27 lipca 2017

Głębia Challengera, Neal Shusterman


Neal Shusterman jest autorem, którego znam już od kilku dobrych lat, jednak jedynie z dwóch opublikowanych wcześniej powieści: pierwszego tomu duologii „Podzieleni” oraz książki „Strych Tesli”, którą napisał wspólnie z Erikiem Elfmanem, a która – co podkreślałam w wielokrotnie w różnych postach – jest jedną z najciekawszych przeczytanych przeze mnie książek. Pomimo tego, że moje doświadczenie z twórczością Shustermana jest niewielkie, to jednak niesamowicie cenię sobie jego pióro i z przyjemnością obserwuję rozwój jego kariery pisarskiej, tym samym bez najmniejszego zawahania sięgnęłam po „Głębię Challengera”, powieść tak niesamowicie różną od jego wcześniej opublikowanych dzieł.

Historia opowiada o Cadenie Boshu, zdolnym nastolatku, który z jednej strony jest wrażliwym i uzdolnionym artystycznie uczniem liceum, z drugiej natomiast coraz bardziej pogrążającym się w otchłani, poszukiwaczu pragnącym zbadać tajemnicę Głębi Challengera, najgłębiej położonego punktu Rowu Mariańskiego. Z każdą chwilą coraz mocniej popadający w paranoje i halucynacje chłopak próbuje walczyć z tym, co prawdziwe, a tym, co jest jedynie ułudą, nie mającą z rzeczywistością nic wspólnego.

Przyznam szczerze, że nie od początku wgryzłam się w tę książkę, jej pierwsze kilkadziesiąt stron było dla mnie niemałym orzechem do zgryzienia, ponieważ wciągnięcie się w tą opowieść szło mi dosyć opornie. Nie wiem czy jest to spowodowane sposobem przedstawienia całej tej historii czy może tematyką tej książki, jednakże dopiero po dobrych kilkudziesięciu stronach dałam jej się porwać i ujrzałam tkwiące w niej bolesne piękno, o którym pisało przede mną bardzo wielu innych czytelników.

„Martwe dzieci stawia się na piedestale, a te chore psychicznie zamiata się pod dywan.”

„Głębia Challengera” przedstawiona jest w dwojaki sposób, bowiem co jakiś czas fragmenty z codziennego życia Cadena przeplatane są z fragmentami, w których główny bohater jest uczestnikiem morskiej podróży mającej na celu zbadanie tytułowej Głębi Challengera. Przeplatanie się tych dwóch światów powoduje, że powieść Shustermana nabiera zupełnie innego znaczenia, przepełniona jest ona cudownymi metaforami, niedopowiedzeniami oraz często bardzo krótkimi refleksjami Cadena, które sprawiły, że powieść ta uderzyła prosto w sam środek mojego serca, pozostawiając mnie po jej odłożeniu z uczuciem niesamowitego otępienia.

Co najbardziej spodobało mi się w tej powieści to fakt, że nie próbuje ona w żaden sposób pouczać czytelnika, a styl autora daleki jest od jakiegokolwiek moralizowania, którego w literaturze tak bardzo nie lubię. Shusterman w niesamowicie szczery, nieprzekoloryzowany sposób przedstawia dokładnie to, jak wygląda sytuacja osoby, która z każdym dniem coraz bardziej pogrąża się w otchłani, z której nie ma ucieczki. Autor zarysowuje bardzo realną i brutalną jednocześnie sytuację rodziny, która robi wszystko, aby pomóc ukochanej osobie, sytuację przyjaciół, którzy nie mają początkowo pojęcia, co dokładnie się dzieje, ale przede wszystkim przedstawia sytuację chorej osoby, która jest tak bardzo bezradna w obliczu niesamowicie zmieniającego się dla niej świata.

„Mimo wszystko, skoro trzeba stanąć o włos od śmierci tylko po to, żeby wołać o pomoc, to coś gdzieś jest nie tak. Albo od początku krzyczałeś za cicho, albo ludzie wokół ciebie są ślepi i głusi. Przez co wydaje mi się, że to nie tylko wołanie o pomoc – ale raczej o to, żeby być traktowanym serio. Wołanie: „Tak bardzo cierpię, że świat chociaż raz musi się dla mnie gwałtownie zatrzymać”.”

Podczas czytania „Głębi Challengera” pękało mi serce i piszę to z całkowitą szczerością – ta książka totalnie rozłożyła mnie na łopatki. Gdy w końcu po tych kilkudziesięciu stronach udało mi się w pełni wgryźć w opisywaną przez autora historię, reszta lektury była jazdą bez trzymanki. Wielokrotnie roniłam łzy nad losem głównego bohatera, wielokrotnie również miałam ochotę krzyczeć z bezsilności, gdy przypominałam sobie, jak bardzo niesprawiedliwie traktowane i spychane poza margines są osoby z zaburzeniami psychicznymi. I może nie sposób przedstawienia tej historii jest tak bardzo niesamowity, co jednak ta niemożliwa do opisania paleta emocji, którą książka dostarcza. Strach, bezsilność, obezwładniający smutek, żal, szok – to tylko niektóre z wrażeń, których doświadczyłam podczas lektury i naprawdę nie mogę uwierzyć, że musiałam czekać tak długo na książkę, która całkowicie, w 100% sprawiła, iż po jej przeczytaniu jedyne co byłam w stanie przez dłuży czas robić to patrzeć się tępo w ścianę, próbując opanować tę gamę emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania.

Warto również wspomnieć, iż historia Cadena Bosha, chłopca żyjącego w dwóch światach, nie jest utworem fikcyjnym, o czym pod koniec książki pisze sam Shusterman. Wzorowana jest ona bowiem na losach Brandona Shustermana, syna autora, który zmagał się z takimi samymi przeszkodami, co główny bohater tej powieści. Sprawia to, że „Głębia Challengera” jest czymś niesamowicie osobistym, co zasługuje na jeszcze większy szacunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger