Przyznam szczerze, że nie planowałam teraz recenzji tego serialu. Ba, nie planowałam go nawet oglądać, przynajmniej nie w najbliższym czasie, nie wyobrażacie sobie jednak, jak wielką siłę perswazji dzierży w sobie najlepsza strona na świecie, tj. Tumblr. Czułam się tak, jakby gify atakowały mnie ze wszystkich stron i powoli niszczyły jakiekolwiek pozostałości silnej woli, które we mnie zostały. Kiedy jednak zaczęłam oglądać pierwszy odcinek In The Flesh, wiedziałam już, że po nadrobieniu bieżących odcinków tego serialu moje życie nie będzie już takie samo, jak przed jego obejrzeniem. Nie twierdzę, że ITF drastycznie zmienił moje życie, bo to nie jest prawda, znacie jednak to uczucie, kiedy zakochujecie się w czymś tak mocno, że myśl o końcu przygody z daną historią jest wprost nie do zniesienia? Cóż, właśnie tak czuję się w tym momencie.
In The Flesh to miniserial wyprodukowany w Wielkiej Brytanii w 2013 roku i póki co liczy sobie jedynie dwa sezony, z czego pierwszy z nich ma 3 odcinki, drugi natomiast 6, a każdy z nich trwa ponad 50 minut. Opowiada on o nieumarłych, którzy cztery lata po Powstaniu są w stanie wrócić na łono społeczeństwa, dzięki pomocy rządu, polegającej na wyleczeniu ich z ich pierwotnych instynktów. Niestety rehabilitacja ta nie będzie łatwym zadaniem, o czym przekona się m.in. główny bohater tej produkcji, Kieren Walker (Luke Newberry).
Przyznam się szczerze, że jak do tej pory jeszcze nie spotkałam się z serialem, który tak znakomicie przedstawiałby dyskryminację z powodu orientacji seksualnej, czy chociażby choroby psychicznej, jak właśnie ITF. Homofobia nie jest tutaj aż tak istotnym tematem, jak np. w serialach, w których tematyka stricte LGBT jest dużo bardziej szczegółowa (za dobre przykłady mogę podać Shameless (US) czy nawet Queer as Folk), jednakże dyskryminacja z tego powodu, iż nieumarli, którzy powrócili do społeczeństwa nie są traktowani na równi z innymi, jest wprost ogromna. Kieren powraca do swojego rodzinnego miasteczka, które jest niezwykle negatywnie nastawione do ludzi takich, jak on, nienawiść i obrzydzenie wobec nieumarłych wylewa się tutaj z praktycznie każdego zakątka. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że zaściankowa postawa mieszkańców Roarton, aktywna przez nich dyskryminacja nie jest traktowana jako moralitet, który ma zadanie uzmysłowić innym, że tak nie należy postępować, jest to raczej szczere i rzeczywiste przedstawienie tragicznej sytuacji, w jakiej znajdują się ogromne grupy ludzi, w jakiś niewielki i mało istotny sposób wyróżniające się spośród reszty. Oczy mieszkańców Roarton są całkowicie ślepe na inne kolory niż czerń i biel, a ich ograniczenie światopoglądowe sprawia, że powrót nieumarłych do życia w tym miasteczku będzie niezwykle trudny i skomplikowany.
Już podczas oglądania pierwszego odcinka niesamowicie uderzył mnie klimat tego serialu, tak smutny i dobijający, że nie sposób oglądać tej produkcji z lekkim sercem. Duży wpływ na tę atmosferę ma kolorystyka, ponieważ podczas oglądania każdego kolejnego odcinka ma się wrażenie, jakby barwy zostały w niemały sposób wyprane z tego świata, nie w całkowity sposób, ale jednak wystarczająco, żeby wyraźnie odczuć mrok i depresyjność tej produkcji. Nie sam smutek jest jednak osadzony w In The Flesh, żeby widz nie czuł się przytłoczony tym wszechobecnym, dobijającym nastrojem, znajduje się tutaj również spora doza humoru, zawarta nie tylko w dowcipnych dialogach, ale również i sytuacjach, nie raz na tyle absurdalnych, że ciężko powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Podoba mi się to rozładowanie napiętej atmosfery, ponieważ nikt nie byłby w stanie wytrzymać nieustannie negatywnego, przytłaczającego smutkiem klimatu.
Nie wiem czy to dziwne, ale uwielbiam oglądać seriale o postaciach, które zmagają się ze swoimi własnymi, mrocznymi demonami, z przeszłością, która nie chce dać o sobie zapomnieć - czy to w przypadku głównego bohatera, czy postaci drugoplanowych. Tutaj w cudowny sposób zostałam obdarowana obiema kwestiami, ponieważ i główna postać jest nieustannie dręczona przez własny umysł, oraz wiele, naprawdę wiele postaci drugoplanowych. Kierena nieustannie nawiedzają wspomnienia, kiedy był jeszcze w swoim nieleczonym stanie, gdy zabijał ludzi, a jakby tego było mało, cierpi na depresję z powodu krzywd, które wyrządził, z powodu popełnionego samobójstwa i przede wszystkim z powodu utraty najlepszego przyjaciela, którego darzył uczuciami znacznie silniejszymi od zwykłej przyjacielskiej więzi. Z drugiej strony mamy siostrę Kierena, Jem, która początkowo nie może poradzić sobie z powrotem brata, w drugim sezonie natomiast dręczą ją wspomnienia śmierci jej najlepszej przyjaciółki, której była świadkiem. Mamy tu także rodziny próbujące wrócić do normalności po powrocie ich nieumarłych bliskich do rodzinnych domów, próby zaakceptowania stanu rzeczy takim, jakim jest. Aspekt psychologiczny tego serialu jest niezwykle rozbudowany i poprowadzony z godną podziwu starannością, co chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać.
Dlaczego więc uważam, że jest to serial wart uwagi, który posiada w sobie ogromny potencjał? Pomijając już wyżej wypisane zalety, które według mnie są w przypadku tej produkcji najważniejsze, godne podziwu jest również to, że jak na serial z tak niskim budżetem, jest on nakręcony w naprawdę rewelacyjny sposób. Gra aktorska w ani jednym momencie nie budziła mojego zniesmaczenia, świetnie dobrani aktorzy są ogromnym atutem In The Flesh (po zobaczeniu Emmetta J. Scanlana w roli Simona Monroe natychmiast zabrałam się za inny serial, w którym występuje ten aktor, a to o czymś świadczy). Świetne jest również to, że po raz pierwszy spotkałam się z biseksualną/panseksualną postacią (choć tak naprawdę Kieren to bohater, któremu nie da się przypisać jakiejkolwiek łatki i to jest piękne), której losy nie toczą się wokół orientacji seksualnej i że nie jest ona głównym wątkiem tego serialu, ponieważ tacy bohaterowie są zdecydowanie zbyt często postrzegani jedynie poprzez pryzmat ich seksualnch preferencji. ITF genialnie ukazuje również niezdrowy, religijny fanatyzm, którego obecność w naszym rzeczywistym świecie jest także zdecydowanie zbyt wielka. Jak być może wiecie, bardzo nie lubię wątków religijnych, czy to w książkach, czy serialach, tutaj jednak ukazany jest on w bardzo interesujący sposób.
In The Flesh to serial, w którym jest bardzo wiele tajemnic, który sprawia, że widz zadaje sobie całą masę pytań, niekoniecznie związanych z akcją i losami bohaterów. To serial z bardzo dobrze rozbudowaną fabułą, nie jest przesadnie kompleksowy, ale nie jest też naiwny i uproszczony. W rewelacyjny sposób pokazuje również to, jak zachowują się ludzie w sytuacjach stresowych, wywołanych presją czy pod przymusem innych. In The Flesh wciąga już od pierwszego odcinka, ponieważ ciekawość tego, o co w zasadzie chodzi jest zdecydowanie zbyt wielka, żeby od tak odpuścić sobie oglądanie tego serialu po zaledwie kilku minutach. Pozbawiony przesadnych dłużyzn, nudnych, niewyróżniających się postaci czy nielogicznych sytuacji jest to świetny serial przede wszystkim dla fanów Supernatural czy The Walking Dead, dlatego gorąco go polecam.
Przyznam się szczerze, że jak do tej pory jeszcze nie spotkałam się z serialem, który tak znakomicie przedstawiałby dyskryminację z powodu orientacji seksualnej, czy chociażby choroby psychicznej, jak właśnie ITF. Homofobia nie jest tutaj aż tak istotnym tematem, jak np. w serialach, w których tematyka stricte LGBT jest dużo bardziej szczegółowa (za dobre przykłady mogę podać Shameless (US) czy nawet Queer as Folk), jednakże dyskryminacja z tego powodu, iż nieumarli, którzy powrócili do społeczeństwa nie są traktowani na równi z innymi, jest wprost ogromna. Kieren powraca do swojego rodzinnego miasteczka, które jest niezwykle negatywnie nastawione do ludzi takich, jak on, nienawiść i obrzydzenie wobec nieumarłych wylewa się tutaj z praktycznie każdego zakątka. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że zaściankowa postawa mieszkańców Roarton, aktywna przez nich dyskryminacja nie jest traktowana jako moralitet, który ma zadanie uzmysłowić innym, że tak nie należy postępować, jest to raczej szczere i rzeczywiste przedstawienie tragicznej sytuacji, w jakiej znajdują się ogromne grupy ludzi, w jakiś niewielki i mało istotny sposób wyróżniające się spośród reszty. Oczy mieszkańców Roarton są całkowicie ślepe na inne kolory niż czerń i biel, a ich ograniczenie światopoglądowe sprawia, że powrót nieumarłych do życia w tym miasteczku będzie niezwykle trudny i skomplikowany.
Już podczas oglądania pierwszego odcinka niesamowicie uderzył mnie klimat tego serialu, tak smutny i dobijający, że nie sposób oglądać tej produkcji z lekkim sercem. Duży wpływ na tę atmosferę ma kolorystyka, ponieważ podczas oglądania każdego kolejnego odcinka ma się wrażenie, jakby barwy zostały w niemały sposób wyprane z tego świata, nie w całkowity sposób, ale jednak wystarczająco, żeby wyraźnie odczuć mrok i depresyjność tej produkcji. Nie sam smutek jest jednak osadzony w In The Flesh, żeby widz nie czuł się przytłoczony tym wszechobecnym, dobijającym nastrojem, znajduje się tutaj również spora doza humoru, zawarta nie tylko w dowcipnych dialogach, ale również i sytuacjach, nie raz na tyle absurdalnych, że ciężko powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Podoba mi się to rozładowanie napiętej atmosfery, ponieważ nikt nie byłby w stanie wytrzymać nieustannie negatywnego, przytłaczającego smutkiem klimatu.
Nie wiem czy to dziwne, ale uwielbiam oglądać seriale o postaciach, które zmagają się ze swoimi własnymi, mrocznymi demonami, z przeszłością, która nie chce dać o sobie zapomnieć - czy to w przypadku głównego bohatera, czy postaci drugoplanowych. Tutaj w cudowny sposób zostałam obdarowana obiema kwestiami, ponieważ i główna postać jest nieustannie dręczona przez własny umysł, oraz wiele, naprawdę wiele postaci drugoplanowych. Kierena nieustannie nawiedzają wspomnienia, kiedy był jeszcze w swoim nieleczonym stanie, gdy zabijał ludzi, a jakby tego było mało, cierpi na depresję z powodu krzywd, które wyrządził, z powodu popełnionego samobójstwa i przede wszystkim z powodu utraty najlepszego przyjaciela, którego darzył uczuciami znacznie silniejszymi od zwykłej przyjacielskiej więzi. Z drugiej strony mamy siostrę Kierena, Jem, która początkowo nie może poradzić sobie z powrotem brata, w drugim sezonie natomiast dręczą ją wspomnienia śmierci jej najlepszej przyjaciółki, której była świadkiem. Mamy tu także rodziny próbujące wrócić do normalności po powrocie ich nieumarłych bliskich do rodzinnych domów, próby zaakceptowania stanu rzeczy takim, jakim jest. Aspekt psychologiczny tego serialu jest niezwykle rozbudowany i poprowadzony z godną podziwu starannością, co chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać.
Dlaczego więc uważam, że jest to serial wart uwagi, który posiada w sobie ogromny potencjał? Pomijając już wyżej wypisane zalety, które według mnie są w przypadku tej produkcji najważniejsze, godne podziwu jest również to, że jak na serial z tak niskim budżetem, jest on nakręcony w naprawdę rewelacyjny sposób. Gra aktorska w ani jednym momencie nie budziła mojego zniesmaczenia, świetnie dobrani aktorzy są ogromnym atutem In The Flesh (po zobaczeniu Emmetta J. Scanlana w roli Simona Monroe natychmiast zabrałam się za inny serial, w którym występuje ten aktor, a to o czymś świadczy). Świetne jest również to, że po raz pierwszy spotkałam się z biseksualną/panseksualną postacią (choć tak naprawdę Kieren to bohater, któremu nie da się przypisać jakiejkolwiek łatki i to jest piękne), której losy nie toczą się wokół orientacji seksualnej i że nie jest ona głównym wątkiem tego serialu, ponieważ tacy bohaterowie są zdecydowanie zbyt często postrzegani jedynie poprzez pryzmat ich seksualnch preferencji. ITF genialnie ukazuje również niezdrowy, religijny fanatyzm, którego obecność w naszym rzeczywistym świecie jest także zdecydowanie zbyt wielka. Jak być może wiecie, bardzo nie lubię wątków religijnych, czy to w książkach, czy serialach, tutaj jednak ukazany jest on w bardzo interesujący sposób.
In The Flesh to serial, w którym jest bardzo wiele tajemnic, który sprawia, że widz zadaje sobie całą masę pytań, niekoniecznie związanych z akcją i losami bohaterów. To serial z bardzo dobrze rozbudowaną fabułą, nie jest przesadnie kompleksowy, ale nie jest też naiwny i uproszczony. W rewelacyjny sposób pokazuje również to, jak zachowują się ludzie w sytuacjach stresowych, wywołanych presją czy pod przymusem innych. In The Flesh wciąga już od pierwszego odcinka, ponieważ ciekawość tego, o co w zasadzie chodzi jest zdecydowanie zbyt wielka, żeby od tak odpuścić sobie oglądanie tego serialu po zaledwie kilku minutach. Pozbawiony przesadnych dłużyzn, nudnych, niewyróżniających się postaci czy nielogicznych sytuacji jest to świetny serial przede wszystkim dla fanów Supernatural czy The Walking Dead, dlatego gorąco go polecam.
Zgadzam się z Tobą w 100%. ITF wywarło na mnie ogromne wrażenie. Jest to serial kontrowersyjny i poruszający wiele problemów dzisiejszego społeczeństwa (nietolerancja, rasizm, fanatyzm religijny). Naprawdę zasługuje na kontynuację, choć jak na razie nic nie wiadomo na ten temat...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nawet nie spodziewałam się, że będę aż pod tak wielkim wrażeniem tego serialu! A tu proszę, nie mogę przestać o nim myśleć, dlatego desperacko potrzebuję 3 sezonu, bo jest tak wiele rzeczy, których chciałabym się dowiedzieć. Co z Amy? Czy "wyzdrowienie" nieumarłych jest jednak możliwe? Co dalej ze związkiem Simona i Kierana? No i oczywiście - czy Simon jest w niebezpieczeństwie z tego powodu, że nie wykonał rozkazu? Za dużo pytań się znalazło, żeby nie pociągnąć tego serialu dalej.
UsuńNaprawdę uwielbiam sposób, w jaki piszesz o serialach, bo widać, że nie oglądasz ich tylko dla "odmóżdżenia się", ale coś z nich wyciągasz, widzisz elementy, na które sporo osób raczej nie zwróciłoby uwagi, dlatego tak lubię czytać Twoje recenzje. Co do ITF to jeszcze go nie widziałam, ale chyba nawet dzisiaj obejrzę pierwszy odcinek, bo strasznie mnie do tego serialu zachęciłaś. Dzięki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :))
Wow, dziękuję bardzo za miłe słowa! :) To prawda, że nie oglądam seriali tylko dla "odmóżdżenia się", traktuję je znacznie poważniej i staram się, żeby wszystkie moje uczucia i wrażenia odpowiednio przelać na klawiaturę. A do ITF gorąco zachęcam, bo ten serial jest zjawiskowy. :)
UsuńNie słyszałam o tym serialu, ale mu się przyjrzę.
OdpowiedzUsuńNiedługo rusza serial Constantin, skusisz się? Widziałam zapowiedź, ale jak to zapowiedź, na dwoje babka wróżyła.
Masz na myśli ten serial na podstawie komiksu Marvela? Cóż, nie widziałam zapowiedzi, ale skuszę się na pierwszy odcinek i wtedy zobaczę, czy będzie mi się chciało go oglądać. :)
UsuńTak.
UsuńCiężko będzie nie porównywać go z filmem;)
Hmm, nigdy o tym nie słyszałam, ale na pewno wkrótce obejrzę ;) Dzięki za zapoznanie z serialem! Ufam twoim recenzją, więc jeśli piszesz, że serial jest serio fajny, to taki musi być :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Możesz mi wierzyć na słowo, że w 100% opisałam dokładnie swoje uczucia wobec tego serialu, nigdy nie piszę niczego, czego nie jestem pewna. :) Mam nadzieję, że ITF spodoba Ci się równie mocno, jak i mnie. Koniecznie daj mi znać czy przypadł Ci ten serial do gustu, gdy już go obejrzysz, a na pewno uporasz się z tymi 9 odcinkami w mgnieniu oka. ;)
Usuńznam takie uczucie, kiedy nie chcę by serial się skończył. "Sherlock" i "Supernatural" to właśnie te seriale. O "In The Flesh" nie słyszałam, ale chyba się skuszę. Nie mam co oglądać ostatnio...
OdpowiedzUsuńSama jeszcze nie wiem, jak to będzie wyglądać, ale za "wymazanie" częściowo barw mogłabym dać chyba plusika. Zawsze, jak oglądam "Sherlocka", mam wrażenie jakby całe to miasto było w szarości i ewentualnie w błękicie, co dodaje tego londyńskiego klimatu moim zdaniem.
A wracając do "In The Flesh"... Nie lubię, kiedy seksulaność bohaterów w ogóle przyćmiewa ich charaktery. A tak się czasem zdarza i to mnie irytuje. Mam szczerze mówiąc w nosie to kto im się podoba, dopóki coś robią w tym serialu, a akcja posówa się na przód. Postać nie może być pokazana tylko jako lesbijka, musi mieć jakieś cele, marzenia i musi robić coś, co komplikuje życie innych bohaterów, czy coś... Jeżeli tutaj problemy bohaterów nie koncentrują się wyłącznie na tym to jestem coraz bardziej przekonana.
No cóż, chyba po prostu obejrzę ten serial. Zawsze to lepsze niż powtarzanie innych :)
Pozdrawiam! :D
O, jak nie masz co oglądać to gorąco polecam Ci również Shameless (US), miałam teraz recenzować ten serial, ale zaczęłam oglądać In The Flesh i jakoś tak wyszło. :D Tylko jak już się skusisz to zabierz się za wersję US, bo UK nie widziałam, ale chyba nie jest tak ciekawa. :D Jest naprawdę genialny i w niejednym momencie złamał mi serce, jak dla mnie cudo. :)
UsuńNo to już mam plany na dwa seriale. Mam nadzieję, że Shameless też zrecenzjujesz, bo właśnie ładuje mi się pilot i po obejrzeniu pewnie będę chciała przeczytać recenzję. :)
UsuńW tym momencie właśnie kończę czytać książkę i zabiorę się za recenzję, więc nie wiem, czy dam radę napisać jeszcze recenzję Shameless (US), ale postaram się, bo zdecydowanie zbyt długo zwlekam z opinią o tym serialu, tym bardziej, że jest on dla mnie tak bardzo wyjątkowy. :) Oba seriale, i Shameless i In The Flesh są ogromnie niedoceniane, co mnie bardzo smuci, bo właśnie z tego względu 3 sezon ITF stoi pod wielkim znakiem zapytania. :(
UsuńKurczę. Mam w planach ten serial. Aczkolwiek nie planach określonych typu "oglądnę w przyszły weekend", a raczej nieokreślonych typu "oglądnę, kiedy mi się przypomni". Ale... muszę przyznać, że strasznie mnie zaciekawiłaś tą recenzją. Przedstawiłaś ten serial w taki sposób, że w tej chwili mam ochotę włączyć sobie pierwszy odcinek (kto wie, czy nie ulegnę) - co już jest postępem! :D SN i TWD uwielbiam, więc myślę, że skoro polecasz fanom tych seriali i moje serduszko szybciej zabije dla In The Flesh.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Ja przyznam szczerze, że TWD nie skończyłam jeszcze oglądać, mam sporo odcinków do nadrobienia, ale myślę, że osoby lubiące klimat SPN i właśnie TWD na pewno się w tym serialu odnajdą. :) Cieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do tego serialu, bo naprawdę uważam, że więcej osób powinno zwrócić na niego uwagę, gdyż nie jest to jakiś głupi serialik o zombie, który kompletnie nic do życia nie wnosi, a jedynie odmóżdża. Ale jeżeli ktoś faktycznie spodziewa się produkcji na miarę Breaking Bad czy Hannibala to na 100% się zawiedzie, trzeba jednak pamiętać, że ITF nie było tworzone z myślą, żeby dorównać takim serialom, to zupełnie inna liga. :)
UsuńNawet nie wiesz jak sie cieszę, że natrafiłam na tą recenzje tego serialu! Nigdy wcześniej o nim nie słszyałam, a już teraz mnie zachwyca i zachęca! Widzę, ze nie jest długi więc na pewno nie będzie problemu z obejrzeniem go.! Już nie mogę się doczekac.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w takim razie napiszesz mi później kilka słów, czy przypadł Ci ten serial do gustu, bo jestem tego bardzo ciekawa! ;) I strasznie się cieszę, że udało mi się zachęcić kolejną osobę do ITF, zdecydowanie więcej ludzi powinno się tym serialem zainteresować. :)
Usuń