26 września 2013

Szukając Alaski, John Green



John Green to autor zadziwiający, tworzy historie, które z pozoru niczym nie różnią się od wielu innych obyczajowych powieści dla młodzieży, a jednak dzięki niezwykłemu językowi nadaje im głęboki sens, który sprawia, że czytelnicy na dłuższy czas pozostają w dużym oszołomieniu. Tak było ze mną, gdy odłożyłam tę książkę na półkę. Mam niezłomny zwyczaj z miejsca recenzowania danej książki - odkładam ją, natychmiastowo włączam laptopa i zaczynam pisać. Tym razem jednak nie potrafiłabym od razu zabrać się do pisania, a nawet, gdybym spróbowała, nic by z tego nie wyszło, bo według mnie „Szukając Alaski” to książka, której nie da się streścić w kilku prostych słowach, a nad jej głębszym sensem należy chwilę pomyśleć. 

Miles ma jeden cel: odnaleźć Wielkie Być Może, w którego poszukiwaniu zmienia szkołę i wyprowadza się do szkoły z internatem Culver Creek, do której chodził jego ojciec. To tam znajduje przyjaciół, których nigdy wcześniej nie miał oraz poznaje przebojową Alaskę. Dziewczyna szybko zawraca mu w głowie, jest bezkompromisowa, odważna i wyzywająca, szybko nawiązuje z nim kontakt.

Gdy zaczęłam czytać tę książkę byłam przerażona. Czyżbym została zmuszona do skrytykowania książki Greena, którego tak bardzo uwielbiam? Bo muszę przyznać, że sam początek pozostawia wiele do życzenia, szczególnie pod względem zachowań niektórych bohaterów - wydawały mi się być karykaturalne, jakbym miała do czynienia z komikami a nie z postaciami wykreowanymi przez tego autora, którego styl udało mi się już poznać. Z każdą kolejną kartką jednak stawałam się coraz bardziej zauroczona tą historią oraz udało mi się zauważyć jak wielkich postępów dokonał John Green, porównując tę pierwszą książkę, którą napisał z ostatnią, która wyszła spod jego pióra - „Gwiazd naszych wina”. Nie ulega wątpliwościom, że jego styl uległ znacznej poprawie, chociaż już podczas czytania „Szukając Alaski” można dostrzec, jak wielką wrażliwością i wnikliwością cechuje się ten autor w postrzeganiu świata. 

Podczas poznawania bohaterów ma się wrażenie, jakby podczas ich kreowania autor umieścił w nich cząstkę samego siebie - każda postać jest niezwykle żywa, wzbudzająca wiele emocji, nie zawsze tylko tych pozytywnych oraz wyróżniająca się na swój własny sposób. Poznajemy chociażby Pułkownika, współlokatora Milesa - szybko zdobywającego przydomek Klucha. Nic z początku nie zapowiadało, że Pułkownik - czy właściwie Chip - okaże się tak fantastycznym bohaterem, pełnym wrażliwości, którego polubię bardziej niż wszystkie inne postacie razem wzięte. W przypadku głównego bohatera mam jednak wrażenie, że to stosunkowo bierna postać - rzadko kiedy wychodzi z inicjatywą, jest raczej zamknięty w sobie, w swoich własnych myślach i oddany poszukiwaniu Wielkiego Być Może.

Raz mi się udało, jednak teraz nie jestem już chyba w stanie polubić żadnej żeńskiej postaci wykreowanej przez Johna Greena. Może oprócz Lary, która okazała się bardzo sympatyczną osobą, jednak na myśli mam Alaskę, bardzo ważną dla tej książki i życia głównego bohatera postać. To żywa, niezwykle inteligentna, zdecydowana, wiedząca czego chce dziewczyna. Bez skrępowania mówi o seksie, pije alkohol i korzysta z życia. Można by pomyśleć, że cechy jej charakteru przedstawiono w samych superlatywach, jednak gdyby przyjrzeć jej się głębiej, z łatwością można dostrzec, że nie jest idealna, ma swoje wady i słabości, które powinny sprawić, że zapałam do niej sympatią, ponieważ nie lubię bohaterek i bohaterów idealnych. Jednak pomimo moich usilnych starań od samego początku czułam do niej niechęć, a jej humorki i wahania nastrojów irytowały mnie chyba bardziej niż głównych bohaterów. 

Książka dzieli się na dwie części: PRZED i PO. O co tak naprawdę chodzi można się tylko domyślać, jednak nie ulega wątpliwości, że rozwikłanie tej zagadki będzie bolesne i dramatyczne, bo to trochę tak, jakby odliczać do wybuchu bomby, która ma pochłonąć ze sobą wiele ludzkich istnień. Kiedy autor odkrywa przed czytelnikiem do czego zmierzało to odliczanie, pozostaje niewiele - głównie jest to szok, ale również poczucie, że autor nas nie zawiódł i podarował element, który pozostawi czytelnika z pewnego rodzaju mętlikiem w głowie i niepewnością co przyniesie przyszłość. 

Wielu autorów może pozazdrościć Greenowi niezwykłego, wrażliwego języka i stylu, który mnie osobiście urzekł od pierwszych stron pierwszej książki jego autorstwa, którą przeczytałam. Bo prawda jest taka, że „Szukając Alaski” to ogromna paleta pragnień, marzeń i myśli poszczególnych bohaterów uświadamiających sobie, że świat nie jest idealny a wyjście z labiryntu cierpienia nie zawsze jest szybkie i proste. Autor mówi również o tym, że każdy z nas nosi na swoich barkach poczucie winy spowodowane decyzjami, których długo będziemy żałować. Czasami wybaczenie samemu sobie nie jest lekarstwem na wyrzuty sumienia, do długa i bolesna droga do... tak naprawdę nie wiadomo gdzie.

To idealna książka dla nastolatków, która może pomóc zrozumieć pewne etapy związane z dorastaniem i przeżywaniem tego konkretnego okresu. Porusza wiele problemów i odpowiada na pytania, które mogą krzątać się w licznych nastoletnich umysłach. Jest to jednak powieść o tyle zachwycająca, o tyle... mądra, że i osoby starsze, które już wiek nastoletni mają daleko za sobą będą mogły czerpać z niej przyjemność - w mniejszym lub większym stopniu. „Szukając Alaski” to świetna, w wielu momentach poruszająca i zabawna książka, którą gorąco polecam.
„Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.”

Ocena: 9,5/10
Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger