„Papierowe miasta” to moje drugie spotkanie z tym amerykańskim autorem. Po jego fenomenalnej powieści pt. „Gwiazd naszych wina” za osobisty cel postawiłam sobie przeczytanie wszystkich jego książek, jakie tylko ukażą się na naszym polskim rynku. Długo nie musiałam czekać, z czego też się bardzo cieszę, bo byłam ogromnie ciekawa jak wypadają jego inne książki na tle tej, która najbardziej przyczyniła się do jego sławy i rozpoznawalności na całym świecie. Jak się okazało, książka ta jest w zasadzie zupełnie inna w porównaniu z wcześniej czytaną przeze mnie lekturą Greena, jednakże w pewnych momentach pojawiają się te same elementy, które zwróciły moją uwagę w „Gwiazd naszych winie”. Nie mam na myśli tutaj braku oryginalności, wydaje mi się wręcz, że w końcu poznałam w czym tkwi sekret jego twórczości i udało mi się wychwycić coś charakterystycznego, z czym - jak mi się wydaje - spotkam się również w innych jego książkach.
Margo Roth Spiegelman i Quentin Jacobsen poznali się już w dzieciństwie i można uznać, że już jako szkraby stali się najlepszymi przyjaciółmi. Z biegiem czasu niestety więź ta zaczęła zanikać i wkrótce Quentinowi pozostało tylko wspomnienie o tej bliskiej znajomości. Jednak w pewnym momencie - w kilka tygodni poprzedzających zakończenie szkoły - Margo prosi Quentina o przysługę, po czym znika, pozostawiając po sobie wskazówki, które tylko Quentin może zrozumieć i podążyć nimi, aby ją odnaleźć. Czy jednak Quentinowi uda się sprowadzić Margo do domu całą i zdrową? I co najważniejsze - czy w ogóle uda mu się ją odnaleźć?
Książka ta nie jest wybitnie wzruszająca, nie uderza też w żaden czuły zmysł czytelnika w taki sposób, że nie pozwala mu odetchnąć. Według mnie „Papierowe miasta” to idealna książka na to, aby po prostu oderwać się od świata i na chwilę zapomnieć o własnym życiu. Bo co jak co, jednak autor z mistrzowską precyzją wciąga czytelnika w świat przygód Quentina i jestem pewna, że gdyby nie mnóstwo obowiązków i przede wszystkim matury to pochłonęłabym tę książkę w jeden wieczór.
John Green stworzył piękny, niezwykle wyrazisty świat nastolatka i jego przyjaciół, którzy właśnie zbliżają się ku zakończeniu roku i opuszczeniu murów szkoły na zawsze. Nie jest to jednak książka jedynie o problemach uczniowskiego życia (tego emocjonalnego również), autor umiejętnie wplata w akcję elementy, które mogą zachęcić czytelnika do głębszych przemyśleń. I jest to właśnie ten aspekt, o którym wspomniałam na początku i co do którego mam wrażenie, że jest nieodłączną cechą twórczości Johna Greena. Nie są to pseudofilozoficzne wywody, nie jest to silenie się na bycie mądrym. Te elementy, które autor zawarł w swojej książce jako chwilę kontemplacji są idealnie odpowiadające umysłowi nastolatka, nie są one nad wyraz mądre, nie są sztuczne, nie można je nazwać także wywodami, które są przepełnione patosem. Przyznam szczerze, że pod tym względem książki Greena staną się, w sumie już są, skarbnicą wiedzy na temat człowieka, życia i naszego wyobrażenia o innych osobach.
Bohaterowie „Papierowych miast” są tak świetni, że polubiłam ich już od samego początku... niestety nie wszystkich. Główna postać, Quentin oraz jego przyjaciele to barwne charaktery, bohaterowie pełni życia, wszyscy jednak niemalże diametralnie się od siebie różnią. Każdy z nich jest inny i ta inność jest wyraźnie wyczuwalna. Zdecydowanie nie można zarzucić Greenowi braku oryginalności czy nieumiejętności w kreowaniu swoich postaci. Z resztą wcale mnie to nie dziwi, widać, że autor przykłada dużą wagę do tworzenia bohaterów, bo jak sam kiedyś wyznał, nie lubi, gdy nastolatków uważa się za głupich.* Kreuje ich z rozmysłem, nie umniejsza wartości żadnej z postaci. Takiej oryginalności zdecydowanie można się spodziewać.
Niestety nie wszystkich bohaterów udało mi się polubić i właśnie takim wyjątkiem jest sama Margo - masz ci los! - dookoła której kręci się cała historia. Autor nie od razu zapoznaje czytelnika z jej charakterem, zostawia sobie trochę czasu na przedstawienie go, wyeksponowanie w pełni, jednak pomimo całego wytłumaczenia jej postępowań i zachowania, nie byłam w stanie spojrzeć na Margo sympatyczniejszym okiem i wciąż mam ją troszkę za samolubną egoistkę.
Co również bardzo mi się w tej książce spodobało, to samo to, że każdy z bohaterów dostaje swoje 5 minut. Żaden z nich nie jest zaniedbany, mam głównie na myśli bohaterów drugoplanowych, bo choć akcja krąży wokół Quentina, to jego przyjaciele również są bardzo ważnym elementem tej książki i w całej historii odgrywają wielką rolę. Akcja toczy się wartko, ja sama dosłownie płynęłam przez tę książkę i gdybym mogła przysiąść do niej tak, że nie musiałabym jej odkładać z powodu ważniejszych obowiązków, to na pewno skończenie jej zajęłoby mi kilka godzin. „Papierowe miasta” najcieńsze nie są, jednak czyta się je w ekspresowym tempie. Jest to powieść, do której z pewnością w przyszłości powrócę, bo choć może nie spustoszyła mnie ona emocjonalnie w takim stopniu, w jakim zrobiła to „Gwiazd naszych wina”, to z pewnością długo o niej nie zapomnę.
Ocena: 9/10
* Kiedyś rzucił mi się w oczy fragment wypowiedzi Greena, na jednej z zagranicznych stron i mniej więcej taki był jej sens.
Powróciłam, matury mam już za sobą, a przed sobą masę książek, które czekają na przeczytanie (wakacje!). Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod wcześniejszym postem, później na nie odpowiem. :)
Czekam na premierę tej książki :). Wczoraj także miałam ostatni dzień matur, więc teraz pozostaje mi tylko zabrać się za książki, bo trochę się ich uzbierało :).
OdpowiedzUsuńJa ostatnią maturę miałam w czwartek, nie wczoraj, ale potrzebowałam chwilkę czasu na dokończenie Papierowych miast. :) Pisałaś więc biologię czy coś innego wczoraj było?
UsuńWczoraj miałam ustny angielski :). Ja aktualnie czytam 'Player One' i mam nadzieję, że niedługo ją skończę :).
UsuńO, i jak Ci poszło? :) Ja angielskiego bałam się znacznie mniej niż polskiego, to właśnie on był moją zmorą. T_T
UsuńJa miałam podobnie, ale to polski poszedł mi gorzej niż angielski. Z angielskiego, sama nie wiem jak, zdobyłam 100%, a z polskiego 70% :)
UsuńŚwietny wynik! :) Ja angielskiego niby uczę się przez 6 lat, jednak tak naprawdę porządnie za naukę zabrałam się w liceum i to w zasadzie sama, bo poprzez czytanie artykułów w internecie, oglądanie seriali, słuchanie zagranicznej muzyki i sprawdzanie tekstów. Zdobyłam 83%, z czego jestem zadowolona, a z polskiego 90%, bo niestety poległam trochę na jednym pytaniu. ;)
UsuńHaha, postanowiłam, że się dołączę :) Wiwat najdłuższe wakacje! Tyle książek czeka <3
UsuńJa też miałam w tym roku maturę :) Moja przygoda z angielskim była nieco dłuższa, bo uczyłam się go od 9 lat i na ustnej maturze dostałam 97% :3 A z polskiego sama nie wiem jakim cudem 100%...
A co do książki - strasznie mnie kusi ta pozycja... Widziałam wiele pozytywnych opinii na temat tych dwóch książek już za granicą. A i w Polsce jest ich całe mnóstwo. Mam nadzieję, że zdobędę w końcu tę książkę.
Pozdrawiam :)
mam ochotę na obie książki Greena, ale chyba jednak bardziej na tę nowszą :) o chorobach nie lubię czytać, ale nie lubię też żyć w niewiedzy ;)
OdpowiedzUsuńMnie właśnie też za bardzo do książek o chorobach nie ciągnie, ale na Greena miałam ochotę już długo, długo przed polską zapowiedzią tej książki. :) Papierowe miasta to znacznie lżejsza książka, więc bez problemu możesz się za nią zabrać. :)
UsuńNie miałam jeszcze do czynienia z tym autorem, ale muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś. :) Muszę poczytać też coś na temat "Gwiazd (...)", które tak wychwalasz! :)
OdpowiedzUsuńObie książki są warte przeczytania, obie mnie zachwyciły, więc bez wychwalania się nie obejdzie. :) Polecam zdecydowanie!
UsuńJuż prawie koniec matur, także będę zabierać się za czytanie :) Słyszałam ostatnio o tym autorze, a Ty jeszcze mnie zachęciłaś więc na pewno sięgnę po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńTrzymam więc kciuki za końcówkę Twoich matur! :) Ja po ustnym polskim czułam się, jakby mi cały ciężar z barków zleciał i teraz to aż dziwne, że mam tyle wolnego czasu na czytanie książek. :)
UsuńCzekam na ,,Papierowe miasta" ;) Po ,,Gwiazd naszych wina" w sumie nie pogardzę nieco lżejszą tematyką no i już po tej jednej książce przypadło mi do gustu jak pisze Green i jak kreuje bohaterów.
OdpowiedzUsuńJa jestem jeszcze bardzo ciekawa Szukając Alaski tego autora, w sumie nawet bardziej niż ciekawiły mnie Papierowe miasta, dla wielu to najlepsza książka zaraz po Gwiazd naszych winie i zastanawiam się, dlaczego jest taka świetna. :)
Usuń"Gwiazd naszych wina" od dawna mam w planach. Jeżeli się uda, to ktoś tę książkę kupi mi na dzień dziecka, a jak nie, to sama sobie ją kupię.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Chętnie sięgnę :)
Pozdrawiam
O, właśnie! Dzień Dziecka! Też muszę sobie sprawić jakiś (książkowy) prezent. :)
UsuńStrasznie chciałabym przeczytać jakąś książkę tego autora. Nie wiem tylko, czy zacząć od "Gwiazd naszych wina" czy "Szukając Alaski". Ale chyba jednak zdecyduje się na to pierwsze :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać wydania Szukając Alaski, dobrze, że to już we wrześniu, chociaż trzeba poczekać te kilka miesięcy. :)
Usuń"Gwiazd naszych wina" stoi na półce i czeka na przeczytanie. "Papierowe miasta" są w moich planach:) Jestem ciekawa, która bardziej przypadnie mi do gustu, gdyż podobnie jak ty, nie lubię czytać o chorobach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Może nie tyle, co nie lubię czytać o chorobach, to po prostu niezbyt mnie takie książki interesują. :) W takim razie szybko zabieraj się za Gwiazd naszych winę, bo to naprawdę czarująca książka. Premiera Papierowych miast już na szczęście niedługo. :)
UsuńWszyscy chwalą tego autora, więc pewnie czas się z nim zapoznać... ;]
OdpowiedzUsuńWarto, chociażby po to, żeby przekonać się na własnej skórze czy faktycznie jest taki świetny. :)
Usuń„Gwiazd naszych wina” mam za sobą i chyba nie muszę pisać, że podobała mi się to za mało powiedziane. „Papierowe miasta” i wznowione „Szukając Alaski” z pewnością kupię, jak tylko znajdę jakąś ciekawą promocję. :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie dziwią mnie pozytywne opinie o tej książce, ja sama jestem nią zachwycona. :) Bardzo się cieszę, że wydawnicwo Bukowy Las postanowiło wydać książki tego autora, poza tym znacznie lepiej jest mieć Szukając Alaski w okładce w tym samym stylu co inne książki tego autora. :)
UsuńNie mogę się doczekać premiery. Z wielką chęcią przeczytam, szczególnie po tej recenzji. Choć muszę przyznać, że na początku bałam się "Gwiazd naszych wina"... ale nie pożałowałam kupna, więc i w tę książkę się zaopatrzę :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że nie będziesz zawiedziona. :) Być może Papierowe miasta nie są aż tak wzruszające jak Gwiazd naaszych wina, ale to świetna książka, która wciąga od pierwszych stron. :)
UsuńMam podobny plan jak Ty, żeby przeczytać wszystko Greena :). Póki co mam za sobą "Gwiazd naszych wina" i "Szukając Alaski" (nie mogę się doczekać kiedy Bukowy ją wyda i sobie kupię) :). Mam nadzieję, że "Papierowe miasta" mi również przypadną do gustu
OdpowiedzUsuńGreen to już kolejny autor, którego pierwsza książka tak mi się spodobała, że w planach mam wszystkie kolejne. :) Nie mogę się doczekać premiery Szukając Alaski, jestem pewna, że i ta książka mnie zachwyci.
UsuńCieszy mnie fakt, że najcieńsze nie są ;) Ale jednocześnie zasmuca ta główna bohaterka ;(
OdpowiedzUsuńCzytałam już "Gwiazd naszych wina" i było to bardzo dobra lektura, więc tutaj też mam nadzieję odnaleźć więcej pozytywny stron niż negatywnych.
400 stron to niby nie jest dużo, ale zawsze więcej niż takie 200 czy 300. :) Dla mnie ta książka mogłaby mieć nawet znacznie więcej stron, czytało mi się ją bardzo przyjemnie i wcale nie uśmiechało mi się odkładanie jej na półkę.
UsuńI może akurat Tobie uda się polubić Margo? Ja chyba mam po prostu awersję do kobiecych charakterów. :)
OdpowiedzUsuńNajpierw muszę przeczytać "Gwiazd naszych wina" Po licznych bardzo pozytywnych recenzjach, które czytałam na różnych blogach skusiłam się i zamówiłam sobie ostatnio te książkę. Jak ją przeczytam pewnie sięgnę również po "Papierowe miasta"
Gratuluję dobrze zdanych egzaminów maturalnych!!!
Dziękuję! :)
UsuńMam nadzieję, że Gwiazd naszych wina Cię urzeknie, dla mnie to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam.
Wciąż nie przeczytałam "Gwiazd naszych wina" i jest mi przez to wstyd. Po tej recenzji to uczucie się tylko pogłębiło, że nadal nie zapoznałam się z takim geniuszem. Co prawda przeczytałam już fragment, ale co to jest wobec całej powieści.
OdpowiedzUsuńCo do dotyczącego posta książki, podoba mi się to co napisałaś o jego stylu. Z pewnością przeczytam "Papierowe Miasta". :)
Spójrz na to z tej strony: wciąż masz przed sobą fantastyczną przygodę (oczywiście o ile ta książka Ci się spodoba), którą przeżyjesz po raz pierwszy. :)
UsuńCo do stylu Greena to i tak w recenzji nie napisałam wystarczająco na jego temat, bo po prostu nie wiem jak swoje emocje ubrać w słowa. Uwielbiam ten styl, uwielbiam to, że Green wyróżnia się w taki świetny sposób, nie stosując żadnych pseudofilozoficznych zagrywek, których większość czytelników w książkach nie lubi (w tym ja). :)
Nie czytałam jeszcze "Gwiazd naszych wina", ale niebawem będę miała okazję ku temu, ponieważ koleżanka kupiła tę książkę. "Papierowe miasta" wydają się równie interesujące, dlatego rozejrzę się za nimi, kiedy ukażą się w księgarniach.
OdpowiedzUsuńKsiążkę na pewno zakupię i przeczytam z czystą przyjemnością!
OdpowiedzUsuńZacznę od pierwszej części :)
OdpowiedzUsuńPapierowe miasta to nie jest drugi tom, w ogóle Green nie napisał żadnej serii, więc jak by coś to możesz spokojnie zabrać się za tę książkę w pierwszej kolejności. :)
UsuńMój plan działania: przeczytac pierwsza czesc, a potem wziasc sie za drugą! :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę się: Papierowe miasta to nie jest druga część, to zupełnie osobna książka. :) Dlatego na spokojnie można ją przeczytać jako pierwszą.
UsuńA ja wciąż poluję na "Gwiazd..." i to ona jest moim głównym celem teraz. "Papierowe..." muszą cierpliwie poczekać ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna ksiązka, nie moge sie doczekac kiedy przeczytam 'Gwiazd naszych wina':)
OdpowiedzUsuńHmm... Margo... a ja właśnie nie wiem, co o niej do końca myślałam. Nie byłą mi obojętna, ale też jakoś szczególnie jej nie nie lubiłam ani nic. Co do ksiązki to niedawno skończyłam czytać i też bardzo mi się spodobała, jak widać twórczość Greena coś w sobie ma ^^
OdpowiedzUsuńHmm, mimo, że książkę polecasz, to raczej zacznę moją przygodę z Greenem od "Gwiazd moich wina" :)
OdpowiedzUsuń