Przez długi czas byłam niesamowicie podekscytowana wizją przeczytania tej książki, czułam, że trafiła mi się wartościowa, pouczająca, a jednocześnie przyjemna powieść, z którą dane mi będzie spędzić kilka bardzo miłych chwil. Widząc jednak coraz częściej pojawiające się krytyczne recenzje „Lata Eden”, mój entuzjazm wobec tej lektury spadał, aż w końcu sięgając ostatecznie po tę książkę byłam raczej sceptycznie nastawiona do jej treści. Czy słusznie?
Książka opowiada o losach dwóch nastoletnich przyjaciółek – Eden, która ma wszystko, o czym większość dziewczyn w jej wieku może zapragnąć, jest piękna, popularna, ma szerokie grono znajomych, natomiast Jess jest jej całkowitym przeciwieństwem. To dziewczyna bardzo zamknięta w sobie, dzień w dzień zmagająca się z niechęcią rówieśników, próbująca pogodzić się z tragedią, która dotknęła ją w przeszłości. Kiedy jednak Eden pewnej nocy nie wraca do domu, Jess postanawia zrobić wszystko, aby odnaleźć przyjaciółkę na własną rękę.
Akcja tej książki rozgrywa się na przestrzeni dwudziestu czterech godzin, a bieżące wydarzenia raz za razem przeplatają się z retrospekcjami, pozwalającymi czytelnikowi na znacznie lepsze zorientowanie się w tym, co tak właściwie doprowadziło do zaginięcia Eden. Jest to bardzo fajny zabieg, ponieważ dzięki niemu stopniowo otrzymujemy odpowiedzi na dręczące nas pytania, autorka pokazuje nam wizję bardzo młodej dziewczyny pogrążonej w żałobie, przedstawia ona także obraz przyjaźni dwóch całkowicie różniących się od siebie osób – i byłoby to jeszcze bardziej znakomite, gdyby akcja nie toczyła się w tak szybkim tempie. Mam bowiem wrażenie, że cała sprawa z zaginięciem Eden rozwiązała się stanowczo zbyt szybko, że zbyt łatwo otrzymaliśmy odpowiedź na to, co się stało z tą dziewczyną i jaki właściwie spotkał ją los. Gdyby bieżące wydarzenia zostały trochę bardziej rozciągnięte w czasie, wówczas zdecydowanie nie miałabym wrażenia, że akcja toczyła się trochę zbyt pospiesznie.
Wracając na chwilę do postaci Eden – napisałam, że autorka pokazuje nam wizję młodej dziewczyny pogrążonej w żałobie i dla mnie jest to zdecydowanie największy atut tej powieści. Liz Flanagan przedstawia w swojej powieści bohaterkę, którą dręczą niesamowite wyrzuty sumienia, która próbuje na swój własny sposób poradzić sobie z żalem, która próbuje uporać się z tęsknotą, którą poczucie winy niemalże zjada od środka. Jest to obraz niesamowicie tragiczny, niesamowicie łamiący serce, wiernie oddający jeden z przykładów jak nagromadzenie się potężnej dawki negatywnych emocji może wpłynąć na człowieka (szczególnie w tak młodym wieku) i z jaką łatwością emocje te są w stanie zepchnąć daną osobę z krawędzi, nad którą stała ona już od dłuższego czasu.
Wbrew pozorom to nie Eden jest główną bohaterką tej książki, a Jess – jej niepozorna, nieśmiała przyjaciółka, która również zmaga się z wieloma własnymi demonami. Jess to fantastyczny przykład wykluczenia społecznego, osoby z zespołem lęku uogólnionego, dla której każdy kolejny dzień jest tak naprawdę niesamowitą walką. Walką, w której każde wyjście na dwór, każde spotkanie nawet ze znanymi jej osobami, każda rozmowa to wyzwanie, któremu dziewczyna wszelkimi siłami stara się podołać. Z pewnością dla wielu z Was takie czynności są czymś szalenie naturalnym, nad czym nawet nie zastanawiacie się drugi raz – sięgnijcie zatem po tę książkę, wejdźcie w skórę kogoś, kto zmaga się z zaburzeniami lękowymi utrudniającymi mu codzienne funkcjonowanie oraz zajmowanie się wieloma sprawami. Zobaczcie jak to jest, gdy dla niektórych ludzi nawet najdrobniejsza czynność jest niesamowicie wymagającą próbą.
„Lato Eden” to także bardzo fajna wizja przyjaźni – przyjaźni bardzo niedoskonałej, pełnej niedopowiedzeń i niewyjaśnionych spraw, które sprawiają, że często – chcąc, nie chcąc – obie osoby ranią się wzajemnie. Wielokrotnie podczas czytania tej powieści zastanawiałam się nad tym, dlaczego dziewczyny nie zakończyły tej relacji, dlaczego dalej tkwiły w związku, z którego wychodziły poszkodowane (tutaj najbardziej zastanawiała mnie postawa Jess, bo to chyba ona częściej doznawała krzywdy poprzez działania i zachowanie Eden). Czasami jednak tak bywa, że pomimo szalenie skomplikowanej relacji, między dwiema osobami rodzi się tak silna więź, istnieje między nimi tak mocne porozumienie, że najzwyczajniej w świecie nie są one w stanie kroczyć osobnymi ścieżkami.
Czego jednak kompletnie nie rozumiem, to tego, jak można ignorować tak boleśnie oczywiste sygnały, że z jakąś osobą jest coś nie tak, że z każdym kolejnym dniem ktoś, kogo znamy bardzo dobrze, stąpa po równi pochyłej coraz bardziej staczając się na dno? Jak można nie zareagować, widząc zachowanie przyjaciółki, która bezgłośnie krzyczy o pomoc, samodzielnie nie będąc w stanie poradzić sobie z poczuciem winy i wyrzutami sumienia? Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby Eden była fantastyczną aktorką, w cudowny sposób udającą, że wszystko jest w porządku – wówczas bardzo łatwo jest nie zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego. Tak jednak nie było, Jess (a także, co jest dla mnie największym paradoksem, nauczyciele uczący w szkole, do której chodziły dziewczyny) nie raz była świadkiem działań Eden, które zagrażały jej życiu – jak mogła przejść obok nich obojętnie? Jak można nie poinformować chociażby jej rodziców o stanie ich córki? To, w jaki sposób zachowywali się pod tym względem bohaterowie tej książki (również nauczyciele! Dorośli!) jest dla mnie czymś przerażającym i absolutnie niezrozumiałym.
„Lato Eden” nie jest niestety wybitną lekturą, ani nawet szczególnie wymagającą. Jak na powieść poruszającą tak istotne tematy jest to książka raczej średnia, która nie spełniła wszystkich moich oczekiwań. Nie byłam w stanie zapałać sympatią wobec bohaterów, wątek romantyczny, który pojawił się w tej powieści wydał mi się totalnie niepotrzebny, poza tym lektura ta zawodzi na polu, na którym powinna tak naprawdę triumfować. Z drugiej jednak strony może pokazanie tej niesamowitej, bolesnej ignorancji innych ludzi na cierpienie drugiego człowieka też miało swój cel? Dlaczego wobec tego Liz Flanagan kreuje Jess i innych bohaterów tej książki na postacie pozytywne, które w takiej sytuacji absolutnie nimi nie są? Myślę, że jest to temat, nad którym każdy po przeczytaniu książki powinien się zastanowić i wyciągnąć z niego własne wnioski – do czego jak najbardziej Was zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.