Recenzując ostatnio książkę „Dzięki za tę podróż” tego samego autora wyraźnie obawiałam się, że sięgając po jego kolejną powieść również doznam solidnego zawodu. Niemniej jednak postanowiłam dać jej szansę, ponieważ spotkałam się z wieloma opiniami, że „Przed końcem świata” jest lekturą znacznie lepszą. Naprawdę mocno trzymałam się tej nadziei, która prysnęła po zaledwie kilku kartkach, gdy nie zdążyłam nawet rozprawić się z pierwszym rozdziałem.
Książka opowiada o grupce nastolatków, maturzystów, którzy kończąc szkołę średnią stają przed ostatecznym wyborem: na jakie studia powinni się wybrać? I czy w ogóle powinni na nie iść? Każdy z nich zmaga się ze swoimi własnymi demonami, pokonując kłody rzucane im pod nogi, które tak naprawdę mogą nie mieć najmniejszego znaczenia, gdy zbliża się ostateczna zagłada ludzkości. W stronę Ziemi pędzi bowiem asteroida, przed którą nie ma niestety żadnej ucieczki.
Bardzo nie spodobała mi się kreacja bohaterów w tej książce, ponieważ oprócz faktu, że byli oni niesamowicie przerysowani, to tak naprawdę ich charaktery aż do samego końca nie doznały nawet odrobiny rozwoju, nie zmieniły się w najmniejszy chociaż sposób. Prawdę mówiąc postacie tej powieści bardzo przypominały mi postacie w pierwszym lepszym typowo amerykańskim filmie o nastolatkach szkoły średniej, którym w głowach były głównie: alkohol, narkotyki i seks.
Po raz kolejny jestem bardzo zawiedziona kreacją kobiecych postaci w przypadku książki tego autora, chociaż być może tym razem „zawód” zupełnie nie oddaje tego, jak się czuję, jeżeli chodzi o ten aspekt powieści. Jestem niesamowicie zirytowana i zniesmaczona tym, jak autor przedstawił żeńskie bohaterki, gdyż tak naprawdę pozbawił ich jakiejkolwiek pozytywnej charakteryzacji. Nie podobało mi się to, jak nieustannie pozostawały pod wpływem męskich bohaterów, jak bardzo uzależnione było od nich podejmowanie przez te postacie jakichkolwiek indywidualnych decyzji. Nie podobało mi się to, jak często nazywano je „dziwkami” i „puszczalskimi” oraz to, jak bardzo piętnowano dziewczyny lubiące uprawiać seks, uznając je za pewnego rodzaju wynaturzenia zasługujące na obelgi. Nie podobało mi się również to że przedstawiono je jako postacie niezdolne do nawiązania przyjaźni, tylko jako osoby zawistne, z jakiegoś powodu nieustannie sobie zazdroszczące. Bo przecież to takie naturalne, że dwie dziewczyny – choć się nie znają – od razu muszą się nienawidzić, prawda? Nie wiem czy autor ma jakiś problem z kobietami, czy po prostu nie potrafi kreować żeńskich postaci.
Wszystkie związki (przyszłe i przeszłe) przedstawione w tej książce są niesamowicie toksyczne i tak naprawdę żaden z nich z oczywistych powodów nie przykuł mojej uwagi. Opierały się one na zdradzie lub też powstawały w jej wyniku, bazowały również na manipulacji, kłamstwach i braku szczerości, przez co żaden z nich nie jest dobrym przykładem na to, jak miałby wyglądać dobry związek. Dobrze wiem, że istnieją takie okropne historie, ale naprawdę jakaś kobieta związałaby się z facetem, który zdradził z nią swoją, byłą już, dziewczynę? Albo z facetem, który desperacko chciał „zaliczyć” inna dziewczynę, której tak naprawdę nawet nie zna, o co też założył się ze swoim najlepszym przyjacielem? Nie dość, że żeńskie postacie tej książki zostały marnie przedstawione, to jeszcze żadnego męskiego bohatera nie udało mi się polubić z względów, których chyba nie muszę wyjaśniać.
„Przed końcem świata” zapowiadało się naprawdę obiecująco, ponieważ z opisu wynikało, że będzie to książka nie tyle o tym, jak wygląda koniec świata, a bardziej o zachowaniu ludzi w jego obliczu, gdy zbliża się ostateczna zagłada, której nie da się niestety uniknąć. Niestety, potencjał na tę książkę nie został wykorzystany, ponieważ niektóre wydarzenia w tej książce i większość zachowań bohaterów była dla mnie kompletnie nielogiczna, pomimo tego, że w takich okolicznościach ciężko jest mówić o jakiejkolwiek logice. Autor zamiast skupić się na przedstawianiu reakcji bohaterów w ostatnich tygodniach ich życia uparł się, aby pokazać system – ten, który robił wszystko, aby zapewnić ludziom jako takie bezpieczeństwo – jako jedynego złoczyńcę, choć „walka” między nim a bohaterami nie miała najmniejszego sensu. Pozbawiona była jakichkolwiek podstaw, przez co wiele wydarzeń w tej książce było dla mnie – jak już wspomniałam – po prostu nielogicznych.
Naprawdę nie spodobała mi się ta książka, chyba nawet bardziej niż „Dzięki za tę podróż”. Czuję się niezwykle zirytowana na autora za tak krzywdzącą żeńską reprezentację, za niezwykle pretensjonalny styl, za opisywanie osób z określonych subkultur jako dziwadeł, za niesamowicie denerwujących bohaterów, którzy kompletnie się nie rozwijali, a także za obraźliwe słowa kierowane kilka razy w stronę społeczności LGBT. Nie ukrywam, żałuję sięgnięcia po tę książkę, niemniej jednak teraz przynajmniej już wiem, że Tommy Wallach jest autorem, po którego twórczość nie warto sięgać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.