Było tak, jak się tego spodziewałam. Pomimo, iż do przeczytania tej książki kompletnie mnie nie ciągnęło i zapoznanie się z nią odwlekałam z dnia na dzień coraz bardziej (co jest dziwne, bo „Dary Anioła” kocham miłością bezgraniczną i nie wyobrażam sobie życia bez znania tych książek) to gdy tylko zaczęłam ją czytać i miałam za sobą kilka pierwszych stron - wtedy oderwanie się od tej powieści graniczyło z cudem. „Mechanicznego anioła” kupiłam sobie zaraz po premierze i przypuszczam, że powodem, dla którego zwlekałam z przeczytaniem tej książki było to, że bałam się, iż nie spodoba mi się ona w tak dużym stopniu jak wcześniejsze książki opowiadające o przygodach Nocnych Łowców. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że ciężko byłoby mi się pogodzić z faktem, że „Diabelskie Maszyny” nie powalają na kolana, choć nikt nie powiedział, że wszystkie książki Cassandry Clare muszą przypaść mi do gustu.
Trylogia „Diabelskie Maszyny” to prequel „Darów Anioła”. Główną bohaterką jest Tessa Gray, która przybywa do Anglii, aby spotkać się z bratem, Nathanielem, będącym jej jedyną żyjącą rodziną. Niestety zaraz po przybyciu do kraju sprawy zaczynają się coraz bardziej komplikować, Tessa spotyka na swojej drodze Nocnych Łowców, którzy są jedynymi osobami mogącymi jej pomóc, gdy okazuje się, że ona i jej brat znaleźli się w nienajciekawszej sytuacji.
Gdybym wiedziała wcześniej, że ta książka tak bardzo przypadnie mi do gustu to od razu zaopatrzyłabym się w drugi tom i przywiozła go ze sobą do Łodzi, żebym mogła z miejsca zabrać się za jego czytanie. „Mechaniczny anioł” co prawda nie pozostawił po sobie żadnego niedosytu, jednak nieco słabe zakończenie (słabe, ponieważ nie wstrząsnęło mną za bardzo) sprawiło, że mam ochotę sięgnąć po „Mechanicznego księcia” także z tego powodu, aby uzupełnić braki pozostałe po pierwszym tomie. Słodko-gorzki posmak zakończenia tej powieści jednakże bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ autorka nie postawiła na czysty happy end, którego też nie jestem zbyt wielką fanką. Kończąc kwestię zakończenia, chciałabym jeszcze dodać, iż zapowiada ono naprawdę fantastyczny rozwój sytuacji w kolejnej części tej trylogii.
Jednym z największych atutów w przypadku tej książki jest bez dwóch zdań umiejscowienie akcji. Epoka wiktoriańska to mój ulubiony okres w historii dziejów świata i nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Do tego dochodzi Anglia, w której nigdy nie byłam, a której zobaczenie jest moim marzeniem od wielu, wielu lat. Niektórzy twierdzą, że jest to miejsce jak każde inne, w dodatku ponure i deszczowe (co jest oczywiste), co dla mnie jest dużym plusem przemawiającym za odwiedzeniem tego miasta (może to dziwne, ale uwielbiam deszczowe dni). Co prawda w książce Cassandry Clare Anglia nie ma takiego przytłaczającego klimatu, ale jest na swój sposób cudowna i dzięki temu jestem w stanie też napisać, iż nie mogę się doczekać przeczytania kontynuacji tej powieści także z tego powodu, aby po prostu powrócić do tego czarującego na swój sposób, klimatycznego, wiktoriańskiego miejsca.
Podobno sama Cassandra wypowiedziała się na temat podobieństw i różnic pomiędzy Willem a Jacem, czego jednak jeszcze nie czytałam, aby uniknąć ewentualnych spoilerów dotyczących „Mechanicznego księcia”. Dlaczego o tym wspominam? Ano z tego powodu, że obaj bohaterowie wydali mi się tak łudząco do siebie podobni, iż gdyby nie różne imiona nie widziałabym między nimi żadnej różnicy. Piszę to całkiem szczerze, dodam nawet, że jestem tym w pewien sposób zawiedziona. Wolałabym, żeby różnice między nimi były trochę bardziej zarysowane, ponieważ mam wrażenie, jakby Will był - ni mniej, ni więcej - tylko nieudolną kopią Jace'a, którego postać i tak szybko przestała robić na mnie wrażenia. Mam dużą nadzieję, że odczucie to minie po przeczytaniu drugiej części tej trylogii, a Will - raz doprowadzający do szału i sprawiający, że ma się ochotę udusić go gołymi rękoma, innym razem zaś uroczy niczym mały kociak - wywrze na mnie pozytywniejsze wrażenie.
Mogłam przeciągać czytanie tej książki. Udawać, że mam coś ważnego do zrobienia, ale zerkać na nią kątem oka. Chwilami utrzymywać dystans, a w innych momentach rzucać się na nią z wilczym apetytem i zaczytywać bez opamiętania. Przedłużać tę przyjemność do granic możliwości, aż w końcu przewrócona zostanie ostatnia kartka, oznaczająca koniec historii. To, że „Mechanicznego anioła” czyta się (pożera) tak szybko jest plusem i minusem jednocześnie. Czy polecam tę książkę? A pewnie! Nie śmiałabym inaczej.
Ocena: 9/10
- Niektóre z tych książek gryzą. Lepiej być ostrożnym.- Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami - stwierdziła Tessa. - I z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi.
Jednym z największych atutów w przypadku tej książki jest bez dwóch zdań umiejscowienie akcji. Epoka wiktoriańska to mój ulubiony okres w historii dziejów świata i nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Do tego dochodzi Anglia, w której nigdy nie byłam, a której zobaczenie jest moim marzeniem od wielu, wielu lat. Niektórzy twierdzą, że jest to miejsce jak każde inne, w dodatku ponure i deszczowe (co jest oczywiste), co dla mnie jest dużym plusem przemawiającym za odwiedzeniem tego miasta (może to dziwne, ale uwielbiam deszczowe dni). Co prawda w książce Cassandry Clare Anglia nie ma takiego przytłaczającego klimatu, ale jest na swój sposób cudowna i dzięki temu jestem w stanie też napisać, iż nie mogę się doczekać przeczytania kontynuacji tej powieści także z tego powodu, aby po prostu powrócić do tego czarującego na swój sposób, klimatycznego, wiktoriańskiego miejsca.
Podobno sama Cassandra wypowiedziała się na temat podobieństw i różnic pomiędzy Willem a Jacem, czego jednak jeszcze nie czytałam, aby uniknąć ewentualnych spoilerów dotyczących „Mechanicznego księcia”. Dlaczego o tym wspominam? Ano z tego powodu, że obaj bohaterowie wydali mi się tak łudząco do siebie podobni, iż gdyby nie różne imiona nie widziałabym między nimi żadnej różnicy. Piszę to całkiem szczerze, dodam nawet, że jestem tym w pewien sposób zawiedziona. Wolałabym, żeby różnice między nimi były trochę bardziej zarysowane, ponieważ mam wrażenie, jakby Will był - ni mniej, ni więcej - tylko nieudolną kopią Jace'a, którego postać i tak szybko przestała robić na mnie wrażenia. Mam dużą nadzieję, że odczucie to minie po przeczytaniu drugiej części tej trylogii, a Will - raz doprowadzający do szału i sprawiający, że ma się ochotę udusić go gołymi rękoma, innym razem zaś uroczy niczym mały kociak - wywrze na mnie pozytywniejsze wrażenie.
Mogłam przeciągać czytanie tej książki. Udawać, że mam coś ważnego do zrobienia, ale zerkać na nią kątem oka. Chwilami utrzymywać dystans, a w innych momentach rzucać się na nią z wilczym apetytem i zaczytywać bez opamiętania. Przedłużać tę przyjemność do granic możliwości, aż w końcu przewrócona zostanie ostatnia kartka, oznaczająca koniec historii. To, że „Mechanicznego anioła” czyta się (pożera) tak szybko jest plusem i minusem jednocześnie. Czy polecam tę książkę? A pewnie! Nie śmiałabym inaczej.
Ocena: 9/10
Wyzwanie: Czytam fantastykę.
Muszę się zabrać za tą serię *u*
OdpowiedzUsuńKoniecznie! A "Dary..." przeczytane? :)
UsuńCzytałam, ale DA jakoś lepiej mi przypadły do gustu
OdpowiedzUsuńJak przeczytam całą trylogię to dopiero sobie porównam do DA, ale i na tę chwilę mogę napisać, że bardziej podoba mi się ta seria od DM.
UsuńBardzo lubię tą serię, uważam, że drugi tom ciekawszy od pierwszego, teraz tylko czekam jak uda mi się dopaść księżniczkę ;)
OdpowiedzUsuńJa niestety muszę czekać na "Mechaniczną księżniczkę" z polską okładką i mam nadzieję, że nie będzie ona tak paskudna jak okładki reszty książek tej autorki, bo to aż zakrawa o absurd. :)
UsuńOj tak, okładki są straszną porażką, aż boję się pomyśleć co wymyślą w ostatniej części.
UsuńJak by nie patrzeć to postać na okładce "Mechanicznego księcia" nie jest aż taka tragiczna, co nie zmienia jednak faktu, że wszystkie okładki książek tej autorki wołają o egzorcyzmy.
UsuńGdy pierwszy raz zobaczyłam tą okładkę pomyślałam sobie co Adam Lambert na niej robi :)
UsuńHa, racja! Jak zobaczyłam tę okładkę to również pierwsze co - od razu pomyślałam o Adamie. :) Niemniej jednak wolałabym, żeby na okładkach książek tej autorki w ogóle nie było postaci - znacznie lepiej by na tym wyszły.
UsuńTeraz akurat czytam "Miasto popiołów", ale jak już uporam się z "Darami Anioła" to z pewnością sięgnę po "Diabelskie Maszyny". Mam nadzieję, że zachwycą mnie tak samo jak pierwsza seria pani Clare :)
OdpowiedzUsuńI jak Ci się podoba "Miasto popiołów"? :) Niedługo przed Tobą moja ulubiona część z tej serii, "Miasto szkła". <3
UsuńAaah, MA podobał mi się bardzo, MK też, muszę teraz tylko dorwać Mechaniczną Księżniczkę :D
OdpowiedzUsuńJa niestety muszę czekać na polską okładkę, ale do tego czasu zdążę przeczytać MK, więc nie będę umierać z niecierpliwości przynajmniej. ;D Chociaż nie ukrywam, że chciałabym mieć już 3 część na półce. ;)
UsuńJak dla mnie Dary Anioła jednak są lepsze. Drugiej części też jeszcze nie czytałam, chociaż leży już z dwa lata na półce. Co mnie boli? Że trzecią część wydali tylko w nowej wersji okładki. A ja mam stare...
OdpowiedzUsuńPremiera 3 części w polskiej okładce podobno w styczniu, co jest dla mnie ogromnie niesprawiedliwe. Wydawnictwo powinno wydać najpierw książkę w wersji tej okładki, od których zaczęli wydawanie tej trylogii, bo masa "starszych" fanów ma te książki w polskich okładkach - ja również, co widać chociażby po zdjęciu w tym poście - i wiernie czekają na wydanie ostatniej części. Dla mnie to kpina, ta cała "akcja" z okładkami książek tej autorki sprawiła, że tracę szacunek do tego wydawnictwa. Ręce opadają jak się o tym myśli. ;/ Rychło w czas, ale żałuję, że inne wydawnictwo nie zajęło się książkami tej autorki.
UsuńBardzo podobał mi się "Mechaniczny anioł" ale "Dary Anioła" są według mnie o wiele, wiele, wiele lepsze. Zdecydowanie wolę fantastykę w wydaniu urban, nie steampunk.
OdpowiedzUsuńNie sądzę, żeby DM spodobało mi się bardziej od DA, ale zobaczymy po przeczytaniu kolejnych dwóch książek. :)
UsuńJeszcze nie miałam okazji czytać książek z tej serii, ale może któregoś dnia to się zmieni. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żebyś się skusiła na te książki. :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Cassandry, a mam na nie ochotę od dłuższego czasu.Tylko nie wiem od czego zacząć: DM czy DA? Jakaś rada? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sav
Ja zaczęłam od DA, za DM zabrałam się dopiero teraz i nie narzekam na kolejność. :) To w zasadzie Twój wybór, możesz zabrać się za DM z tego względu, że wyszły już wszystkie 3 tomy tej trylogii, albo za DA, ale czekać jeszcze kilka miesięcy na 6, ostatni tom. :)
UsuńKsiążki Cassandry też uwielbiam, więc wiem, że je się "pochłania", a nie czyta. ^^
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wszystkie książki pochłania się w taki sposób. :)
UsuńA ja właśnie popłakałam się na części trzeciej. Zostało mi jeszcze tylko jakieś 50 stron do końca :(
OdpowiedzUsuńZakończenie tej trylogii w takim razie musi być mocarne, bo gdzie nie wejdę w temat o DM to wszyscy płaczą. W takim razie w "Mechaniczną księżniczkę" zaopatrzę się i przeczytam ją dopiero po sesji, bo teraz to nie najlepszy moment, żeby być emocjonalnie rozbitym.
UsuńUwielbiam tę trylogię równie mocno jak i DA :D
OdpowiedzUsuńU mnie DA na razie wygrywa, bo ma Aleca i Magnusa, a to wielka przewaga. :D
UsuńKocham Dary Anioła chociaż czytałam dopiero 2 części. Postanowiłam, że muszę też zabrać się i za tę serię;)
OdpowiedzUsuńDA to cudowna seria, z niecierpliwością czekam na jej ostatnią część, chociaż jednocześnie jestem przerażona tym, co może się tam wydarzyć. :)
UsuńAle numer, właśnie ją czytam. Też mnie szczególnie nie ciągnęło, ale dostałem w prezencie i przypuszczam, że mnie też się spodoba.
OdpowiedzUsuńPowinna Cię ta książka wciągnąć, ponieważ autorka posługuje się takim fajnym, prostym językiem i ciężko się powstrzymać przed zastanawianiem się, co się wydarzy dalej i co spotka bohaterów w następnej kolejności. :)
UsuńTa książka jest niezwykła :)
OdpowiedzUsuńW pewien sposób na pewno. :)
UsuńPrzyznaję - mam identyczne obawy, jak Ty. "Dary Anioła" pochłonęłam od razu i bardzo mi się podobały, natomiast „Mechanicznego anioła” trochę się obawiam. Wciąż nie mogę się zdecydować, czy go przeczytać, chociaż tak wiele osób go zachwala.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się pomysł, że dwaj główni bohaterowie tych serii są do siebie podobni, chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to nie powinnam być zdziwiona. Nie wiem czy wiesz, ale zanim Pani Clare zaczęła wydawać książki, pisała bardzo popularne ff potterowskie. Głównym bohaterem był Draco M. Zgadnij, kogo mi przypomina ;)
Pozdrawiam ciepło,
J.
PS Ja również chciałabym odwiedzić Londyn. Może któregoś dnia miniemy się w tym deszczowym mieście, kto wie? ;)
Mnie DA bardziej się podobały. Kiedy czytałam Diabelskie Maszyny miałam lekki zastój gdzieś tak w środku książki, bo nie działo się akurat nic ciekawego, ale jak jednego wieczoru wróciłam do tej książki, pochłonęłam ją caluteńką :D Głównie przez talent pisarski C.Clare. Ona umie wpleść żarty nawet do poważnych konwersacji w XVIII wieku !!! Jak dla mnie ta kobieta jest mistrzynią pióra.
OdpowiedzUsuń