Przez długi czas zastanawiałam się, czy warto w ogóle dać tej książce szansę. Po pierwszym przeczytaniu opisu stanowczo zaznaczyłam sobie, żeby unikać tej książki szerokim łukiem, ponieważ przypuszczałam po prostu, że na pewno nie trafi w moje gusta i na pewno mi się nie spodoba. To „na pewno” powinno teraz spojrzeć na mnie z dosyć dużym wyrzutem, ponieważ już po lekturze „Urodzonej o północy” zdaję sobie sprawę, w jak wielkim błędzie byłam, ulegając tym zbyt pochopnym przypuszczeniom. Owszem, książka C.C. Hunter nie jest w żaden sposób nowatorska, powiela już utarte schematy, ale dostarczyła mi zaskakującej ilości rozrywki i to jest w niej najpiękniejsze.
Ostatnie tygodnie stały się dla Kylie nie lada wyzwaniem - rzucił ją chłopak, jej rodzice się rozwodzą, umiera jej ukochana babcia, a na domiar złego zaczyna prześladować ją pewien tajemniczy mężczyzna, którego nie widzi nikt, poza nastolatką. Zamiast spokoju, na który dziewczyna zdecydowanie zasłużyła, na Kylie czeka kolejna dawka stresu w postaci obozu dla problematycznych nastolatków, na który decyduje się wysłać ją jej matka. Jednakże pobyt w Wodospadach Cienia, wraz z elfami, wampirami, wilkołakami i innymi nadnaturalnymi istotami stanowczo różni się od tego, jakiego Kylie mogłaby się spodziewać.
Czytając tę książkę zapewniłam sobie przez dłuższy czas fantastyczną dawkę rozrywki i jest to zdecydowanie największy atut tej powieści. Pomimo tego, że nie ma w niej oryginalności to jednak wydarzenia opisane w „Urodzonej o północy” w ani jednym momencie nie nudzą czytelnika, nie sprawiają, że ma on ochotę odłożyć tę książkę na półkę, a jedynie mocno zachęcają do dalszego czytania i poznawania historii. Jest to najważniejsza rzecz, jakiej poszukuję w każdej czytanej przeze mnie powieści i dzięki niej mogę ocenić książkę C.C. Hunter zaskakująco wysoko.
Z drugiej strony jednak przeszkadza mi trochę ten brak oryginalności w poruszanych przez autorkę tematach, ponieważ zdecydowanie brakowało mi czegoś w stylu „wow! Tego jeszcze nie było!”. Żaden moment w tej książce mnie nie zaskoczył, nie czułam się wbita w fotel czy chociażby lekko zszokowana przebiegiem wydarzeń. Uważam, że gdyby takie elementy pojawiły się w „Urodzonej o północy” to książka ta zdecydowanie by na tym zyskała i na pewno zrobiłaby na mnie jeszcze większe wrażenie.
Co niektórym może się spodobać a innym nie, to jeden wątek - trójkąt miłosny, którego sporo jest dopiero pod koniec tej historii. Na upartego można uznać, że występuje w niej wątek trzech facetów (nie dwóch) i jednej dziewczyny, pozostanę jednak przy tym, co oferuje nam opis. Na początku dosyć nieźle czytało mi się o rozterkach miłosnych głównej bohaterki, bo i ja sama próbowałam wybrać, którego z dwóch gentlemanów lubię bardziej (wyboru niestety nie dokonałam), jednak im bardziej Kylie była niezdecydowana i dokonywała rozrachunków pomiędzy kandydatami, tym bardziej ja czułam się poirytowana jej zachowaniem i brakiem możliwości szybkiego podjęcia decyzji. Mam nadzieję, że w drugiej części tej serii bohaterka będzie troszkę bliżej dokonania wyboru, choć czuję, że nie będzie to takie proste zadanie.
Dużą niewiadomą w tej powieści jest tożsamość głównej postaci - Kylie w Wodospadach Cienia pragnie przede wszystkim dowiedzieć się tego, kim lub czym jest, co zajmuje jej dosyć dużo czasu, ponieważ... nawet zakończenie powieści nie daje nam na to pytanie odpowiedzi. Muszę przyznać, że autorka jest naprawdę dobra w utrzymywaniu czytelnika w tego typu niepewności i nie podawaniu jasnej odpowiedzi na tak ważne pytanie. Liczę na to, żeby drugi tom w miarę szybko ujawnił przede mną tę tajemnicę, bo co jak co, ale na pewno nie należę do cierpliwych czytelników.
Pomimo kilku dosyć wyróżniających się minusów nie mam innego wyjścia, jak tylko ocenić tę książkę pozytywnie, ponieważ czytanie jej było naprawdę świetnie spędzonym czasem. Autorka wykreowała fantastycznych bohaterów, jedni z miejsca przypadli mi do gustu, innych mimo usilnych starań nie dałam rady polubić, akcja natomiast toczy się w miarę równomiernym tempie - za co książka otrzymuje ode mnie kolejny spory plusik. Jedynie banalność i nieskomplikowanie tej książki non stop daje mi o sobie znać, ma to dla mnie jednak mniejsze znaczenie niż fakt, że „Urodzona o północy” zagwarantowała mi bardzo dobrze spędzony czas.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.