12 czerwca 2017

Uwięzione, Natasha Preston


Jakiś czas temu dotarło do mnie, jak rzadko sięgam po książki z gatunku thriller, czy to młodzieżowe, czy to dla tych starszych czytelników. I nie jest to spowodowane moją niechęcią wobec tego gatunku, po prostu zwykle jest tak, że zainteresuje mnie coś zupełnie innego, co thrillerem niestety nie jest. Teraz postanowiłam to zmienić i gdy tylko przeczytałam opis „Uwięzionych” Natashy Preston, wiedziałam, że jest to powieść, z którą muszę się zapoznać. Czy było warto?

Historia opowiada o losach nastoletniej Summer, która pewnego wieczoru wybiera się na imprezę, na którą niestety nigdy nie dociera. Zostaje porwana i wrzucona do piwnicy, gdzie oprawca przetrzymuje jeszcze trzy inne, starsze od niej dziewczyny. Czy bohaterce uda się przetrwać i doczekać wyjścia na wolność. Czy bliscy, którzy tak desperacko jej poszukują, w końcu zrezygnują z prób odnalezienia Summer?

Przyznam szczerze, że o ile początkowo ta powieść zdecydowanie nie zwaliła mnie z nóg, to jednak gdzieś tak do połowy książki miałam naprawdę pozytywne wrażenia odnośnie tej lektury. Pomyślałam sobie, że może chociaż nie zachwyci mnie ona w jakimś wyjątkowym stopniu, to jednak sprawi, że będę ją przeżywać wyjątkowo mocno, abym już po odłożeniu książki na półkę mogła wspominać ją z bólem w sercu i satysfakcją, że poznałam właśnie naprawdę udaną lekturę, którą z czystym sumieniem mogę polecić innym czytelnikom. Niestety jednak, troszkę za połową tej powieści coraz bardziej coś zaczęło mi w niej zgrzytać, przez co jestem nią jednak nieco rozczarowana.

„Tym razem mnie nie uciszał, co przestraszyło mnie jeszcze bardziej, bo znaczyło, że nie uważał, by ktokolwiek mógł mnie usłyszeć.”

Bardzo polubiłam główną bohaterkę tej powieści, polubiłam jej siłę charakteru, jej niezłomność, podziwiałam Summer za to, że nie poddawała się pomimo tych wszelkich okropności, które ją spotykały. Spodobało mi się także przedstawienie przez autorkę tego, jak ogromny wpływ miał na nią jej oprawca, jak zmieniała się psychika nie tylko w sumie głównej bohaterki, ale również pozostałych dziewczyn pod jego wpływem. Bo choć było to okropne i odrażające w sposób, w jaki nie da się tego nawet odpisać, to jednak nie mogę zaprzeczyć temu, że przedstawienie tego było naprawdę interesujące.

Czego najbardziej mi zabrakło w tej książce, to zdecydowanie klimatu, który sprawiłby, żebym całą tę historię przeżywała jeszcze  bardziej. Bo, nie ukrywam, podczas czytania kilka razy uroniłam niechciane łzy nad losem bohaterek, zaciskałam zęby z wściekłości i obrzydzenia, gdy tylko pojawiała się scena, w której Clover, oprawca tych dziewczyn, wyrządzał im jakąkolwiek, nawet najdrobniejszą krzywdę oraz mocno trzymałam kciuki za to, żeby tylko udało im się jakimś cudem to piekło przetrwać. Niemniej jednak do pełni szczęścia zabrakło mi w tej historii pewnej ciężkości, surowości, która towarzyszyła chociażby recenzowanej przeze mnie jakiś czas temu „Dziewczynie w rozsypce”. Oczekiwałam tego, że ta opowieść przytłoczy mnie do takiego stopnia, że ten cały mrok otaczający tę książkę i losy bohaterek będzie towarzyszył mi jeszcze długo po jej odłożeniu. Tego mi zabrakło, przez co „Uwięzione” nie wywarły na mnie aż takiego wrażenia, jakie mogłyby wywrzeć. 

„Czułam się niezwyciężona przez naiwność, która kazała mi sądzić, że złe rzeczy przytrafiają się tylko innym ludziom.”

Dużym minusem tej powieści są również pewne nieścisłości w fabule, będąc jednocześnie dla mnie sporym zaskoczeniem, bo nieczęsto spotykam książki, w których pewne wydarzenia i pewne sytuacje nie trzymają się kupy. Takich momentów nie było dużo, ale były one na tyle rażące,  że z łatwością wyłapałam te kwiatki, które przeczyły prawom jakiejkolwiek logiki. Jednym z przykładów może być chociażby telefon komórkowy, który jakimś cudem pozostał naładowany przez ok. 6 miesięcy, co po prostu nie mieści mi się w głowie, bo choć specjalistką od technologii zdecydowanie nie jestem, to szczerze wątpię, żeby żywotność baterii naszych współczesnych telefonów na to pozwoliła. 

Nie uważam tej książki za bardzo złą lekturę, absolutnie, bo chociażby to, że zabrakło mi w tej powieści klimatu, nie znaczy, że w ogóle go w niej nie było. Owszem, był, ale po prostu mogło być go nieco więcej, aby „Uwięzione” zyskały dla mnie na znaczeniu i wywarły na mnie jeszcze większe wrażenie. Niemniej jednak pojawiły się w niej pewne elementy, które mnie nie usatysfakcjonowały i to przez nie oceniam tę książkę raczej średnio. Mimo wszystko – jeżeli lubicie podobną tematykę, opowieści o przetrwaniu, z ciekawymi, nieirytującymi głównymi bohaterkami to myślę, że ta powieść mogłaby przypaść Wam do gustu. A dla ciekawskich dodam – jeżeli tylko ma to dla kogoś znaczenie podczas sięgania po lekturę – że „Uwięzione” były publikowane kiedyś na Wattpadzie w formie opowiadania. Dlatego też jeżeli lubicie historie publikowane na tej stronie, to być może będzie to dla Was dodatkową motywacją podczas decydowania się na przeczytanie książki Natashy Preston.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger