Od dłuższego czasu miałam ochotę na naprawdę dobre, pełnokrwiste fantasy lub chociażby jakąkolwiek książkę, która mogłaby takie typowe fantasy przypominać. Jako, że moje wrodzone lenistwo wzięło górę, zdecydowałam się na ograniczenie wyboru do książek, które posiadałam już na swoich regałach. Wybór dosyć szybko padł na „Królewskiego wygnańca”, którego opis, okładka oraz dosyć obiecujące recenzje wskazywały, że właśnie z tego typu powieścią będę miała do czynienia. Owszem, otrzymałam dosyć dobrą o tej tematyce opowieść, aczkolwiek nie tak dobrą, jak mogłabym to sobie wymarzyć.
Kiedy Penraven - najbogatsze i najpotężniejsze królestwo Koalicji Denova zostaje zdobyte przez bezwzględnego i żądnego władzy Loethara, ludzie wiedzą, że nie ma miejsca, w którym mogliby czuć się bezpiecznie. Nie wtedy, kiedy nowy imperator zrobi wszystko, aby zdobyć to, czego najbardziej pożąda - cudownej, legendarnej mocy Valisarów, która zwie się Urokiem. Niestety, jedyna osoba, która mogłaby być w jego posiadaniu uciekła z zamku za pomocą zaufanego żołnierza. Leo, młody król, wie jednak, że nie może ukrywać się przez wieczność, pragnie również dowiedzieć się znacznie więcej o tajemniczym dziedzictwie Valisarów, o którym obecnie wiadomo tak niewiele.
„Królewski wygnaniec” to naprawdę świetna, przemyślana, z rozmysłem napisana historia, którą byłabym w stanie naprawdę mocno pokochać, gdyby nie jeden, dosyć istotny mankament, który mi na to nie pozwolił. Mam tutaj na myśli styl autorki, gdyż jej język w najmniejszym nawet stopniu nie był w stanie mnie zachwycić i nie pozwolił na 100% cieszenie się z czytanej powieści. Wiem dobrze, że nie jest to debiut Fiony McIntosh, dlatego tym bardziej dziwi mnie to, jak słabym językiem napisana jest ta historia. Styl autorki sprawia, że dialogi i monologi bohaterów wydają się być nienaturalne, momentami przepełnione patosem, czasami wręcz bezmyślnością i zbyt nieudolną pompatycznością. To trochę tak, jakbym oglądała sztukę teatralną - i to tą zdecydowanie niższych lotów.
Co jednak mnie cieszy, to fakt, że styl pisarki to jedyny minus, który wpadł mi do głowy podczas czytania tej książki. Gdyby nie on, byłabym wówczas w 100% zachwycona tą powieścią, ponieważ napisana jest w niezwykle przemyślany sposób, a świat wykreowany został z dbałością o nawet najmniejsze detale. Czytelnik ma okazję poznać historię nie tylko wewnątrz zamku, ale również poza jego granicami, dzięki wieloosobowej narracji poznajemy wiele różnych punktów widzenia, poprzez osoby, które znajdują się w wielu różnych, oddalonych od siebie miejscach. Cieszę się, że autorka zadbała o ten element, gdyż niektóre książki wręcz proszą się o wieloosobową narrację, jednak nie zostają nią obdarowane.
Przyznam szczerze, że całkiem mocno zaskoczyła mnie brutalność tej powieści, ponieważ dawno nie spotkałam się z książką, w której zachowania bohaterów, ich decyzje byłyby tak bezwzględne i krwawe. Owszem, czytywałam ostatnio książki, w których występowała pewna doza agresji, jednakże autorzy decydowali się na ułagodzenie niektórych scen, aby być może nie przerazić zbytnio czytelnika. Fiona McIntosh jednak stawia na całkowitą bezpośredniość, a jej historia pełna jest krwi i odciętych głów (dosłownie).
Polecam tę książkę każdemu, kto lubi fajną fantastykę, z ciekawymi bohaterami i z walką o władzę. Pomimo tej dosyć sporej ilości krwi i brutalnych zachowań niektórych postaci mogę śmiało zachęcić do przeczytania tej historii. Nie jest to najcieńsza książka, aczkolwiek czyta się ją bardzo szybko, lekko i choć nieco słaby język autorki trochę utrudnia to zadanie, to ciekawe zwroty akcji zdecydowanie wynagradzają te ubytki.
Ocena: 7,5/10
Spróbowałabym, mimo wspominanego przez Ciebie słabego języku autorki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ☺
Polecam spróbować, bo może nie każdy będzie tym językiem zawiedziony, a w gruncie rzeczy jest to naprawdę dobra książka. :)
UsuńHmm. Styl, mówisz. A może to wina przekładu? Tak tylko zgaduję, bo książki nie czytałam i w najbliższych miesiącach pewnie nie przeczytam, nie mam czasu (ani serca, oddałam je już bohaterkom "Gry o tron" ;) na kolejne trylogie/serie.
OdpowiedzUsuńPS Piękna jest ta czcionka wykorzystana w tytule bloga!
Nie pomyślałam o tym, ale to bardzo prawdopodobne! Niestety również nie czytałam tej książki w oryginalne, więc nie mam 100% pewności, ale możesz mieć rację. :)
UsuńPS Dziękuję! ;)
Nie przepadam za fantastyką, ale to mnie jakoś zachęca :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna książka, jak zachęca to koniecznie trzeba przeczytać! ;)
UsuńTa trylogia chodzi za mną już od jakiegoś czasu i strasznie kusi. Mam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję się z nią zapoznać :D
OdpowiedzUsuńMnie również kusiła przez dosyć długi czas, ale jakoś zaskakująco dobrze się jej opierałam. :D Ciekawość jednak zwyciężyła i jak widać, opłaciło się to. :)
UsuńLubię tego typu książki. Na pewno kiedyś do niej zajrzę :D
OdpowiedzUsuńTego typu książki tak naprawdę zaliczają się do moich ulubionych, więc nie mogłam po tę powieść nie sięgnąć. :)
UsuńJa bardzo lubię ten tom, kolejne 2 czekają na swoją kolej i mam nadzieję, że się na nich nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam kolejne dwa tomy, teraz na chwilkę zrobię sobie przerwę od tej trylogii, ale na 100% wkrótce do niej powrócę. :)
UsuńBardzo chciałabym przeczytać tą książkę, ale ciężko o nią w bibliotece a cena, no cóż, nie zachęca.
OdpowiedzUsuńMoże za niedługo uda mi się, chociaż nie jestem pewna, czy przeżyję tą brutalność..
Fakt, cena nie zachęca, ale to raczej standardowa kwota dla książki o takiej objętości. :) Trzymam kciuki, żeby udało Ci się wypożyczyć ją z biblioteki! ;)
UsuńTa seria mnie bardzo kusi! :D
OdpowiedzUsuńMnie również kusiła, więc musisz zrobić to, co ja - w końcu jej ulec. :D
UsuńDobry język to podstawa, inaczej książka ma marne szanse na to, że mnie wciągnie:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale w przypadku tej książki język akurat nie przeszkadza we wciągnięciu się w tę historię. :) Ja akurat nie mogłam się od niej oderwać i gdyby tylko język był lepszy to zapewne wystawiłabym tej książkę ocenę... a może i nawet 10/10. :)
UsuńW fantastyce raczkuję dopiero i sama nie wiem, język to ważna sprawa, a tu chyba zawiódł.
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko marzę o tej książce. Nie ma mowy, żebym po nią nie sięgnęła. :) Wydaje mi się, że jestem na nią zbyt "nakręcona", żeby tak ot, odpuścić sobie ten tytuł. :) Choć ten kiepski styl autorki mnie niepokoi... Jeśli dialogi były sztuczne... Kurczę, że też autorka zawiodła w tak ważnym polu. :( Mimo wszystko, kupię. I przeczytam. I postaram się czerpać z lektury jak najwięcej przyjemności. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Takie "pełnokrwiste fantasy" to kompletnie nie moje klimaty. Pasuję ;)
OdpowiedzUsuń