Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 320
„Cujo” to dla mnie spotkanie ze Stephenem Kingiem numer cztery, jednak tylko trzecie odbyte od początku do końca. Na początku gimnazjum przeczytałam „Rok wilkołaka” oraz „Komórkę”, które jednak nie sprawiły, żebym wybitnie zainteresowała się twórczością tego autora. Jakiś czas później wybrałam się do biblioteki i zdecydowałam na wypożyczenie „Gry Geralda” - ta książka niestety okazała się niewypałem, poddałam się po kilku kartkach i nie próbowałam podchodzić do niej po raz kolejny. Dwie wcześniejsze książki jednak spodobały mi się na tyle, iż obiecałam sobie, że kiedyś zdecydowanie sięgnę po więcej powieści tego autora. „Gra Geralda” na szczęście w żadnym stopniu mnie nie zniechęciła, w twórczości każdego autora zdarzają się lepsze i gorsze książki, dlatego też teraz, czyli kilka lat od przeczytania ostatniej jego książki, sięgnęłam po „Cujo” i tą lekturą jestem szczerze zachwycona.
Cujo był spokojnym i łagodnym bernardynem. Swoją wielkością budził strach wśród niektórych osób, jednak nigdy nie wykazał się agresją... do czasu. Ugryzienie nietoperza sprawia, że psa dopada wścieklizna i początkowo łagodne zwierzę zamienia się w niemożliwą do poskromienia bestię. W nieobliczalną maszynę do zabijania, która zaczyna siać postrach w Castle Rock.
Wybrałam tę książkę tylko dlatego, że niewielkim rozmiarem i objętością (wydanie Prószyńskiego z 2000 roku) obiecywała mi szybką lekturę akurat wtedy, gdy nie miałam czasu na czytanie książek, a nie mogłam się powstrzymać i wyjście z biblioteki z pustymi rękami nie wchodziło w grę. Co prawda i tak zabrałam się za nią dopiero teraz, jednak cieszę się, że nie postanowiłam oddawać tej książki nieprzeczytanej i zdecydowałam się na przedłużenie terminu i poświęceniu tej powieści kilku chwil. Kto wie, kiedy sięgnęłabym w innym wypadku po tę lekturę i jak długo musiałabym czekać na poznanie tak świetnej książki?
Styl Kinga nie jest mi obcy, tak samo jak jego język. Nie pamiętam już czy w poprzednio czytanych jego książkach występowała podobna ilość wulgaryzmów, jednak w „Cujo” nie byłam nimi zaskoczona. Jeszcze kilka lat temu byłabym zniesmaczona pewnymi zwrotami, jednak obecnie w literaturze nie robią one na mnie wrażenia - pozytywnego czy negatywnego, o ile są stosowane z odpowiednią dozą subtelności. W tej książce podobny język wydaje mi się być po prostu... odpowiedni. Nie jestem żadną znawczynią twórczości Kinga, „Cujo” to przecież dopiero jego czwarta książka, z którą mam styczność, jednak przypuszczam, że ten język jest czymś kompletnie naturalnym. Mnie to cieszy, bo dzięki temu książka ta nabiera charakteru.
Sama historia jest wciągająca od praktycznie samego początku. Interesujące i tym bardziej zachwycające jest to, że opowiada o czymś, co tak naprawdę z łatwością można sobie wyobrazić - szalejący z powodu wścieklizny pies staje się śmiertelnie niebezpieczny dla każdego, kto znajdzie się w jego pobliżu. Na pewno większość wie, czym jest wścieklizna i na jakiej zasadzie działa ta choroba, jednak King często informuje o tym czytelnika, o jej objawach na przykładzie nieszczęśliwie zarażonego nią zwierzęcia. Smutno się robi, gdy przychodzi na myśl to, że wystarczy szczepionka, która mogłaby zapobiec tragedii, jakiej powodem był Cujo i jak nieodpowiedzialni są niektórzy właściciele zwierząt, niedbający o ich zdrowie czy wykonanie podstawowych czynności przy ich zakupie.
Jestem osobą, którą bardzo łatwo przerazić, z tego powodu też nie oglądam horrorów, pomijając już fakt, że jest to gatunek filmów, którego po prostu nie lubię, to nie mogę po nich spać i z miejsca wyobrażam sobie różne, dziwne rzeczy. Dlatego też wolę czytać tego typu literaturę, lecz bez dziwnych wyobrażeń i spoglądania przez ramię się nie obejdzie. Na pytanie: „Czy ta książka mnie przestraszyła?” odpowiem: tak. Wydaje mi się, że King nie jest autorem, którego powieści mają za zadanie wystraszyć czytelnika, jednak w moim przypadku działają one właśnie w ten sposób, gdyż jestem osobą, którą zapewne przeraziłby własny cień.
Co jeszcze podobało mi się w tej książce, to fakt, że przedstawia ona nie tylko poczynania Cujo, ale również życie zwykłych mieszkańców Castle Rock. Książka ma wielu bohaterów i - nie wiem, czemu jestem tym tak zdziwiona - bardzo szybko ich wszystkich polubiłam. Jednych mniej, innych bardziej, jednak każda postać zapadła mi w pamięć. Rzeczy, które robili niektórzy z nich były nie mniej przerażające od zachowania Cujo, niekiedy zupełnie się od niego nie różniły, co dla mnie było jedynie przypomnieniem, że niektórym ludziom do zwierząt jest znacznie bliżej, niż mogłoby się wydawać.
Bardzo mocno zachęcam do przeczytania tej książki, nie tylko zainteresowanych prozą Stephena Kinga, ale również osoby, które mają ochotę na coś innego niż zwykle czytany przez nich gatunek. Ja sama uważam, że dokonałam rewelacyjnego wyboru, sięgając po tę powieść, ponieważ spędziłam z nią niezapomniane chwile. „Cujo” to na pewno nie koniec mojej przygody z tym autorem, po przeczytaniu tej powieści czuję się jeszcze bardziej zachęcona do poznania innych jego książek. A może ktoś doradzi: co jako następne powinnam przeczytać?
Ocena: 8,5/10
Przepraszam za słabą aktywność z mojej strony na waszych blogach, ale pomimo wakacji staram się jak najmniej czasu spędzać na komputerze, a jak najwięcej na czytaniu książek. W efekcie internet odwiedzam tylko wtedy, gdy muszę napisać recenzję i wrzucić ją na bloga. :)
Przepraszam za słabą aktywność z mojej strony na waszych blogach, ale pomimo wakacji staram się jak najmniej czasu spędzać na komputerze, a jak najwięcej na czytaniu książek. W efekcie internet odwiedzam tylko wtedy, gdy muszę napisać recenzję i wrzucić ją na bloga. :)
Muszę wreszcie przeczytać którąś z książek tego autora i bardzo dobrze się składa, że polecasz Cujo bo słyszałem, że ta książka jest naprawdę dobra, a twoja opinia to potwierdza. Co następne? Chętnie przeczytałbym recenzję "Wielkiego marszu" Kinga, który osobiście już zakupiłem c:
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że po "Cujo" nie oczekiwałam rewelacji. :) Słyszałam od innych, że to taka książka po środku, a mnie ona zachwyciła i przyjemnie zaskoczyła jednocześnie. "Wielki marsz" brzmi genialnie, za kilka dni wybieram się do biblioteki i jeżeli znajdę tę książkę to na pewno ją wypożyczę. :)
UsuńMyślę, że znacznie więcej wulgaryzmów było w "Christine", ale mogę się mylić - nie zwracam na nie uwagi :) Ale owszem, Cujo jest rewelacyjny! Wciąga, porusza, przeraża - i te kawałki, pisane "z perspektywy psa" - świetne!
OdpowiedzUsuńA ja właśnie, pomimo iż przyzwyczaiłam się do wulgaruzmów w literaturze (kiedyś miałam z tym spory problem ;/), to i tak rzucają mi się w oczy. :) Po "Christine" sięgnę na pewno, może nawet w najbliższym czasie. Mam obecnie wielką chrapkę na Kinga.
UsuńFragmenty z perspektywy Cujo były moimi ulubionymi momentami w tej książce. Robiły wrażenie.
Mam "Cujo" w swojej biblioteczce, ale ciągle czeka na swoją kolej.
OdpowiedzUsuńMam w planach wszystkie książki Kinga, więc i tą z pewnością przeczytam. A od siebie polecam „Miasteczko Salem” , „Cztery pory roku” i coś zupełnie innego, ale także świetnego, a mianowicie „Zieloną milę”. :)
OdpowiedzUsuńCo do "Zielonej mili" to niezliczoną ilość oglądałam film, ale po książkę na pewno w przyszłości sięgnę. :) Bardzo ciągnie mnie do "Miasteczka Salem" i to chyba za tą książką rozejrzę się przy okazji najbliższej wizyty w bibliotece. Dziękuję za propozycje! :)
UsuńTo tak samo, jak ja i za każdym razem płaczę. Książka jest inna, ale przy niej także zaszkliły mi się oczy. Jednak obraz działa na mnie bardziej niż książka, ale nawet to o czymś świadczy. A „Miasteczko Salem” jest świetną powieścią o wampirach w starym, dobrym wydaniu. A jeśli masz zamiar w najbliższym czasie się za nią rozejrzeć to tym bardziej z niecierpliwością czekam na Twoją recenzję. Jestem ciekawa czy spodoba Ci się w takim stopniu, co mi. :)
UsuńUwielbiam "Cujo". Strasznie mocno te historię przeżyłem. Ostatnie strony czytałem o czwartej nad ranem, w finale niemalże roniąc łzy :D Świetna książka. Mnie się podobało niemal wszystko co napisał King, tak że nie jestem najbardziej wiarygodną osobą polecającą :D Ale tak pierwszy tytuł, który wpadł mi do głowy... "Ręką mistrza" na przykład :) Albo "Wielki marsz".
OdpowiedzUsuńA ja się nawet popłakałam na ostatnich stronach. ;) Łatwo się wzruszam, bardzo łatwo, ale trzeba przyznać, że końcówka naprawdę porusza. Jestem nią również bardzo zaskoczona, bo nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji wobec jednego z bohaterów (na pewno wiesz, o kogo i o co mi chodzi). ;)
UsuńNie czytałam jeszcze ,,Cujo'' ale może kiedyś po niego sięgnę skoro tak zachwalasz. Tymczasem na dniach zaczynam czytać najnowszą powieść Kinga ,,Joyland''.
OdpowiedzUsuńNie do końca wiedziałam, o czym jest ta książka. Teraz wiem, że będę musiała koniecznie ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta książka, ale męczyłam nią 3 tygodnie o.O
OdpowiedzUsuńAle, ale! To nie było moje ostatnie spotkanie z autorem! :D
Muszę przeczytać. A jeśli chodzi o Kinga, to ja polecam 'Blaze' lub Christine' :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale Kinga jeszcze nic nie czytałam... "Lśnienie" czeka na mojej półce od baaardzo dawna, mam nadzieję, że w końcu przyjdzie na nie kolej. Ale podobnie jak Ty - nie przepadam za horrorami, nie oglądam ich, a po horrory w książkowym wydaniu też raczej nie sięgam. Jednak King to King - klasyka i przeczytać trzeba, więc oby naszła mnie na to ochota. ;)
OdpowiedzUsuńNie było mnie u Ciebie trochę z powodu egzaminów i widzę, że sporo nowych notek się pojawiło. Jestem już na szczęście po wszystkich maturach, więc zaraz biorę się za nadrabianie Twoich recenzji. ;)
P.S. Mam nadzieję, że wszystkie matury - i te ustne i pisemne - dobrze CI poszły. :))
Horrory książkowe dla mnie nie są jeszcze takie złe jak filmy. :) Jak już wspomniałam w recenzji, mam ten problem, że bardzo szybko może mnie coś przestraszyć, a i bez tego boję się chociażby tego, że ktoś mi stoi nad łóżkiem w nocy. Masakra totalna, ale muszę z tym żyć. :) Z horrorów bardzo lubię również Grahama Mastertona, w zasadzie zaczęłam przygodę z jego twórczością wcześniej niż z Kingiem. Nie jest tak świetny, ale ma fajne książki. :)
UsuńOdwiedzałam Twojego bloga i czekałam na Twój powrót - bardzo się cieszę, że już wracasz! Ja odkopałam bloga zaraz po egzaminach i teraz czytam na potęgę. Ciężko mi uwierzyć, że mam już wakacje i tyle czasu na czytanie książek. :)
Matury poszły mi dobrze, martwię się o WOS, bo był trochę trudny, ale co ma być to będzie. ;)
Mnie do horrorów zniechęciło to, ze widziałam w telewizji kilka, które były naprawdę wybitnie głupie - cały czas lała się krew i tego typu rzeczy, fabuła była szczątkowa i skrajnie naiwna. Z pewnością istnieją horrory/thrillery, które faktycznie wzbudzają strach, jednak taki widziałam tylko jeden, przeważają produkcje nastawione na zysk. Dlatego dla mnie te książkowe też są znacznie lepsze. ;) O Mastertonie słyszałam, kiedyś nawet zastanawiałam się, czy nie wypożyczyć jego książki z biblioteki, ale jakoś zrezygnowałam, bo coś innego wpadło mi w oko. Ale kiedyś postaram się zajrzeć do jego powieści, gdyż jestem ich bardzo ciekawa. :)
UsuńJa w środę miałam ostatni egzamin - ustny polski, ale strasznie się leniłam przez ostatnie kilka dni i dopiero dzisiaj zebrałam siły na powrót do blogosfery. ;) Mnie też ciężko uwierzyć, że już mamy wolne! Przez cały ten rok to wydawało się takie nierealne. :D
Mi poszło całkiem zgrabnie, a przynajmniej taką mam nadzieję, oby nie rozczarowały mnie wyniki! :) Szkoda, że tak długo musimy teraz na nie czekać, wolałabym mieć to za sobą...
Cujo jak na razie przede mną, ale skoro mam w planach całą twórczość Kinga, to i w końcu z tym się spotkam ;)
OdpowiedzUsuńDo najbardziej zachwalanych i podobno najlepszych książek Kinga należą m.in. Lśnienie, Misery, Zielona mila, TO. Zieloną milę jak na razie znam tylko z wersji filmowej, ale po książkową na pewno sięgnę. Lśnienie, Misery i TO rzeczywiście są genialne, ale pod względem straszenia to TO wygrywa. Brr... jeszcze chyba żaden ksiązkowy horror mnie tak nie przestraszył. Do tego rozbudowany świat powieści, nieźle wykreowani bohaterowie... Normalnie jak dla mnie to perełka ;) Lśnienie jest również niesamowicie klimatyczne.
Ja teraz mam w planach Carrie i Joyland.
Zaciekawiłaś mnie, nie ukrywam. :) Z chęcią sięgnę po "To", żeby przekonać się, czy faktycznie ta książka jest taka straszna (ciągnie mnie do złego :D). "Lśnienie" również na pewno przeczytam, z resztą w planach mam zapoznanie się najpierw z jego najbardziej znanymi powieściami, te mniej znane zostawię sobie na sam koniec. Widziałam również informację o jego nowej książce "Joyland" (fajny tytuł) i również wrzucam w plany. ;)
UsuńPomimo tego, że czytałam już dość sporo powieści Kinga, to jednak Cujo do nich (jeszcze) nie należy. Miałam obawy, że nie jest dość dobra, ale skoro polecasz, to pewnie jest inaczej ;) Muszę się przekonać o tym osobiście.
OdpowiedzUsuńJa się nastawiłam na całkiem średnią powieść, bo większość osób właśnie za taką ją uważa, ale bardzo przyjemnie mnie ona zaskoczyła. :) Polecam jak najbardziej!
UsuńJeszcze nie miałam "do czynienia" z Kingiem, ale zamierzam to nadrobić i będę pamiętać o tej pozycji. :)
OdpowiedzUsuńWitam, Złodziejko!
OdpowiedzUsuńNatrafiłem przypadkiem w Internecie na Twoją recenzję "CUJO" Stephena Kinga.Nazywam się Jacek Manicki, jestem tłumaczem tej powieści i mam bardzo złe wspomnienia z okresu, kiedy nad nią pracowałem. Upłynjęło już chyba ze 20 lat, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie. Umierał właśnie na babesziozę mój pies (MIKI miał na imię) ukąszony przez kleszcza. Nic się nie dało zrobić, nie pomogło nawet przetoczenie krwi. Słabł z dnia na dzień, trwało to ponad miesiąc, a ja, pisałem i spoglądałem co rusz pod biurko, gdzie jak zawsze leżał, ogrzewając nogi SWOJEMUPANU. Ileż ja piw i innych trunków wtedy wypiłem. Nie wiem, czy nie więcej niż King, bo Amerykanie mają słabsze głowy. W każdym razie nadawaliśmy z Nim chyba na tej samej fali. Któregoś ranka żona budzi mnie i mówi: Nie mamy już Psa. Zrywam się z łóżka, wybiegam do korytarza, a ON tam leży nieżywy. Miał 10 lat. Możecie wierzyć mi, stary MIKI odszedł tam, gdzie odchodzą wszystkie dobre psy.
Z poważaniem i podziękowaniem za recenzję - Jacek Manicki