Pamięć ludzka bywa niekiedy niezwykle ulotna, często zdarza nam się zapominać o najbanalniejszych rzeczach – o tym, gdzie odłożyliśmy długopis, co jedliśmy na śniadanie w zeszłą sobotę lub jak miał na imię główny bohater powieści, którą czytaliśmy kilka tygodni temu. Nic wielkiego, takie sytuacje spotykają każdego z nas, każdego dnia. Co jednak, gdybyśmy naprawdę nie potrafili zachować niczego w pamięci? Co, gdybyśmy po zaledwie kilku godzinach zapominali o tym, co się ostatnio wydarzyło i zaczynali wszystko od nowa, dzień w dzień, żyjąc dosłownie chwilą?
Takie życie wiedzie siedemnastoletnia Flora, która od ponad sześciu lat cierpi na amnezję. W wieku dziesięciu lat wykryto w jej mózgu guza, w wieku jedenastu go wycięto i od tego momentu umysł dziewczyny nie jest w stanie rejestrować bieżących wydarzeń, przez co często nie pamięta nawet tego, ile ma lat lub kim są jej najbliżsi znajomi. Pewnego dnia jednak sytuacja diametralnie się zmienia, gdy Flora całuje się z chłopakiem, z którym zdecydowanie nie powinna się całować – i nie może o tym zapomnieć! To jedyne wspomnienie od wielu lat, które po kilku godzinach wciąż tkwi w jej umyśle. Dlatego też gdy ów chłopak wyjeżdża do Arktyki, siedemnastolatka postanawia go odnaleźć, bowiem być może to on jest kluczem ku temu, aby Flora odzyskała pamięć. Jednakże czy podróż w tak odległe miejsce na pewno jest bezpieczna dla osoby cierpiącej na amnezję?
Przyznam szczerze, że spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego. I wcale nie mam tutaj niczego złego na myśli! Wydawało mi się bowiem, że będzie to jedynie dosyć urocza opowieść o zakochanej dziewczynie, gdzie wątek miłosny będzie odgrywał bardzo dużą rolę. I choć poniekąd tak było, to jednak „Jedyne wspomnienie Flory Banks” jest czymś znacznie więcej niż ckliwą historią o miłości. Wątek miłosny zdecydowanie nie jest motywem przewodnim tej powieści, a sama książka ma w sobie do zaoferowania znacznie więcej, niż śmiałabym przypuszczać.
Główna bohaterka tej książki cechuje się zupełnie innym rodzajem odwagi niż znamy ją w przypadku postaci w powieściach chociażby fantastycznych. Flora w żaden sposób nie pozwala, aby jej ograniczenie w jakikolwiek sposób przeszkodziło jej w rzuceniu się w wir przygody i poznawaniu nowych osób, co jest naprawdę fantastyczne. To, jak bardzo otwarta i pewna siebie jest ta postać całkowicie mnie zachwyciło. Autorka cudownie przedstawiła charakter dziewczyny, która z podniesionym czołem prze przed siebie, pokonując wszelkie przeciwności losu stawiane na jej drodze, przeżywając przygodę, o jakiej jedynie pomarzyć mogą nawet osoby, które są w pełni sprawne nie tylko fizycznie, ale również umysłowo. Flora jest postacią tak szalenie sympatyczną, tak uroczą, że czytanie tej powieści i poznawanie losów tak niesamowitej bohaterki (w pełnym tego słowa znaczeniu) było samą przyjemnością.
Z powodu usunięcia guza dziewczyna pamięta tak naprawdę tylko to, co wydarzyło się do jej dziesiątego roku życia, w związku z czym doskonale wie, kim są jej rodzice czy najlepsza przyjaciółka, Paige, którą poznała, gdy była jeszcze bardzo mała. W pewnym sensie jednak utknęła ona w umyśle swojej kilkuletniej „ja”, gdzie powraca w chwilach wyjątkowo mocnego zagubienia. Naprawdę niesamowite jest to, jak ciekawie autorka przedstawia te momenty, jak fenomenalnie kreuje portret kilkuletniego dziecka w ciele siedemnastolatki, które czasami ukazuje się na kartach tej powieści. Nawet nie jestem w stanie opisać, jak wyjątkowe i jednocześnie łamiące serce było to doświadczenie, gdy czytałam właśnie te fragmenty.
„Jedyne wspomnienie Flory Banks” jest przede wszystkim niesamowicie mądrą powieścią o pokonywaniu przeciwności losu i poszukiwaniu własnej tożsamości. To piękna historia o spełnianiu własnych, skrytych marzeń, do których droga bywa niekiedy naprawdę banalnie prosta – wystarczy pozbyć się tej odrobiny strachu, która tkwi w nas gdzieś głęboko, odkryć ukrytą gdzieś odwagę i po prostu iść przed siebie. Naprawdę wiele rzeczy jest w zasięgu naszych rąk, jeżeli tylko damy sobie szansę na to, aby zrobić ten pierwszy krok, aby pozbyć się niepokoju przed tym, co może, ale nie musi się wydarzyć.
Powieść Emily Barr jest również fantastyczną historią o przyjaźni, o niesamowitej, silnej przyjaźni, która jednakże zostaje wystawiona na ogromną próbę. Czy więź między Florą a Paige ulegnie przeciwnościom losu i problemom, które pojawiły się na jej drodze, czy może wręcz przeciwnie, wyjdzie z tego całego doświadczenia znacznie silniejsza, niż była na początku? Z drugiej strony jest to także fenomenalna opowieść o rodzicielskiej miłości – o miłości dosyć duszącej, nieco zbyt troskliwej, nieco zbyt ograniczającej, a jednakże wciąż o szalenie pięknej miłości, której nic, absolutnie nic nie jest w stanie pokonać. Jestem ogromnie zaskoczona tym, do jak wielu cudownych refleksji zmusiła mnie ta książka – jestem pewna, że chociażby z ich powodu na bardzo długi czas zamieszka ona w mojej pamięci.
Autorka bardzo wyraziście przedstawia czytelnikowi emocje targające Florą w danych momentach, jej smutek, absolutne uniesienie i zagubienie, od którego pęka serce. Fantastycznie zaskakuje czytelnika na niemalże każdym kroku – już od samego początku miałam wrażenie, że za tą całą historią kryje się coś znacznie więcej, niż napisano na kartach tej powieści, czułam, że gdzieś głęboko ukryte jest drugie dno, wciąż jednak pozostające poza zasięgiem mojego wzroku. I miałam rację, w przygodach Flory jest coś znacznie większego, niż mogłoby się wydawać, jednak co to takiego? Zachęcam Was, żebyście sami spróbowali odnaleźć odpowiedź na to pytanie, gwarantuję, że nie będziecie tą powieścią rozczarowani.
„Mam na imię Flora. Kiedyś miałam dziesięć lat, ale teraz mam więcej. Urosłam. Muszę zachowywać się jak dorosła, żeby nikt nie odgadł, że w środku dalej mieszka mała dziewczynka”.
Z powodu usunięcia guza dziewczyna pamięta tak naprawdę tylko to, co wydarzyło się do jej dziesiątego roku życia, w związku z czym doskonale wie, kim są jej rodzice czy najlepsza przyjaciółka, Paige, którą poznała, gdy była jeszcze bardzo mała. W pewnym sensie jednak utknęła ona w umyśle swojej kilkuletniej „ja”, gdzie powraca w chwilach wyjątkowo mocnego zagubienia. Naprawdę niesamowite jest to, jak ciekawie autorka przedstawia te momenty, jak fenomenalnie kreuje portret kilkuletniego dziecka w ciele siedemnastolatki, które czasami ukazuje się na kartach tej powieści. Nawet nie jestem w stanie opisać, jak wyjątkowe i jednocześnie łamiące serce było to doświadczenie, gdy czytałam właśnie te fragmenty.
„Jedyne wspomnienie Flory Banks” jest przede wszystkim niesamowicie mądrą powieścią o pokonywaniu przeciwności losu i poszukiwaniu własnej tożsamości. To piękna historia o spełnianiu własnych, skrytych marzeń, do których droga bywa niekiedy naprawdę banalnie prosta – wystarczy pozbyć się tej odrobiny strachu, która tkwi w nas gdzieś głęboko, odkryć ukrytą gdzieś odwagę i po prostu iść przed siebie. Naprawdę wiele rzeczy jest w zasięgu naszych rąk, jeżeli tylko damy sobie szansę na to, aby zrobić ten pierwszy krok, aby pozbyć się niepokoju przed tym, co może, ale nie musi się wydarzyć.
Powieść Emily Barr jest również fantastyczną historią o przyjaźni, o niesamowitej, silnej przyjaźni, która jednakże zostaje wystawiona na ogromną próbę. Czy więź między Florą a Paige ulegnie przeciwnościom losu i problemom, które pojawiły się na jej drodze, czy może wręcz przeciwnie, wyjdzie z tego całego doświadczenia znacznie silniejsza, niż była na początku? Z drugiej strony jest to także fenomenalna opowieść o rodzicielskiej miłości – o miłości dosyć duszącej, nieco zbyt troskliwej, nieco zbyt ograniczającej, a jednakże wciąż o szalenie pięknej miłości, której nic, absolutnie nic nie jest w stanie pokonać. Jestem ogromnie zaskoczona tym, do jak wielu cudownych refleksji zmusiła mnie ta książka – jestem pewna, że chociażby z ich powodu na bardzo długi czas zamieszka ona w mojej pamięci.
Autorka bardzo wyraziście przedstawia czytelnikowi emocje targające Florą w danych momentach, jej smutek, absolutne uniesienie i zagubienie, od którego pęka serce. Fantastycznie zaskakuje czytelnika na niemalże każdym kroku – już od samego początku miałam wrażenie, że za tą całą historią kryje się coś znacznie więcej, niż napisano na kartach tej powieści, czułam, że gdzieś głęboko ukryte jest drugie dno, wciąż jednak pozostające poza zasięgiem mojego wzroku. I miałam rację, w przygodach Flory jest coś znacznie większego, niż mogłoby się wydawać, jednak co to takiego? Zachęcam Was, żebyście sami spróbowali odnaleźć odpowiedź na to pytanie, gwarantuję, że nie będziecie tą powieścią rozczarowani.
„No tak, wczoraj powiedziałaś coś podobnego. Dziś już też. Myślę, że dolega ci coś jak alzheimer w wersji dla młodych. To bardzo smutne. Żyjesz tylko tu i teraz”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.