Przyznam szczerze, że trochę obawiałam się sięgnięcia po tę książkę – z jednej strony nie mogłam doczekać się momentu, w którym będę mogła rozpocząć lekturę, z drugiej jednak strach przed przekleństwem drugiego tomu sprawiał, że czytanie tej powieści odkładałam coraz bardziej. „Zew księżyca”, pierwsza część wielotomowej serii o przygodach Mercedes Thompson, niesamowicie przypadł mi do gustu, sprawiając, że świat i bohaterowie wykreowani przez autorkę byli jedynym, o czym przez długi czas byłam w stanie myśleć. Czy w przypadku „Więzów krwi” sytuacja wygląda tak samo?
Mercedes Thompson po raz kolejny wpakowała się w sytuację, w której tak naprawdę nie chciała się znaleźć. Stefan, jeden z jej nieśmiertelnych znajomych, zgłasza się do Mercy prosząc o oddanie przysługi, którą kobieta była mu winna – zadaniem miłośniczki volkswagenów jest służyć wampirowi jako świadek pod postacią kojota podczas ważnego spotkania z osobnikiem w pewnym stopniu do Stefana podobnym. Kim jednak jest tak naprawdę tajemniczy stwór, z którym spotkał się Stefan?
W ostatnim czasie zaczęłam się martwić tym, że żadna książka nie jest w stanie zachwycić mnie do tego stopnia, że na kontynuację czekałabym z niesamowitym utęsknieniem. Bo, owszem, od początku roku spotkałam na swojej drodze kilkanaście naprawdę rewelacyjnych powieści, jednak żadna z nich nie wywołała bólu w moim sercu na myśl o tym, że to koniec przygody z danymi bohaterami czy że będę musiała jeszcze trochę poczekać przed sięgnięciem po kolejną część. Żadna powieść aż tak bardzo mnie nie zachwyciła i nie oczarowała, aż właśnie ta, którą teraz recenzuję. „Więzy krwi” tak bardzo zawróciły mi w głowie, że jedyne, o czym jestem w stanie teraz myśleć, to jak najszybsze sięgnięcie po 3 tom. Po kontynuację, której – o, zgrozo! – jeszcze przy sobie nie mam. Naprawdę nie wiem, jak ja wytrzymam do momentu, aż wreszcie będę miała „Pocałunek żelaza” w swoich rękach. Trzymajcie kciuki, żebym jakoś to przeżyła.
„Więzy krwi” to książka w moim odczuciu po prostu fenomenalna. Jej lektura była cudownym doznaniem, już od pierwszych stron tak bardzo zaangażowałam się w całą tę historię, tak bardzo ucieszyłam na myśl, że wreszcie mogę powrócić do świata Mercy, że gdy tylko zatopiłam się w lekturze – wówczas nie liczyło się absolutnie nic. Spijałam każde kolejne zdanie stworzone przez autorkę, każdą konwersację między bohaterami, analizowałam każdy gest, każde zachowanie postaci – mogę szczerze przyznać, że po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu całą sobą czytałam tę powieść. Fantastycznie prowadzona przez autorkę akcja tej książki sprawiła, że naprawdę nie sposób było się od niej oderwać.
Recenzując pierwszy tom napisałam, że wątek miłosny odgrywał w tej historii minimalną rolę, pojawiając się tak naprawdę dopiero pod koniec powieści. W tej części życie miłosne Mercedes troszkę bardziej rozkwita, miłośnicy romansów z pewnością nie będą więc tą książką rozczarowaniu, na szczęście jednak wątek ten wciąż obejmuje pozycję marginalną w porównaniu z pozostałymi wydarzeniami książki. To wciąż jest powieść napakowana akcją, gdzie wątek detektywistyczny wysuwa się na pierwszy plan, a w związku z którym niebezpieczeństwo czyha na bohaterów za każdym rogiem. Mimo tego cudownie jest obserwować jak życie miłosne Mercedes rozkwita i dzięki temu, że romans nie jest tutaj rzucony czytelnikowi prosto w twarz to czytanie wszystkich scen z potencjalnym partnerem dla naszej zmiennokształtnej jest naprawdę ekscytującym przeżyciem.
Bardzo spodobało mi się to, w jakim stopniu rozwija się postać Mercedes, w tej części bowiem widzimy ją z troszkę innego punktu widzenia. W „Więzach krwi” jest nieco więcej tych rozterek na tle moralnym, trochę więcej wątpliwości i niepewności, czy aby to, co właśnie zrobiła główna bohaterka, na pewno było słuszne. Dzięki temu charakter Mercy nabiera głębi, a mi znacznie łatwiej było wczuć się w tę postać i jeszcze mocniej z nią zżyć (pomimo tego, że już podczas czytania pierwszego tomu czułam, że bohaterka ta jest mi wyjątkowo bliska).
Bardzo często podczas czytania powieści, w których na równi ze światem ludzi istnieje ten świat istot nadprzyrodzonych, nieśmiertelnych, motyw asymilacji tych „stworzeń” nie zostaje zbyt dobrze przedstawiony. Co do zasady istoty te wciąż żyją w ukryciu, albo wręcz przeciwnie – już od dłuższego czasu koegzystują z rasą ludzką. W swojej serii Patricia Briggs ujmuje ten temat od troszkę innej strony, bowiem istoty nieśmiertelne dopiero co się ujawniają, ta droga do pełnej akceptacji jest jeszcze daleka, niemniej jednak pokazano pierwsze kroki, które poczyniono, aby egzystencja tych istot wśród ludzi przebiegała jak najspokojniej. I jest to naprawdę fantastyczne zagranie, dzięki któremu cała ta książka i świat wykreowany przez autorkę staje się jeszcze bardziej realistyczny.
Często podczas pisania swoich recenzji mam wrażenie, że zdecydowanie nadużywam pewnych wyrażeń, jak chociażby „niesamowite”, „niezwykle”, „fantastycznie”, „fenomenalnie” i choć cały czas próbuję z tym walczyć, to jednak w przypadku książki „Więzy krwi” nie zamierzam w żaden sposób się ograniczać. Ta powieść naprawdę jest fenomenalna, to, w jak ekstremalnym tempie przepadłam w świecie Mercedes, Adama i reszty nadprzyrodzonych istot jest po prostu niesamowite. I dobrze wiem, że nie są to książki wysokich lotów, nie zmuszają do myślenia, nie wywołują żadnych refleksji, niemniej jednak czytanie ich jest tak niezwykle przyjemnym doznaniem, że z czystym sumieniem mogę postawić je na równi z książkami nieco większego kalibru, bowiem równie mocno przypadły mi one do gustu. I mam nadzieję, że kolejne części w takim samym stopniu mnie zachwycą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.