Wiele razy powtarzałam i zapewne jeszcze wiele razy powtórzę - jak nie na tym blogu, to gdzieś indziej - że uwielbiam Johna Greena, uwielbiam jego twórczość i uważam go za fantastycznego autora, który jest dla mnie gwiazdą gatunku YA. Na wydanie „19 razy Katherine” czekałam niczym najgorsza psychofanka, pełna obaw i fascynacji kolejną książką tego utalentowanego człowieka. Obawa, że książka ta nie spełni moich oczekiwań była dosyć duża, ale nie byłoby to niczym zaskakującym, bo przecież każdemu autorowi zdarzają się książki lepsze i gorsze. Tak też wygląda sytuacja w przypadku tej powieści, gdyż porównując ją do reszty książek Greena, które czytałam, „19 razy Katherine” wypada niestety najsłabiej.
Colin Singleton to cudowne dziecko, jednak jak na prawie-geniusza uwielbiającego układać anagramy do każdego usłyszanego słowa nie ma zbyt dużego powodzenia u dziewczyn. Prawda jest taka, że każda z nich go rzucała. I każda miała na imię Katherine. Po tym, jak jego dziewiętnasta dziewczyna o tym wdzięcznym imieniu łamie Colinowi serce, chłopak postanawia wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Hassanem, wyruszyć w podróż, która pomoże mu stanąć na nogi.
Zauważyłam pewną prawidłowość dotyczącą mnie i książek tego autora - w każdej z nich bardzo lubiłam męskie charaktery, niestety jednak żeńskie postacie bardzo mnie irytowały i - pisząc szczerze - po prostu działały mi na nerwy. Tak sprawa miała się w szczególności z „Papierowymi miastami” oraz „Szukając Alaski”, jednak tym razem „19 razy Katherine” przełamuje ten schemat (i chwała jej za to!), gdyż tutaj to właśnie główny bohater doprowadzał mnie do zgrzytania zębów, natomiast żeńska postać z miejsca wzbudziła moją sympatię.
Dlaczego Colin tak bardzo mnie irytował? Cóż, prawda jest taka, że przypomina on najzwyczajniej w świecie jęczącą babę, wiecznie użalającą się nad swoim losem i na każdym kroku wspominającą o swoim nieszczęściu. Los obdarował go nieprzeciętną inteligencją, a jednak chłopak ten chciałby więcej i więcej, ja rozumiem, że chęć zaistnienia w świecie, dokonania czegoś, dzięki czemu zostanie się zapamiętanym bywa ogromna, jednakże zachowanie Colina przypominało mi - jak to ładnie zostało w książce określone - „egocentrycznego dupka”. Nie sprawiło to w żadnym stopniu, żebym mogła tę postać polubić. Zupełnie inaczej sprawa ma się z przyjacielem Colina, Hassanem, którego humor i dystans do samego siebie z miejsca mnie urzekł.
Istotnym elementem tej powieści jest próba Colina do wykształcenia matematycznej formuły, która wyjaśniłaby mu, dlaczego tak wiele razy był rzucany przez swoje ex-dziewczyny. Przyznam szczerze, że dla mnie brzmiało to co najmniej irracjonalnie i było trochę irytujące. Uważam, że cała historia doskonale obeszłaby się bez tego matematycznego - wybaczcie określenie - bredzenia, która moim zdaniem wcale nie było potrzebne. Sprawiło jedynie, że postać Colina wydała mi się jeszcze bardziej pretensjonalna.
Podsumowując jednak całokształt tej powieści: w moich oczach wypada ona pozytywnie. Nie niesie ze sobą tak dużego ładunku emocji co chociażby „Gwiazd naszych wina”, jednak jej drobny przekaz zapada w pamięć. Ludzie pojawiają się w naszym życiu i często zdecydowanie zbyt szybko z niego odchodzą. Pogodzenie się z takim stanem rzeczy nie jest łatwe, jednak stanięcie na nogi nie bywa niemożliwe, potrzeba jednak czasu, aby ukoić rany. „19 razy Katherine” nie posiada zmieniającej życie metafory, głębokich wynurzeń, a jednak czytanie jej sprawiło mi dużą przyjemność. Myślę, że John Green troszkę przekombinował w przypadku tej powieści, a jednak nie nudziłam się podczas jej czytania, kilka razy uśmiechnęłam pod nosem i ani na sekundę nie mogłam oderwać wzroku od jej stron, choć przez powyższe akapity moglibyście myśleć inaczej. Prawda jest taka, że pomimo tych dosyć sporych minusów, „19 razy Katherine” to wciąż naprawdę dobra książka, typowo „greenowska”, z charakterystycznym stylem tego autora i klimatem jego powieści, który po odłożeniu lektury na półkę unosi się nad czytelnikiem jeszcze przez długi czas.
Ocena: 7/10
No. Przynajmniej raz ktoś napisał wyrażona recenzję. Niektórzy mieszali to z błotem, inni wychwalali pod niebiosa. A ty napisałas chyba najbardziej obiektywnie i chwała ci za to :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze innych recenzji, ale jeżeli jest tak, jak piszesz to bardzo się cieszę i dziękuję za miłe słowa! :) Nie jestem zawiedziona samą książką, tylko tym, że elementy, które zazwyczaj zachwycają mnie w książkach tego autora, tym razem mnie zawiodły. Jednak nie jest to na tyle słaba lektura, żeby mieszać ją z błotem, w gruncie rzeczy jestem z niej naprawdę zadowolona. :)
UsuńChyba by mnie ta postać za bardzo irytowała.
OdpowiedzUsuńFakt, Colin był bardzo denerwujący i szybko zaczął działać mi na nerwy, ale nie był aż tak męczącą postacią co chociażby Alaska z "Szukając Alaski", której po prostu nie mogłam znieść, więc nie ma tragedii. :)
Usuńciekawa recenzja :) Nie czytałam jeszcze nic tego autora, ale po tą książkę zamierzam sięgnąć :) Chociaż mam troche mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńMoże zacznij od "Gwiazd naszych wina" lub "Szukając Alaski"? Tak na wszelki wypadek, żebyś się nie zraziła do tego autora, bo jego książki są genialne i zdecydowanie warto je przeczytać. :)
UsuńMnie ona bardziej wkurzyła niż mi się spodobała. :) Najgorszym, największym minusem tej książki jest zdecydowanie główny bohater, Colin, którego miałam ochotę rozszarpać. Trafne określenie Colina - zachowywał się jak jęcząca baba, a może nawet gorzej. I układanie jego wykresów - przy tych fragmentach miałam ochotę przerwać lekturę, bo były przerażająco nudne i jakoś nie widziałam w nich jakiegokolwiek sensu. Serio, Colin trafia na listę najgorszych bohaterów ever! :D Za to tak jak ty, polubiłam jego przyjaciela Hassana, który wprowadził do powieści humor i dzięki niemu czasami C. stawał się trochę normalniejszy. I końcówka była całkiem okej. Ale ''19 razy Katherine'' to najgorsza książka Greena. :/ Mam nadzieję, że kolejne jego książki będą dorównywać poziomem GNW, Papierowym miastom, czy Szukając Alaski. :)
OdpowiedzUsuńTa książka zdecydowanie nie dorównuje poziomem innym książkom Greena, które recenzowałam, ale jak dla mnie nie jest aż tak zła (na szczęście). :) Nie mogę się jednak z Tobą nie zgodzić co do Colina - okropna z niego postać oraz co do tego matematycznego podejścia do związków. Już pominę fakt, że matematyka to moja fobia i nienawidzę jej bardziej niż czegokolwiek innego, to naprawdę nieustanne próbowanie dopasowanie wykresów do sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater było irytujące. :)
UsuńTeż matematyki nienawidzę, ale można czasami ją fajnie wykorzystać w książkach. Tutaj może byłoby to fajne, gdyby było jej mniej i gdyby główny bohater był fajny, a niestety nie był. :)
UsuńNo nie wiem, dla mnie te matematyczne wykresy były trochę takie... wymuszone? Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa, ale bardzo mnie one irytowały, a przez to jeszcze bardziej denerwował mnie Colin, gdyż były one bezpośrednio związane z jego postacią. :) Z resztą zauważyłam też, że każda męska postać w książkach tego autora jest przedstawiana dokładnie tak samo, można by imię Colina zamienić na Milesa i nie widziałabym żadnej różnicy pomiędzy tymi bohaterami. Na dłuższą metę robi się to męczące i nie wiem, czy przy kolejnych książkach tego autora (a mam nadzieję, że szybko się jakaś nowa powieść pojawi) nie będę miała tego dosyć (to bardzo możliwe).
UsuńEh, tylko 19 razy Katherine nie czytałam jeszcze. Dobrze, że jest greenowa mimo wszystko, gorsza, ale jednak i tak dobra. Żeńska postać warta polubienia? Hmmm, to ciekawe - do tej pory, prócz Hazel, żadnej żeńskiej greenowej postaci nie lubiłam :P
OdpowiedzUsuńHazel nie była zła, ale reszta żeńskich postaci... ugh. :D Tutaj na szczęście jest inaczej, czym jestem zaskoczona.
UsuńJestem po Gwiazd naszych wina i jakoś średnio polubiłam się z autorem więc nie wiem jak z tą książką :p
OdpowiedzUsuńO, naprawdę? :D To jednak istnieją wyjątki, które nie są tą książką zachwyceni. :) Green ma tendencję do tworzenia bardzo pretensjonalnych bohaterów (tj. Colin z "19 razy Katherine" czy Augustus z "Gwiazd naszych wina"), więc może w tym tkwi problem? :)
UsuńMuszę przeczytać w końcu :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś też inne książki tego autora? Jeżeli nie, to bardzo je polecam! :) Warto również zwrócić uwagę na książkę "Will Grayson, Will Grayson", którą Green napisał wspólnie z Davidem Levithanem - jak dla mnie jest to mistrzowska powieść. :)
Usuńnie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żebyś nie musiała zbyt długo na to czekać! ;)
UsuńMi się bardzo podobała, lepsza od "Szukając Alaski", na równi z "Papierowymi miastami", ale "Gwiazd naszych wina" niestety nie pobiła.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam jeszcze kilka razy :)
Oj, nie sądzę, żeby jakaś książka Greena pobiła GNW. :) Chociaż dla mnie jest to akurat "Will Grayson, Will Grayson", ale to książka także i innego autora, nie tylko Greena, więc raczej jej nie liczę... :)
UsuńMimo wszystko zachęcam do przeczytania, warto się z tą książką zapoznać. :)
OdpowiedzUsuńGreena czytałam tylko GNW, którymi byłam zachwycona :) Mam w planach resztę jego książek, a "19 razy Katherine" czeka na półce :) Trochę martwi mnie jęczący jak baba Colin, ale chyba sobie z nim poradzę skoro Hassan i żeńska postać są w porządku :D
OdpowiedzUsuńNie ma tragedii w przypadku tego bohatera, da się go przeżyć. :) Trochę mi szkoda, że książka wypada tak słabo na tle innych powieści tego autora, ale tego nie dało się uniknąć, jedne lektury są lepsze, inne słabsze. :)
UsuńPrzykro, że ocena spadła, tym bardziej, że to będzie moje drugie spotkanie z Greenem i to już wkrótce, bo książka kusi mnie już z kolejki książkowej. :o Mam nadzieję, że moje odczucia będą co najmniej takie jak twoje. Może być problem z bohaterem, bo nienawidzę gdy się nad sobą użalają, no ale. Jestem na razie pozytywnej myśli, choć te wszystkie negatywne opinie mnie zaskakują :o
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Pomyśl sobie tak (o ile Twoje odczucia będą takie same, jak moje): jeżeli teraz przeczytać najsłabszą z powieści Greena, a po niej sięgniesz po inne, już znacznie lepsze, to w sumie wyjdziesz na plus, bo zatrzesz sobie to przykre wrażenie, chociaż w gruncie rzeczy ta książka wcale nie jest zła. :) Niemniej jednak trzymam kciuki, żeby Tobie spodobała się bardziej!
UsuńPóki co zapoznałam się jedynie z "Gwiazd naszych winą" tego autora i jestem zachwycona. Z chęcią przeczytam inne jego książki, w tym tę najnowszą. Mimo wszystko widzę, że dałaś wysoką ocenę tej powieści, więc na pewno warta jest przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad daniem tej książce oceny 6/10, ale uznałam, że byłaby ona zdecydowanie zbyt niska, poza tym u mnie 6/10 to naprawdę nieciekawe książki, a "19 razy Katherine" nieciekawą powieścią zdecydowanie nie jest, więc nie potrafiłabym tak jej ocenić. :)
UsuńChyba z moich planów żeby przeczytać wszystkie książki Greena nic nie wyjdzie. Twoja recenzja za bardzo mnie nie przekonuje do tej książki, więc chyba po prostu ją pominę :)
OdpowiedzUsuńA może jednak warto się skusić? ;) Bo ja absolutnie jej nie odradzam!
UsuńNigdy nie czytałam powieści tego autora, ale od niedawna mam właśnie taki zamiar, bo zaraz więcej osób mi je poleca i czytam coraz więcej chwali jego powieści :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna stronka, będę odwiedzać ;)
Jeśli masz ochotę zapraszam do mnie: http://zycie-bez-ksiazek-to-nie-zycie.bloog.pl/
ZARAZA
Jak polecają to trzeba przeczytać, koniecznie! Dołączam się do zachęcania, bo ten autor jest naprawdę świetny, a jego książki na baaardzo długo zapadają w pamięć. :)
UsuńMoże wreszcie w te wakacje uda mi się przeczytać jakieś książki od Greena :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, bo warto. ;)
UsuńOj, to prawda. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mnie oczaruje nie mniej niż inne książki Greena :)
OdpowiedzUsuńGreena jeszcze nie czytałam - "Gwiazd naszych wina" czeka na swoja kolej na czytniku. Także na razie wstrzymam się z innymi pozycjami tego autora. A poza tym po przeczytaniu kilku recenzji mam wrażenie, że autor pisze dość schematycznie... Zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuń