30 maja 2017

Król kruków, Maggie Stiefvater


Z „Królem kruków” spotkałam się już wcześniej, ponad dwa lata temu, jednak – to muszę przyznać – nie było to spotkanie, jakiego bym oczekiwała po tak zachwalanej przez czytelników książce. Powieść tę odłożyłam na półkę nieco rozczarowana, bo pomimo tego, że znalazłam w niej elementy, które przypadły mi do gustu, tak po całości „Królu kruków” spodziewałam się jednak czegoś więcej. Od pewnego czasu czułam jednak niesamowitą chęć, aby ponownie sięgnąć po tę książkę, aby dać jej drugą, ostatnią szansę i spróbować przeczytać tę serię w całości. Czy było warto? 

Historia napisana przez Maggie Stiefvater opowiada o przygodach czwórki bohaterów, jednej dziewczyny - Blue, która pochodzi z rodziny wróżek oraz trzech chłopaków - Gansey'a Adama i Ronana, którzy są przyjaciółmi z elitarnej szkoły dla chłopców. Bohaterowie zawzięcie starają się odnaleźć uśpionego w nieznanym miejscu Glendowera oraz linie mocy, w których poszukiwaniu trafiają do tajemniczego lasu, gdzie czas i rzeczywistość zaczyna płatać im figle. Czy uda im się odnaleźć legendarnego Króla Kruków i jeżeli tak to jakim kosztem?

Odpowiadając na zawarte w pierwszym akapicie pytanie: oj, tak. Jak najbardziej było warto dać tej książce drugą szansę, ponieważ dzięki temu zyskałam na swoim koncie kolejną książkę, która naprawdę mocno mnie zachwyciła i którą od tej pory jeszcze przez długi czas będę bardzo miło wspominać. I mam nadzieję, że tak samo będzie z kolejnymi częściami tej serii, po które oczywiście mam zamiar niedługo sięgnąć.

„Kilka miesięcy wcześniej Gansey zaproponował, że kupi Adamowi komórkę, co wywołało najdłuższą kłótnię w historii ich znajomości. Nie odzywali się do siebie przez tydzień, a pogodzili dopiero wtedy, kiedy Ronan zrobił coś, co obraziło ich jeszcze bardziej.”

Co sprawiło, że tym razem „Król kruków” przypadł mi do gustu, co więcej, totalnie mnie oczarował? Co się zmieniło od momentu, gdy przeczytałam go po raz pierwszy? Szczerze mówiąc nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, wiem tylko, że te elementy książki, które kiedyś wydały mi się rozczarowujące, teraz są dla mnie największym jej atutem. A tyczy się to przede wszystkim tempa akcji, które kiedyś wydało mi się zbyt nużące, teraz jednak pozwoliło na całkowite delektowanie się lekturą. To powolne dosyć tempo nie sprawiało, że czułam się zniechęcona do kontynuowania lektury, nie nużyło mnie w najmniejszym nawet stopniu, a wręcz przeciwnie – hipnotyzowało, zachęcało do poznania dalszych losów bohaterów i z każdą kolejną przewróconą kartką wciągało mnie w tę całą historię coraz bardziej. „Król kruków” nie jest wybitnie napakowany akcją, a jednak wciąga niesamowicie i chyba właśnie to najbardziej przemawia na korzyść tej powieści.

Podczas pierwszego spotkania z tą książką najbardziej zachwycona byłam jej bohaterami – i tym razem jest dokładnie tak samo. Całkowicie oczarowała mnie kreacja tych postaci – postaci, swoją drogą, niesamowicie wielowymiarowych, o skomplikowanych, bardzo różnych od siebie charakterach. Podobało mi się to, jak stopniowo autorka zarysowywała ich portrety, pozwalała na poznanie ich przeszłości, tła rodzinnego, które często diametralnie zmieniało moje postrzeganie konkretnych osób w tej książce, sprawiając jednocześnie, że z każdą chwilą przywiązywałam się do nich coraz bardziej. Naprawdę w niesamowitym stopniu zżyłam się z tymi bohaterami, zachwyciły mnie ich skomplikowane relacje, tak dobrze przedstawione, tak niełatwe do zdefiniowania, że w pewnym momencie sama zapragnęłam stać się częścią tej szalonej grupy, jaką tworzy Blue (którą, swoją drogą, przestałam uważać za irytującą i zbędną postać tej książki – nie mam pojęcia, jak mogłam wcześniej tak myśleć) z kruczymi chłopcami.

„Czy to w taki sposób idziemy na spotkanie śmierci? Bledniemy z każdym chwiejnym krokiem, zamiast świadomie zbliżać się do końca?”

Niesamowicie zauroczył mnie również cały świat wykreowany przez Maggie Stiefvater, świat wróżb, starych, przepowiedni, duchów i tajemniczej, nieprzewidywalnej magii, która ma się dopiero przebudzić. Cała pewnego rodzaju enigmatyczność tej rzeczywistości, jej głębia, ilość pytań, które nasuwały mi się podczas czytania tej książki, a na które autorka stopniowo podawała odpowiedzi sprawiła, że ten świat wydał mi się boleśnie prawdziwy. Realistyczny do tego stopnia, że chęć znalezienia się w tym miejscu w pewnym momencie była wręcz nie do zniesienia (i to dopiero po pierwszej części – co będzie po następnych?).

Spróbujcie tylko wyobrazić sobie mój szok, w jakim byłam po odłożeniu tej książki na półkę. Miesiące niesmaku, który pozostawił po sobie „Król kruków” w chwili pierwszego spotkania z tą powieścią uleciały w jednej sekundzie, gdy tylko porządnie wgryzłam się w tę historię. Nie mam teraz pojęcia skąd wzięło się to całe niezadowolenie, cieszę się jednak, że wreszcie udało mi się docenić tę książkę – docenić ją za cudownie wykreowany, pełen tajemnic świat, za wielowymiarowych, skomplikowanych, kochanych bohaterów (ach, Adam) oraz za fenomenalny język autorki, który nie pozwalał mi się od tej książki oderwać. Sami widzicie, że czasami naprawdę warto jest dawać niektórym tytułom drugie szanse, aby zatracić się w jakiejś powieści – tak, jak ja bezgranicznie zatraciłam się w „Królu kruków”.

A zaintrygowanych zapraszam do przeczytania mojej pierwszej recenzji tej książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger