Przełom lat 70. i 80. Punk rock odchodzi w niebyt, a na jego miejsce wskakują nowe stylizacje i intrygujące koncepcje. Takie tło towarzyszy Johnowi Taylorowi, który wraz z Nickiem Rhodesem założył zespół Duran Duran w 1978 roku. Jako basista świeżego, niesamowitego zespołu, który zdobywa ogromną popularność, a któremu pisk zakochanych w każdym z muzyków fanek towarzyszy niemalże non stop, snuje swoją opowieść o byciu wśród ludzi, którzy rozkochali w sobie cały świat.
Nie ma nic lepszego niż poznanie historii zespołu i konkretnego muzyka z pierwszej ręki - najbardziej wiarygodnego źródła informacji. Pomimo tego, że John Taylor (czy właściwie: Nigel John Taylor) nie jest zawodowym pisarzem to swoją historię opowiada w niezwykle ciekawy i pasjonujący sposób. Przybiera niemalże gawędziarski ton, dzięki któremu ma się wrażenie, jakby rozmawiał z czytelnikiem niczym z najlepszym kumplem - dzięki temu jego autobiografię czytało się tak wspaniale i szybko. Styl Taylora sprawia, że czytelnik bardzo łatwo odczytuje emocje ukryte pomiędzy zdaniami na kartach tej książki, odczuwa je i przeżywa tak, jakby miał do czynienia z najlepszą fabularną lekturą (uwierzcie mi na słowo, kiedy piszę, że podczas czytania o śmierci taty Johna nieświadomie uroniłam kilka łez).
Jeżeli sięgacie po tę autobiografię w celu znalezienia pierwszych konkretnych informacji o zespole Duran Duran i jego basiście to gwarantuję - pokochacie tego człowieka jak nigdy wcześniej. Jego niezwykła szczerość, bezpośredniość, nieowijanie niczego w bawełnę i przedstawianie faktów w ich rzeczywistej formie sprawiło, że poczułam do niego ogromny wręcz szacunek. John zupełnie szczerze opowiada o swoim narkotykowym i alkoholowym nałogu, który zmusił go do pójścia na odwyk, opisuje bardziej i mniej kompromitujące elementy i wydarzenia ze swojego życia, wymienia te momenty, które zdecydowanie nie napawają go dumą i to właśnie ta szczerość jest w nim najbardziej urzekająca.
Słuchając muzyki Duran Duran nie można się dziwić, widząc, jak wielki sukces osiągnęła ta grupa. Jak wielu fanów zdobyła, fanów, którzy niekiedy popełniają ogromne wręcz wariactwa, aby tylko w jakiś sposób zbliżyć się do zespołu lub poszczególnego muzyka. John Taylor skrupulatnie opisuje sytuacje, których był świadkiem (nie uwierzylibyście do czego zdolne są najbardziej zwariowane fanki), krok po kroku przedstawia drogę, którą zespół musiał przebyć, aby zdobyć sławę. Sławę, która w pewnym momencie okazała się ciężkim orzechem do zgryzienia, czymś, co niemal nie doprowadziło Johna do autodestrukcji, której cudem uniknął. W życiu gwiazdy pokusy pojawiają się na każdym kroku i niekiedy uniknęcie ich jest wręcz niemożliwe.
Cudowną kulminacją tej autobiografii jest opis koncertu na kalifornijskim festiwalu Coachella w 2011 roku - to bardzo pozytywny akcent, który w świetny sposób podsumowuje działalność zespołu oraz karierę Johna, która przecież nie dobiegła jeszcze końca. Radość z grania, kontaktu z fanami, radość z bycia grupą. Fantastyczne ukazanie tego, jak wielką siłę ma muzyka i w jak wielki sposób potrafi uszczęśliwić tysiące ludzi. Pokochałam tę książkę, a kiedy Wy po nią sięgniecie, jestem pewna, że i Was to czeka.
Ocena: brak
Kojarzę ten zespół z kaset, które moja mama nagrywała w młodości. Wtedy to były hity! Wpada w ucho strasznie. Dzisiejsza muzyka bardzo różni się od tych z dawnych lat. Rzadko mam do czynienia z biografiami celebrytów, artystów czy też zespołów, ale na tę bym się skusiła. Zawsze człowiek myśli, że ukryty jest tam klucz do sukcesu :) A koniec końców to składowa wieeelu czynników.
OdpowiedzUsuń