O autorce Annie Ficner-Ogonowskiej słyszałam wiele dobrego, szczególnie od bliskich znajomych i rodziny, która jest książkami tej autorki szczerze zachwycona. Kto by więc nie uległ, słysząc non stop pełne pochlebstw opinie zachęcające do przeczytania debiutu tej autorki? Na „Alibi na szczęście” się nie skusiłam, jednak mając okazję do przeczytania innej książki tej autorki nie byłam w stanie odmówić, nawet, jeżeli miałoby to oznaczać czytanie tych powieści w innej kolejności. Teraz jednak mogę uznać, że dobrze zrobiłam czytając tę malutką, cienką historię, ponieważ gdybym miała męczyć się z nie tak małą znów pierwszą częścią przygód Hanki - zapewne odłożyłabym tę lekturę w połowie i nigdy więcej do niej nie powróciła.
Po wielu przejściach, z którymi Hania musiała zmierzyć się w przeszłości, aby wywalczyć szczęście u boku ukochanego Mikołaja, w końcu odnalazła czas i miejsce, które zagwarantuje jej radość i bezpieczeństwo. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, czas przebaczania i miłości, a jedynym marzeniem Hani w tej chwili jest to, aby cała jej rodzina, wszystkie ukochane osoby znalazły się przy jednym stole w tę szczególną noc.
Atmosfera tej książki, jej klimat jest na swój sposób niezwykły. Pomimo tego, że sama powieść nie przypadła mi do gustu (a o tym za chwilę), to jednak nie mogę odmówić jej tego, że wprowadziła mnie w dosyć przyjemny nastrój, który sprawił, że aż miałam ochotę bez skrupułów owinąć się kocem i usiąść przy wyimaginowanym kominku, trzymając w dłoniach kubek gorącej herbaty. „Szczęście w cichą noc” jest książką z gatunku tych, które może nie w wybitnym stopniu, ale w jakiś najmniejszy sposób niosą pocieszenie, ciepło i satysfakcję z tego, co się ma oraz z powodu otaczających nas osób. Jestem pewna, że takie między innymi miało być zadanie tej książki i w tym przypadku lektura ta zrealizowała je w naprawdę mistrzowski sposób.
Co jednak nie przypadło mi do gustu to „dziwny” styl, w jaki pisała autorka, jakby mieszała szyk zdania, przez co wypowiedzi bohaterów brzmiały nienaturalnie, sztucznie i za każdym razem wywoływały naprawdę duży grymas niezadowolenia na moich ustach. Cała ta powieść napisana jest w taki niestety nieprzyjemny sposób, który sprawił, że miałam ochotę jak najszybciej odłożyć tę książkę z powrotem na półkę i więcej do niej nie wracać. „Szczęście w cichą noc” uświadomiło mi, jak ważne jest to, jakim językiem posługuje się dany autor czy autorka i jak wiele od niego zależy w kwestii tego, czy dana książka przypadnie czytelnikowi do gustu czy też nie. Nie tylko dziwny szyk był tutaj problemem, ale również tzw. „pieszczenie się” z czytelnikiem, używanie zdrobnień, zmiękczeń, których lukier doprowadzał mnie do bólu zębów.
Czytając tę powieść czułam się trochę nie na miejscu, nieswojo. Być może dlatego, że wszechobecne odnoszenie się do tradycji, religii nie jest czymś, co się dla mnie liczy, co ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie, dlatego też przesłanie tej książki nie wywarło na mnie żadnego wrażenia. Jeżeli jednak są osoby, które mają ochotę lub potrzebowałyby teraz książki, która przyniesie im pocieszenie i ukojenie w ciężkich chwilach to myślę, że w takim przypadku „Szczęście w cichą noc” jest godną polecenia powieścią.
Ocena: 5/10
Za egzemplarz dziękuję księgarni taniaksiazka.pl, a zainteresowanych zakupem odsyłam tutaj.
Kiedyś chciałam zapoznać się z twórczością tej pani, jednak, gdy czytam o wszechobecnym lukrowaniu, pieszczeniu się czytelnikiem - jak to zgrabnie ujęłaś - od razu przypomina mi się inna książka, którą niedawno przeczytałam (z wielkim niesmakiem) - "Po kres czasu" Steel. Tam lukru było tyle, że czytanie podobnych pozycji mogłoby u mnie skutkować książkowstrętem. Także dziękuję za ostrzeżenie :D
OdpowiedzUsuńDo usług. :D W każdym razie ja bardzo, ale to bardzo nie lubię takiego słodzenia, budzi ono we mnie duży niesmak, dlatego też zawsze jest to dla mnie sporą wadą, która sprawia, że odejmuję danej książce troszkę punktów.
UsuńZnajome okładki, znajome nazwisko... Zachwyty nad fabułą (prostą fabułą). I tu u mnie częsty bodziec do nie sięgania po takie książki ;) I po tę też nie sięgnę. A jak jeszcze czytam o jakiś dziwnym stylu, którym posługuje się autorka...
OdpowiedzUsuńSą dwie wersje: książkę, albo się "połyka", bo styl dogodny (więc książka jest czytadłem i odpada), albo czyta się ją topornie (przy czym ta toporność języka nie ma większego sensu, nie wiąże się z żadnym literackim, celowym zabiegiem; i książka też odpada). Ta pozycja zalicza się chyba do tej drugiej wersji. I jakoś nie kusi mnie, by wyrobić sobie o niej własne zdanie ;)
Ja ostatnio mam ochotę na takie proste książki, łatwe i nieskomplikowane (dlatego też zaczynam się brać za czytanie Jennifer Echols), ale niestety wychodzi z nich to, co widać w tej recenzji. :) A język często bywa problemem, jednak - co dziwne - jedynie w przypadku książek polskich autorek zauważam takie dziwne taktyki "pieszczenia się" z czytelnikiem i nie przypominam sobie, żebym w przypadku zagranicznych autorów trafiła na coś podobnego. ;)
UsuńTroszkę mnie zmartwiłaś tym dziwnym stylem. Nie znam twórczości tej autorki, więc nie wiem, czy akurat przypadnie mi do gustu, czy też nie, ale chce się o tym sama przekonać.
OdpowiedzUsuńCiężko mi coś podpowiedzieć, ale w każdym razie ja zadowolona nie jestem i wiem, że po trylogię tej autorki nie sięgnę - ani teraz, ani nawet w najdalszej przyszłości.
UsuńJa mam 3 pierwsze części za sobą. "Zgoda na szczęście" powaliła mnie swoją nudą na tyle, że nie wiem czy chcę czytać ten tytuł :(
OdpowiedzUsuńMnie za to ten tytuł dobił tak bardzo, że nawet nie planuję w najdalszej przyszłości czytania tych książek. :)
UsuńNie lubię takiego słodzenia, ale zauważyłam, że taka sztuczność w wypowiedziach bohaterów całkiem często pojawia się w książkach polskich autorów, choć nie mam pojęcia, co jest przyczyną. ;) Swoją drogą bardzo podoba mi się Twój nowy szablon, dużo lepszy od poprzedniego. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Ja również to zauważyłam, ale dopiero po przeczytaniu "Szczęścia w cichą noc" skłoniło mnie to do zastanowienia się nad tym. :) Bardzo się cieszę, że nowy szablon przypadł Ci do gustu, bo koniec z wygłupami i tym razem naprawdę nie zamierzam zmieniać do przez długi czas. Czegoś takiego szukałam. :)
UsuńPoczątkowo chciałam przeczytać, lecz kiedy zobaczyłam objętość powieści i jej cenę zaczęłam się śmiać i nici wyszły z moich planów- teraz widzę, że dobrze zrobiłam odpuszczając sobie tę lekturę :)
OdpowiedzUsuńTo właśnie przypomina mi złość mojej kuzynki, która po zakupie tej książki (a byłam wtedy z nią w Matrasie) zaczęła się złościć i narzekać, że książka okropna (trylogia tej autorki przypadła jej do gustu, a ta książka jednak nie) i to w dodatku mały formacik i porażająca cena. :)
UsuńSkutecznie mnie odstraszyłaś :)
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze? Warto rozejrzeć się za czymś innym. ;)
UsuńSzkoda, że ta książka Cię rozczarowała. To prawda, że szyk zdania, a raczej jego mieszanie, może popsuć nawet najciekawszą historię. Ja jednak mam na półce trzy tomy i tylko tej części mi brakuje do kompletu. Ale jeszcze się nie wypowiadam na temat jej pisarstwa, bo jeszcze nie miałam okazji przeczytać, wciąż brakuje mi czasu.
OdpowiedzUsuńNiestety zbyt mocno zniechęciła mnie ta książka do sięgnięcia po wcześniejsze przygody Hanki, jednak nie mam zamiaru przekonywać się, czy faktycznie "Alibi na szczęście" nie przypadłoby mi do gustu, w tym przypadku nie chcę ryzykować zmarnowanego czasu. :)
UsuńNie wiem, jakoś jak czytam, że główna bohaterka wiele w życiu przeszła i potem już panuje taka sielanka, to nie mogę się skłonić ku takiej książce...
OdpowiedzUsuńTo wszystko wychodzi w trakcie, więc gdybyś sięgnęła po wcześniejsze książki tej autorki być może przypadłyby Ci do gustu, bo w nich raczej nie ma czystej sielanki, z tego co się orientuję. :)
UsuńO autorce co nieco słyszałam, ale tematyka wcale nie trafia w moje gusta, tym bardziej przeraża mnie taki styl pisania, więc raczej spasuję :)
OdpowiedzUsuńSłuszna decyzja, ja sama gdybym przeczytała wcześniej taką recenzję to bym po tę książkę nie sięgnęła. :) Plus jest taki, że wystarczy zaledwie chwilka, żeby ją przeczytać, bo objętościowo ta lektura jest naprawdę niewielka.
UsuńUff, a prawie kupiłam ją w wyprzedażach na stronie wyd. Znak. Była za 1 zł, ale opis mnie nie zachęcił i w końcu nie wzięłam - widzę, że dobrze zrobiłam ;)
OdpowiedzUsuń1 zł to nie jest jeszcze majątek, ale tak czy siak jest to książka słaba i moim zdaniem nie warto jej czytać. :)
UsuńJa pewnie się nie skuszę, ale moja mama - fanka serii - na pewno będzie chciała mieć ten tytuł. :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji - świetny layout, zmiana na plus! :)
Bardzo mnie to cieszy, dziękuję za Twoją opinię. :) Planuję pokombinować jeszcze nad czcionką posta, zmienić ją na inną i trochę powiększyć, ale nie wiem, czy to dobry pomysł, bo nie chcę, żeby wszystko tutaj było takie dziwnie wielkie. :)
UsuńJak to dziękujesz księgarnii???
OdpowiedzUsuńTę książkę otrzymałam do recenzji od księgarni taniaksiazka.pl, dlatego właśnie im dziękuję. Za to, że przesłali mi ten egzemplarz do zrecenzowania.
UsuńŚwietna recenzja!
OdpowiedzUsuńUjęłaś wszystko z wielką delikatnością i dyplomacją :)
http://magdallenamagazine.blogspot.com/2013/12/swiateczny-kram-w-ksiazce-anny-fincer.html