11 czerwca 2017

Tysiąc odłamków ciebie, Claudia Gray


Wyobrażaliście sobie kiedyś, co by było, gdybyście mogli przemieszczać się pomiędzy wymiarami, zobaczyć swoich sobowtórów, posmakować życia, które wiodą, poznać wszystkie te możliwości, które otwiera przed Wami dany wymiar, a które jednak w pewnym stopniu pozostają dla Was nieosiągalne? Czy zdecydowalibyście się na taki przeskok do tego innego, tajemniczego, całkowicie nieznanego Wam wymiaru, czy jednak zrezygnowalibyście z tej okazji, ciesząc się tym, co trwa tu i teraz, Waszym własnym życiem?

Główną bohaterką tej powieści jest Marguerite, pasjonatka sztuki, miłośniczka malarstwa, która zdecydowała się nie iść w ślady dwójki swoich wybitnych rodziców-naukowców, a zamiast tego postanowiła poświęcić się temu, co kocha najbardziej. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy jej ojciec zostaje zamordowany, a Firebird – urządzenie umożliwiające przemieszczanie się między alternatywnymi rzeczywistościami, które wynaleźli jej rodzice – skradzione przez asystenta, który ma na sumieniu śmierć jej ojca. Pogrążona w rozpaczy nastolatka rzuca się w pościg za mordercą, mając na celu tylko jedno – zabić Paula Markova.

Szczerze przyznaję, że mam nieco mieszane odczucia wobec tej książki, bo o ile koniec końców „Tysiąc odłamków ciebie” całkiem przypadło mi do gustu i mogę ocenić tę powieść na plus, to jednak znalazły się w niej pewne elementy, pewne kwestie, które nie do końca mi się spodobały. Bardzo tego żałuję, bo książka miała niesamowity potencjał, żeby całkowicie zwalić mnie z nóg i totalnie mnie w sobie rozkochać, jednak nie jestem w stanie w wystarczającym stopniu zignorować tych wad, aby uznać je za mało szkodliwe dla moich wrażeń po lekturze. Krótko mówiąc: mogło być odrobinkę lepiej.

Claudia Gray cały ten motyw przeskakiwania między wymiarami ujęła w trochę inny sposób, niż być może znamy go z filmów, seriali czy nawet z różnych artykułów naukowych. Podejmując ten temat, przerobiła go w takim stopniu, aby wpasował się w ramy opisywanej przez nią historii, nie przejmując się czasami czy cokolwiek z tego jest prawdopodobne lub czy posiada jakiekolwiek logiczne uzasadnienie. W tej książce bohaterowie podczas podróży do innego wymiaru, w którym żyje ich sobowtór, tak jakby wkraczają w jego ciało, na chwilę pobytu przejmując nad nim kontrolę, co tylko brzmi tak wygodnie, ale uwierzcie mi – potrafi to nieźle skomplikować sytuację. Żałuję tylko, że Claudia Gray nie wyjaśniła nieco lepiej, dlaczego tak się dzieje i dlaczego właściwie ciało stałe nie jest w stanie przetrwać podróży między wymiarami, tylko po prostu... znika. 

Główna postać w tej książce to bohaterka, jakich – szczerze mówiąc – w literaturze bardzo nie lubię. Marguerite to w gruncie rzeczy bardzo typowa „dama w opałach”, którą bardzo często trzeba ratować z przeróżnych kłopotów, która rzadko kiedy ruszy głową, żeby znaleźć wyjście z sytuacji, w jakiej się znalazła, zamiast tego czekając na ratunek ze strony innych bohaterów tej książki. To postać bardzo bezmyślna, rzucająca się na głęboką wodę bez jakiegokolwiek pojęcia, co ją tak naprawdę czeka w tych innych wymiarach, z jakimi niebezpieczeństwami przyjdzie jej się zmierzyć, często podejmująca niesamowicie pochopne decyzje, które przynoszą więcej szkody, niż pożytku. Lubię bohaterki, które są trochę bardziej samodzielne i niezależne, lubię postacie, które cechują się sprytem i charyzmą, a tego Marguerite niestety zabrakło. 

Co również tyczy się tej postaci oraz podejmowanych przez nią decyzji – najbardziej nie spodobało mi się to, co wyprawiała ta bohaterka, będąc w ciałach swoich sobowtórów. Przejmując ich ciała, robiła na dobrą sprawę to, co jej się żywnie podobało, nie zważając kompletnie na konsekwencje swoich czynów, które pojawią się nie dla niej, a przecież dla ludzi, które są żywymi istotami, które mają swoją świadomość (w tych danych momentach akurat uśpioną), a które – założę się – stanowczo sprzeciwiłyby się temu, co wyprawiała Marguerite. Dziewczyna odbierała im możliwość decydowania o tym, co się dzieje z ich ciałami, a to jest dla mnie nie do zaakceptowania. Oczywiście doskonale rozumiem, że musiała ona jakoś przetrwać w tych wymiarach, nie mogła stać w miejscu, w obawie, aby jej sobowtórom nie stała się żadna krzywda, ale odnoszę się tutaj do jednej, szczególnej, konkretnej sytuacji, kiedy ta pewna decyzja powinna zostać podjęta tylko i wyłącznie przez jej sobowtóra, bo – jakby nie patrzeć – jest on całkowicie odrębną od niej istotą, żywym człowiekiem zdolnym do podejmowania świadomych decyzji. Gdyby nie ta jedna scena, która pojawiła się w tej książce, wówczas nawet bym o tym nie wspomniała, bo naprawdę nie miałabym z tą kwestią żadnego problemu.

Autorka nie posługuje się wybitnie poetyckim czy wyróżniającym się językiem, co więcej, czasami pojawiały się w tej powieści zdania, które brzmiały dosyć niezdarnie, jak chociażby: „To bardzo dla mnie ważna rzecz i bardzo skomplikowana...”, choć raczej jest to kwestia korekty, aniżeli języka autorki. Niemniej jednak wszystkie te obrazy, które Claudia Gray przedstawiała na kartach tej powieści, wszystkie miejsca, które odwiedziła główna bohaterka, widziałam tak doskonale, jakbym to ja sama podróżowała u boku Marguerite. Nie wiem czy jest to kwestia okładki, czy artystycznej duszy głównej bohaterki, ale całe tło tych wydarzeń widziałam w tak pięknych, tak nierealnych barwach, że najchętniej nigdy nie opuszczałabym wykreowanego przez autorkę świata. Ewidentny dowód na to, że nie trzeba posługiwać się nie wiadomo jak pięknym językiem, aby całkowicie oczarować czytelnika wykreowaną przez siebie rzeczywistością. 

Akcja tej powieści toczy się w dosyć nieregularnym tempie i to trochę wybijało mnie z rytmu podczas lektury. Początkowo wydarzenia rozgrywają się dosyć powolnie, mamy dużo retrospekcji, które zarysowują postać Paula czy sytuację w domu Marguerite sprzed morderstwa jej ojca. Później, gdzieś w połowie książki, mam wrażenie, że autorka nagle przypomniała sobie, że przecież w tej historii potrzebny jest wątek miłosny, więc najwyższa pora się na nim skupić. I ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu ucieka ona od wątku przewodniego, skupiając się całkowicie na rozterkach miłosnych głównej bohaterki. Mam wrażenie, że wtedy już akcja całkowicie zamarła, bo choć wątek ten nie był na szczęście zbyt nachalny, to jednak całkowicie, mimo moich oporów, skupił na sobie moją uwagę. Dopiero na ostatnich stronach akcja znacznie przyspiesza, toczy się bardzo wartko, co trochę wynagradza ten kiepski początek powieści, a przede wszystkim jej środek, gdy akcja stoi w miejscu. 

Nie będę ukrywać, „Tysiąc odłamków ciebie” jest historią dosyć przewidywalną. Opis tej książki na dobrą sprawę w niewielkim stopniu oddaje to, co tak naprawdę dzieje się na kartach tej powieści, o co dokładnie chodzi w tej historii i nie trzeba być geniuszem, aby domyśleć się, że znajduje się w niej jakieś drugie dno. To dno właśnie jest dosyć łatwe do przewidzenia, całą zagadkę odkryłam już po kilkunastu pierwszych stronach, ale czy to w jakiś sposób odebrało mi przyjemność z czytania tej lektury? Absolutnie nie. A wręcz przeciwnie, nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się, co z tych moich przypuszczeń okaże się być prawdą i choć w wielu momentach nie byłam w nawet najmniejszym stopniu zaskoczona, to jednak pojawiły się chwile, kiedy autorce udało się zbić mnie z tropu, trochę zaszokować i jeszcze bardziej zaostrzyć apetyt na dowiedzenie się tego, co wydarzy się dalej. „Tysiąc odłamków ciebie” to dosyć wyjątkowa powieść pod tym względem, kiedy przewidywalność nie działa na niekorzyść opisywanej historii. 

Komu polecam tę książkę? Przede wszystkim miłośnikom motywu alternatywnych rzeczywistości, bo jeżeli lubicie i interesujecie się podróżami między różnymi wymiarami, to ta powieść z pewnością Was usatysfakcjonuje. Polecam ją także miłośnikom wątków romantycznych, bo choć w pewnym momencie ten wątek stał się zbyt nachalny, to jednak autorce udało się przedstawić go w naprawdę interesujący sposób (i piszę to ja, osoba, która nie cierpi wątków miłosnych w książkach!), na tyle interesujący, że sama nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, jak rozwinie się on w kolejnych częściach tej trylogii. Podsumowując: „Tysiąc odłamków ciebie” to całkiem udana powieść dla młodzieży, pomimo braku efektu „wow!” oceniam ją nie najgorzej i myślę, że osobom lubiącym bardzo lekkie science-fiction może ona przypaść do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger