Czytając tę książkę, w pewnym momencie odniosłam takie dziwne wrażenie déjà vu, jakbym już wcześniej z czymś podobnym miała do czynienia. Na szczęście szybko przypomniałam sobie, że z nieco podobną koncepcją, z pewnymi motywami spotkałam się podczas czytania książki „Królewski wygnaniec” Fiony McIntosh, którą recenzowałam nie tak dawno temu i która - jak być może pamiętacie - wywołała we mnie dosyć mieszane odczucia. To dziwne i nie do końca wyjaśnione podobieństwo spowodowało także, że mój odbiór tej powieści był taki sam, jak w przypadku książki Fiony McIntosh, dlatego zapewne już wiadomo, jakie uwagi chciałabym odnieść w stosunku do tej lektury.
Thirrin ma zaledwie czternaście lat, kiedy musi wziąć los królestwa w swoje ręce i walczyć przeciwko niepowstrzymanej armii imperium. Kiedy jej ukochany ojciec ginie na wojnie, od teraz to właśnie od niej zależą przyszłe losy jej poddanych, dlatego Thirrin zmuszona jest wyruszyć aż do mroźnego Rdzenia Świata, aby zjednać sobie inne ludy i stworzenia, które mogłyby pomóc młodej, aczkolwiek odważnej królowej w obronie jej małego królestwa.
Co najbardziej zachwyciło mnie podczas czytania tej książki, to świat, jaki wykreował Stuart Hill, ponieważ tło do rozgrywających się na nim wydarzeń jest po prostu cudowne. Fantastycznie było odkrywać te wszystkie nieznane krainy i stworzenia, których charaktery zostały nakreślone w naprawdę ciekawy sposób. Z miejsca można zauważyć, że autor swoją wizję w niemały sposób oparł na mitologii nordyckiej, do której jednak dodał sporo swoich pomysłów, dzięki czemu powstał naprawdę interesujący świat, pełen wampirów, wilkołaków, duchów, czarownic i śnieżnych lampartów. Dodając do tego szczyptę absurdalnych, a jednak zabawnych zachowań niektórych bohaterów, można by uznać, że ma się do czynienia z pierwszej klasy powieścią fantasty. A jednak, nie do końca.
Przyznam wprost, dosyć mocno irytowała mnie główna bohaterka tej powieści - Thirrin, co nie jest niczym dziwnym, ponieważ przejawiam zadziwiającą tendencję do nielubienia żeńskich postaci w książkach. Fakt faktem jednak, że młoda królowa Icemarku nie raz zachowywała się niczym najgorsza, rozkapryszona gwiazdka, której niemożliwym jest wręcz dogodzić. Bardzo często ulegała także nieprzyjemnym humorkom, przez które cierpieli jej najbliżsi przyjaciele, a innych - choć równych sobie - traktowała z góry. Naprawdę dawno nie spotkałam się z tak bardzo męczącą, dziecinną postacią.
Także i język autora nie powalił mnie na kolana, bo choć to debiut, to nieprzyjemnie czytało mi się wypowiedzi i dialogi wiejące sztucznością, brakiem prawdopodobieństwa i naturalności. Tak samo jak w przypadku „Królewskiego wygnańca” - czułam się jak na sztuce teatralnej, gdzie dialogi miały być przepełnione patosem i nieprzyjemną pompatycznością, której w książkach po prostu nie lubię. Nie sprawiło to, że książkę tę czytało mi się jakoś wybitnie nieprzyjemnie, aczkolwiek nie będę ukrywać, że styl ten nie przypadł mi do gustu.
Nie chcę polecać Wam książki, z której nie byłam w pełni zadowolona, ale nie chcę jej również odradzać, ponieważ pomimo tych dosyć istotnych i rzucających się w oczy minusów, „Krzyk Icemarku” to całkiem fajna książka. Decyzję o jej przeczytaniu pozostawiam Wam, a to, czy będę kontynuować przygodę z tą serią, stoi raczej pod znakiem zapytania.
Ocena: 6,5/10
Zastanowię się nad nią:)
OdpowiedzUsuńWarto się zastanowić, bo książka ta ma również pozytywne opinie, więc nie trzeba jej od razu skreślać. :)
UsuńTa książka raczej mnie nie przekonuje, a jeśli dodać do tego irytującą główną bohaterkę... Ale tak to już jest, żeńskie postacie zazwyczaj są znacznie gorzej wykreowane. Też tak mam, że przeważnie ich nie lubię.
OdpowiedzUsuńNo i ja właśnie kompletnie nie rozumiem, dlaczego tak jest, przez długi czas myślałam, że problem tkwi we mnie, bo chyba uparłam się, żeby nie lubić żeńskich postaci (co dziwne, biorąc pod uwagę moją płeć), ale no nie wiem...
UsuńSłyszałam, że książka jest przeciętna... Sama nie wiem czy mam ochotę się z nią zapoznać...
OdpowiedzUsuńJa wcześniej słyszałam bardzo pozytywne opinie o tej książce, dlatego tym bardziej zaskoczył mnie mój odbiór tej historii.
UsuńJa już ci na Facebooku biadoliłem, że książka mi się wyjątkowo nie podobała, bo dałem jej tylko 2/10. Otóż świat przedstawiony w najmniejszym stopniu mnie nie zachwycił - typowy, jak każdy inny w fantasy. Co do głównej bohaterki to zupełnie się zgadzam - totalne dno. Przeszkadzało mi też to, że wszystko przychodziło jej tak łatwo, że nagle zjednała sobie najzagorzalszych wrogów państwa i zawarła z nimi sojusz, już nawet nie wspomnę o czternastolatce i polu bitwy. Książka też nie była w stanie mnie zaskoczyć i dla mnie była na maksa przewidywalna, więc jakoś tak wyszło, że zupełnie mi się nie spodobała, mimo że gatunek fantasy bardzo lubię. Ale cóż, bywa. Za "Królewskiego wygnańca" zabiorę się jeszcze w te wakacje, mam jednak nadzieję, że spodoba mi się o wiele bardziej od "Krzyku Icemarku", o którym jak najszybciej chcę zapomnieć. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja rozumiem, że to fantasy, ale faktycznie główna bohaterka była mało wiarygodna, zdecydowanie zbyt łatwo przychodziło jej zjednywanie w sobie przyjaciół, a już w ogóle zakończenie wojny było po prostu absurdalne... zbyt sielankowe jak na mój gust (zapewne wiesz, o czym konkretnie piszę). Co do "Królewskiego wygnańca", to jak tak teraz myślę... chyba spodobał mi się bardziej, a przynajmniej mam ochotę na kontynuację tej trylogii, a to już coś. :)
UsuńSzczerze mówiąc jakoś nie ciągnie mnie do tej książki. Inna sprawa ma się z "Królewskim wygnańcem", o którym mimo twojej recenzji - marzę. :) Myślę, że skoro bohaterka tak dawała się we znaki, to nie byłaś jedyną czytelniczką, której ona nie przypadła do gustu. Jeśli o kreację bohaterów chodzi, jestem bardzo wymagająca i jeśli coś z główną, najważniejszą postacią jest nie tak - cała książka traci na wartości. Myślę, że na "Krzyk Icemarku" nie będę polować. Jeśli jakimś cudem trafi w moje ręce - w porządku, przeczytam, ale też nie będę się nastawiać na cuda. :) Bo jedyne co mnie ciekawi w związku z tą pozycją, to nawiązania do mitologii nordyckiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
A no właśnie, bo jak tu czytać o bohaterce, która nieustannie czytelnika denerwuje? ;) Jest to strasznie kłopotliwe.
UsuńMnie denerwuje to, że powstaje coraz więcej książek, w których bohaterkami/bohaterami są osoby w wieku 14, 15, 16 lat, do których nijak nie mogę się przyzwyczaić. Jeszcze 17 lat ujdzie, ale młodsi bohaterowie to coś zdecydowanie nie dla mnie, wolę czytać o starszych postaciach, bardziej zbliżonych do mojego wieku, aby się z nimi łatwiej utożsamić i nie odczuwać tej wielkiej różnicy pomiędzy moją 20, a 14 - jak w tej książce. :) Marzę o tym, żeby autorzy odeszli trochę od tematu nastolatek i zaczęli pisać więcej książek ze starszymi bohaterami, żeby takie marudy jak ja nie musiały zrzędzić. ;)
OdpowiedzUsuńOpis tej książki mnie zaciekawił, a Twoja recenzja jest pierwszą, jaką mam przyjemność czytać :) Podoba mi się pomysł na wykreowany przez autora świat. Zawsze jest dla mnie plusem, kiedy pojawia się jakaś nowa, nieznana dotąd kraina :)
OdpowiedzUsuńŚwiat wykreowany przez autora naprawdę bardzo mocno mi się spodobał, reszta natomiast już niekoniecznie. ;)
UsuńA taka ładna okładka! Ale ja sobie odpuszczam niepowalające książki...
OdpowiedzUsuńOj, okładka jest po prostu cudowna, to prawda. <3
UsuńMam bardzo podobne wrażenia po lekturze tej książki :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym musi być, bo jak tak czytam recenzje innych to wychodzi na to, że większość ma podobne odczucia wobec tej książki. :)
Usuń