Mój, jakby to nazwać, „rozwód” z booktuberami nie ma nic wspólnego z faktem, że przez ostatni rok nie miałam nawet odrobiny czasu na swoje własne przyjemności, tj. czytanie książek i śledzenie właśnie booktuberowych poczynań na youtubie. Nie ma to nic wspólnego z faktem, że byłam zbyt zajęta egzaminami, sesją, pisaniem licencjatu i przygotowywaniem się do obrony, aby oglądać filmiki na YT, bo spójrzmy prawdzie w oczy - gdybym tylko chciała, wówczas zdecydowanie rzuciłabym naukę w kąt, aby poobijać się przez kilka chwil, pozwiedzać zakamarki Internetu i ponadrabiać zaległości, które się utworzyły. Gdybym tylko chciała - obejrzałabym wszystkie filmiki, które booktuberzy tak pieczołowicie montowali w momentach mojej nieobecności, zapewne również zasubskrybowałabym co najmniej z dziesięć nowych kanałów, których i tak nie miałabym czasu oglądać, zostawiałabym komentarze pod pojawiającymi się filmami i płakałabym nad swoim losem, że nie stać mnie w danej chwili, aby kupić to pięćdziesiąt książek, które booktuber pokazał właśnie w swoim book haulu. Gdybym tylko chciała...
Chcieć przestałam. Chcieć przestałam już jakiś rok temu, jeszcze przed moją nieobecnością tutaj na blogu, która przeciągnęła się od lutego (miała trwać tylko przez chwilę, ale sami wiecie jak to wyszło), aż do czerwca. Wszystko zaczęło się zagranicznych booktuberów, a mianowicie od tego, że kompletnie przestałam się interesować większością filmików, które pojawiały się na ich kanałach. Kolejny book haul, kolejny unboxing (trochę inny book haul), kolejny książkowy tag... i tak na zmianę. Nic z tego nie przyciągało już mojej uwagi, a subskrybując te kanały wiedziałam przecież, że ich zawartość składa się głównie właśnie z wymienionych przeze mnie wyżej typów filmików, jednak na samym początku kompletnie mi to nie przeszkadzało. A wręcz przeciwnie, takie filmiki lubiłam najbardziej. Uwielbiałam oglądać, gdy booktuber/booktuberka pokazuje książki, które właśnie do niego/niej dotarły, popatrzeć na okładki i wydania zagraniczne, które często tak bardzo różnią się od naszych. Patrzenie na książki zawsze sprawiało i zawsze będzie sprawiało mi przyjemność, jeżeli chodzi jednak o tego rodzaju kanały książkoholików to okazało się, że moim celem ich subskrybowania było coś całkowicie odmiennego.
Book haule, listy książek, które dane osoby chcą przeczytać w najbliższym czasie i inne tego rodzaju filmiki przestały mi wystarczać, kiedy dotarło do mnie, że w tych filmach ludzie ci nie mają tak naprawdę nic ciekawego do powiedzenia. Nie były one przecież recenzjami, których wysłuchać chciałam najbardziej, a które na danych kanałach pokazywały się może dwa, trzy razy w miesiącu. No bo co istotnego mogłabym wynieść z listy piętnastu czy iluś tam książek, które otrzymała właśnie dana osoba, z błahego unboxingu czy z tagów, które często polegają na losowaniu tytułów książek z pudełka? Przestałam widzieć jakikolwiek sens w oglądani takich filmów, wobec czego praktycznie całkowicie zrezygnowałam generalnie z oglądania booktuberów.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że filmy są często pewnego rodzaju urozmaiceniem, że dopełniają blog, na którym pojawiają się same recenzje, a cała reszta około-książkowych postów pojawia się w formie filmików na danym kanale. Ja to wszystko wiem, co nie zmienia absolutnie faktu, że filmy te od pewnego czasu zaczęły całkowicie mijać się z moimi zainteresowaniami. Bo co ja niby mogę wynieść z filmów typu: book haul, tbr, unboxing, kiedy w tych właśnie filmach nie pojawia się żadna opinia o wspomnianych powieściach, ponieważ zazwyczaj są to tytuły, których oni sami jeszcze nie przeczytali?
Postanowiłam coś zrobić z moim coraz bardziej malejącym zainteresowaniem książkowymi kanałami i być może nawet drobną niechęcią, którą zaczęłam wobec nich odczuwać i zredukowałam listę z ok. 30 subskrybowanych przeze mnie osób do 4 tych, którzy w jakiś sposób odpowiadają moim zainteresowaniom. Gdybym jednak miała subskrybować tylko te osoby, których kanały w 100% mi się podobają i które zawierają dokładnie to, czego szukam, wówczas moja lista subskrypcji skurczyłaby się do dwóch perełek, ponieważ te pozostałe 2 osoby na mojej liście subskrypcji są to jedynie ludzie, do których czuję pewnego rodzaju sentyment i z tego jednego powodu nie potrafię ich odsubskrybować.
Czyżbym robiła się wybredna? Raczej nie, wydaje mi się po prostu, że wracam do korzeni, do miejsca, z którego ruszyłam, gdy zaczęłam prowadzić tego bloga. Do miejsca, gdzie kluczową rolę w książkowej społeczności odgrywały recenzje. Po co mam tracić czas na coś, co kompletnie nic do mojego życia nie wnosi, co nie sprawia mi już żadnej przyjemności, co jest dla mnie całkowicie bez sensu, ponieważ nie wyciągam z tego żadnej wiedzy, której poszukuję?
Żeby nie było nieporozumień: nie hejtuję prowadzenia kanałów na youtubie, nie uważam również, że nie powinny one istnieć czy coś takiego. Podziwiam osoby, które potrafią zaprezentować się przed kamerą i nie wstydzą się wrzucać swoich filmików do sieci - ja tego nie potrafię. Kiedy jednak zauważyłam, że przestała mnie interesować większość filmów nagrywanych przez booktuberów, wówczas postanowiłam coś o tym napisać, bo chociaż trochę malejąca, to na booktube wciąż jest moda. Dlatego też chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat, czy czujecie się dokładnie tak jak ja, czy macie odmienną opinię w tej kwestii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.