ich z
różnych powodów, co nie raz naprawdę mocno mnie irytowało.
Doceniam jednak kreację tej postaci, przedstawienie jej w tak
rzeczywisty i naturalny sposób, bo choć Catherine chwilami naprawdę
zachodziła mi za skórę, to jednak zdecydowanie bardziej wolę
bohaterów, którzy nie są w 100% idealni i od czasu do czasu
pokazują swoją gorszą stronę.
Powieść Marissy Meyer
czytało mi się fenomenalnie – pod względem językowym i dzięki
atmosferze panującej w tej książce jest to kawał naprawdę
genialnej lektury. Dialogi między postaciami, opisywanie ich
cudacznych zachowań, gestów, pełnych absurdu sytuacji – to
wszystko wydało mi się być tak cudownie w klimacie książki
Lewisa Carolla, że czytanie tej książki było naprawdę samą
przyjemnością. Jej cudaczność i niesamowita urokliwość
sprawiła, że w pewnym momencie zapragnęłam aż choć na chwilę
znaleźć się w tej niesamowitej krainie, pełnej magii i czarów,
która choć bywała bezwzględna, to jednak posiada w sobie coś,
czemu zdecydowanie nie można się oprzeć.
Jeżeli tylko macie
okazję to jak najbardziej zachęcam Was do sięgnięcia po tę
książkę, która – mam nadzieję – oczaruje Was, porwie Was do
swojego świata oraz skradnie Wam serce równie mocno, jak stało się
to w moim przypadku. Sięgając po „Bez serca” naprawdę nie
spodziewałam się tak udanej powieści, tak dobrze napisanej
historii, zachwycającej akcji i cudownie wykreowanych postaci,
myślałam raczej, że książka przejdzie obok mnie bez większego
echa. Tak się na szczęście nie stało, przez co teraz dosłownie
przebieram nogami w pełnym niecierpliwości oczekiwaniu na wydanie
„Sagi Księżycowej” przez wydawnictwo Papierowy Księżyc, co
mam nadzieję, że nastąpi jak najszybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.