„Amerykańska sielanka” zdecydowanie nie była obowiązkową pozycją na mojej liście książek do przeczytania, do czasu, aż dowiedziałam się o tym, że niedługo pojawi się ekranizacja tej powieści. Ze względu na obsadę postanowiłam koniecznie ten film obejrzeć, niemniej jednak wciąż pozostając wierną zasadzie „najpierw książka, później film” - chcąc, nie chcąc, zabrałam się za powieść Philipa Rotha, która okazała się być dla mnie – to przyznam szczerze – nie lada czytelniczym wyzwaniem.
Bohaterem „Amerykańskiej sielanki” jest Szwed Levov, uwielbiany sportowiec w szkole średniej w Newark, który dorasta w czasach powojennej prosperity. Żeni się z miss stanu New Jersey, dziedziczy po ojcu fabrykę rękawiczek i przeprowadza się do kamiennego domu w sielskiej osadzie Old Rimrock. I nagle, pewnego dnia w 1968 roku, opuszcza go piękny amerykański sen o szczęściu. Oto ukochana córka Szweda, Merry, wyrosła z kochającej, bystrej dziewczynki na zamkniętą, fanatyczną nastolatkę zdolną do niebywale brutalnego aktu politycznego terroryzmu. Z dnia na dzień Szwed zostaje wyrwany z wytęsknionej amerykańskiej sielanki i rzucony w odmęty szaleństwa. Przykuwająca, napędzana żalem, wściekłością i głębokim zrozumieniem dla opisywanych postaci, powieść ta jest arcydziełem Rotha.
Pisząc o wyzwaniu w przypadku tej książki mam na myśli, ni mniej, ni więcej, język autora, który nie raz wystawił moją cierpliwość na próbę. Philip Roth tworzy zdania długie, bujne, wielokrotnie złożone, którym niecierpliwy czytelnik z pewnością nie podoła. Czytanie „Amerykańskiej sielanki” ze względu na styl Rotha wymagało ode mnie nie lada skupienia, a że jestem raczej szybką czytelniczką, również zwolnienia tempa. Czytania tej książki nie da się przyspieszyć i pomimo tego, że nie raz język autora wzbudzał we mnie niemałą irytację, zdarzały się również momenty (i nie było ich wcale tak mało), w których nie potrafiłam przestać delektować się czytaną lekturą, w których styl Philipa Rotha sprawiał mi niemałą przyjemność i okazał się być dla mnie fantastycznym wyzwaniem.
Co zauważyłam jeszcze przed lekturą książki – składa się ona głównie z długich opisów i monologów, natomiast ilość dialogów jest w niej naprawdę znikoma (kilka, może kilkanaście kartek na trochę ponad 600 stron). Przyznaję, nie raz, nie dwa, zdarzało mi się w tych opisach zgubić, gdyż autor ma tendencję do nieustannego przeskakiwania ze wspomnień do rzeczywistości, bawi się linią czasu – zdawałoby się – z rozkoszą mieszając czytelnikowi w głowie. I choć nie czułam potrzeby powracania do wcześniej przeczytanych fragmentów, gdyż po chwili bez problemu odnajdywałam się w tym, co akurat zostało przez autora opisane (czy to retrospekcja? Teraźniejszość? Czy może autor właśnie wybiegł o kilka lat w przyszłość?), to jednak chwile te wprawiały mnie w niemałą konfuzję, co jednak też wpływało na to, w jaki sposób czytało mi się tę książkę.
„Amerykańska sielanka” to przede wszystkim opowieść o tym, jak amerykański sen zamienia się w amerykański koszmar – z pozoru idealne życie Szweda Levova ulega drastycznej przemianie po przestępstwie popełnionym przez ukochaną córkę. To zaskakująco dobrze zarysowana relacja pomiędzy ojcem, a dzieckiem, bezgraniczna, desperacka miłość pomieszana z pogardą i czystą, ludzką nienawiścią. To również powrót do dzieciństwa – bohaterowie tej książki (Szwed i narrator, którego poznajemy na początku) wielokrotnie z rozrzewnieniem i sentymentem powracają do szkolnych wspomnień, tęskniąc za ich spokojem i blaskiem.
Autor wiele miejsca poświęca również wojnie wietnamskiej, przemianom społecznym zachodzącym w Ameryce po zakończeniu II wojny światowej – temu, jak na przestrzeni lat zmienia się mentalność ludzi żyjących w – zdawać by się mogło – błogim kraju. Opowiada o tym, jaki wpływ ma na nas otoczenie, środowisko, w którym się wychowujemy. Porusza aspekty, które mają niesamowity wpływ na to, jakimi ludźmi staniemy się w przyszłości oraz jakie idee będą nam przyświecać w dorosłym już życiu.
Nie ukrywam, że „Amerykańska sielanka” jest książką, która dała mi porządnie w kość, gdyż tak naprawdę było. Czytanie tej powieści okazało się być dla mnie nie lada wyzwaniem, chwilami nawet trochę nużącym (jak chociażby wszelkie fragmenty dotyczące fabryki rękawiczek, w której pracował główny bohater, gdyż one najmniej mnie interesowały) i pomimo tego, że w żaden sposób nie wpłynęła ona na moje życie to jednak nie żałuję jej przeczytania i dla powyżej wymienionych elementów mogę z czystym sumieniem ją polecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.