24 kwietnia 2017

Inwazja na Tearling, Erika Johansen


Pierwszą część trylogii o Tearlingu przeczytałam prawie dwa lata temu i do tej pory nieustannie ją wspominam. Nie potrafię wyrzucić z pamięci tego cudownie wykreowanego świata, fantastycznej bohaterki, która zaimponowała mi swoją siłą i rozwagą, a także cudownie porywającej przygody, która skończyła się dla mnie zdecydowanie zbyt szybko. Sięgając po „Inwazję na Tearling” nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę powinnam się spodziewać. Czy ta książka sprawi, że będę jeszcze bliżej pokochania całej trylogii? Czy może to właśnie na niej moja przygoda z historią Kelsea dobiegnie końca?

Bycie królową nie jest łatwe, jednak Kelsea z każdym dniem staje się coraz bardziej pewna swojej nowej roli. Oprócz powolnego stawiania swojego królestwa na nogi, dziewczyna musi zmierzyć się jednak z jeszcze jednym, znacznie groźniejszym wyzwaniem – na Tearling bowiem naciera armia Mortmesne z Szkarłatną Królową na czele, która nie cofnie się przed niczym, aby tylko dopaść Kelsea w swoje ręce. Czy losy Tearlingu zdają się być przesądzone? Czy może Lily, tajemnicza sojuszniczka sprzed Przeprawy, której historia w niespodziewanych momentach nawiedza Kelsea, okaże się być dla młodej królowej zbawiennym ratunkiem i pomoże dziewczynie w uratowaniu jej ukochanego królestwa?

O ile początek „Królowej Tearlingu” był dla mnie dosyć ciężkim orzechem do zgryzienia, co już wspomniałam w recenzji tej książki, tak w przypadku drugiego tomu akcja porwała mnie niemalże od samego początku. Już od pierwszej strony niesamowicie wkręciłam się w opisywane przez autorkę wydarzenia, co z jednej strony z pewnością spowodowane jest tym, że najzwyczajniej w świecie niesamowicie stęskniłam się za historią Kelsea, Buławy, a nawet Szkarłatnej Królowej. Prawda jest jednak taka, że Erice Johansen doskonale udało się od pierwszej chwili złapać mnie w swoje sidła, sprawić, żebym nie mogła oderwać się od tej powieści ani na chwilę, doprowadzić mnie do takiego stanu, że z niemożliwym głodem pożerałam każdą kolejną stronę, ponieważ tak bardzo byłam ciekawa tego, co jeszcze autorka przygotowała Kelsea, jakie jeszcze tajemnice wyjdą na jaw i czy pytania, które krążyły mi po głowie, wreszcie doczekają się jakiejkolwiek odpowiedzi. Jestem pod dużym wrażeniem tego, że autorce tak fantastycznie udało się sprawić, abym ani na chwilę nie potrafiła oderwać się od tej powieści. 

Pytań odnośnie pochodzenia Kelsea, jej przeszłości, świata wykreowanego przez Erikę Johansen miałam bardzo wiele i choć nie na wszystkie otrzymałam satysfakcjonującą odpowiedź (liczę, że niektóre karty zostaną odkryte w 3 części tej trylogii, bo wciąż jest kilka rzeczy, których chciałabym się dowiedzieć), to te kwestie, które poznałam, zostały przedstawione w bardzo zadowalający mnie sposób. Jeżeli zastanawialiście się, jak to właściwie jest, że pomimo faktu, iż akcja tej historii dzieje się kilkadziesiąt lat w przyszłości, a bohaterowie żyją w quasi-średniowiecznych czasach to możecie odetchnąć z ulgą – autorka bardzo wyczerpująco, bardzo fajnie wyjaśnia tę kwestię, wyraźnie opowiada czytelnikowi o co właściwie chodzi z tą całą „Przeprawą” tak wiele razy wspominaną na kartach tej książki i jak tak naprawdę do niej doszło.

„Inwazja na Tearling” jest jeszcze bardziej brutalna w porównaniu z pierwszym tomem, a przez to wywarła na mnie jeszcze większe wrażenie i zdecydowanie bardziej zapadła mi w pamięć. A wszystko to za sprawą wprowadzenia nowej postaci – Lily, której losy dosłownie zmroziły mi krew w żyłach. Żyjąca w socjalistycznej Ameryce, gdzie samo bycie kobietą w pewnym momencie stało się zbrodnią, traktowana niesamowicie przedmiotowo, niczym własność przez nieustannie znęcającego się nad nią męża, bohaterka, której historia z każdą kolejną przewróconą stroną coraz bardziej mnie przerażała, szybko stała się jedną z moich ulubionych postaci. Jej siła, odwaga i nieustępliwość bardzo mi zaimponowały, mam nadzieję, że autorka pociągnęła jej wątek w zakończeniu tej trylogii, bo naprawdę nie chciałabym się z nią rozstawać. 

Nawiązując jednocześnie do wątku Lily muszę Was przestrzec przed bardzo brutalnymi scenami, które autorka opisuje, a w szczególności przed bardzo graficznie przedstawionym gwałtem – osoby, które nie chcą lub po prostu nie mogą czytać takich scen ostrzegam o istnieniu takiego momentu. Mnie samą wstręt i przerażenie po przeczytaniu tej sceny z pewnością jeszcze długo nie opuści.

Jedyną rzeczą, która w tej książce mnie rozczarowała to postać Kelsea, co jest dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem, ponieważ w poprzedniej części nie mogłam wyjść z zachwytu nad tym, jak fantastyczną, odpowiedzialną, świadomą dokonywanych przez siebie wyborów była ta dziewczyna, jak prawdziwą i szczerą bohaterkę dane mi było poznać. W tej części – mam wrażenie – staje się ona irytująco próżna, zamiast obmyślać plan ochrony królestwa i swojej ludności, nieustannie kontempluje ona nad swoim wyglądem, szuka komplementów, potwierdzenia tego, że staje się piękniejsza i – o, zgrozo! - cały czas rozgląda się za potencjalnym kandydatem, którego mogłaby zabrać do łóżka, bo – jak sama uznaje – ma już dziewiętnaście lat i jeszcze jest dziewicą, najwyższa pora to zmienić. Jestem załamana jej zachowaniem, a już najbardziej jestem przerażona tym, że autorka przedstawiła dziewictwo jako coś, czego bezmyślnie trzeba jak najszybciej się pozbyć, bo przecież nieuprawianie seksu w wieku dziewiętnastu lat to wstyd i hańba. Czy jest to coś naprawdę aż tak istotnego, że przysłania to dziewczynie widok na cały pozostały świat dookoła niej? A przede wszystkim – czy naprawdę w taki sposób powinno się przedstawiać tę kwestię nastolatkom? 

Pomimo tego, że jeszcze przez długi czas pozostanie we mnie bardzo duży niesmak wywołany kwestią, którą poruszyłam powyżej, to i tak „Inwazję na Tearling” oceniam bardzo pozytywnie. Spędziłam z tą książką fantastyczny czas, który z pewnością jeszcze długo będę miło wspominać. Jest to naprawdę udana kontynuacja „Królowej Tearlingu”, którą bardzo gorąco Wam polecam. Już nie mogę się doczekać sięgnięcia po trzeci tom tej trylogii, mam nadzieję, że jej zakończenie pod żadnym względem mnie nie rozczaruje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy opublikowany komentarz, opinia czytelników mojego bloga naprawdę wiele dla mnie znaczy i gorąco motywuje do dalszego pisania.

Copyright © 2016 Złodziejka Książek , Blogger